Rozdział 29

229 21 5
                                    

No i szkoła. Kolejny depresyjny poniedziałek w budynku rozpaczy, znienawidzonym przez miliony młodych ludzi. Czasami się zastanawiam, kto może lubić tutaj przychodzić i jak bardzo chory musi być. 

Druga lekcja. Zasypiałam i to okropnie. Co chwilę głowa mi opadała. Z całych sił starałam się mieć oczy otwarte i przede wszystkim nie spaść z ławki. Zaspałam, rano nie zdążyłam zrobić sobie kawy, a szkolny automat się zepsuł. Byłam w dupie.

Wczoraj do późna uczyłam się z Justinem. On naprawdę praktycznie nic nie ogarniał z materiału. Cieszę się, że mogłam mu pomóc. Byliśmy u niego i nie powiem, spotkanie z jego rodzicami było krępujące. Nie chcę być niemiła, ale są dosyć dziwnymi ludźmi. Kiedy pierwszy raz ich zobaczyłam, od razu tak pomyślałam, a tamta niedziela tylko mnie w tym utwierdziła. Justin bardzo się wstydził. Jego policzki były mocno różowe, co nigdy nie przestanę uważać za urocze, i nerwowo przygryzał wargę. Obiecałam, że zapomnimy o tej sytuacji. W końcu to nie jego wina.

- Jak wiecie, nasza szkoła wygrała lokalny konkurs. Nagrodą jest wycieczka do Paryża. Pojadą do niej trzy klasy, które osiągnęły najlepsze wyniki w nauce. W tej trójce jesteście wy. - Usłyszałam głos nauczycielki, kiedy po raz kolejny lekko się przebudziłam, a następnie wesołe okrzyki uczniów. 

Też bym się ucieszyła. W końcu, druga półkula, Europa, Francja, miasto miłości. Jednak ja już wiedziałam, że nie pojadę. Jak miałabym sama cieszyć się podróżą? Z nikim bym nie rozmawiała, tylko wiecznie szła na końcu grupy. W klasie byłam tak zwaną szarą myszką. Nie zwracałam na siebie żadnej uwagi, a wszystkim byłam obojętna. Nie byłam lubiana, ani też nikomu nie przeszkadzałam. Byłam jak kolejne ziarnko piasku na pustyni.

Byłam pewna, że klasa Adele i Ashtona też pojedzie. To był kolejny argument na nie. Nie mogłam na nich patrzeć, na tę aurę szczęścia, która zawsze ich otacza. A oni nie mogli widzieć mnie, tego, jak bardzo samotna bez nich jestem. W szkole. Poza nią mam Justina. Gdyby nie on...nie byłoby mnie tutaj.

- Ktoś już teraz wie, że na pewno nie pojedzie? - zapytała żartem pani profesor, a klasa zaczęła się śmiać. Mnie to nie rozbawiło, jako jedyna podniosłam rękę, przez co zostałam obdarzona spojrzeniami, jakbym co najmniej zwariowała. - Abigail? Chyba nie zrozumiałaś, to jest całkowicie za darmo.

Wzruszyłam ramionami, nic nie odpowiadając. Zadzwonił dzwonek, co mnie w tej chwili naprawdę uratowało. Krępowały mnie te wszystkie spojrzenia. Kiedy opuszczałam klasę, nauczycielka mnie zatrzymała. 

- Dlaczego nie chcesz jechać, stało się coś? - zadała pytanie z wyczuwalną troską w głosie. Wzruszyłam ramionami.

- Po prostu, wszystko w porządku - odpowiedziałam obojętnie, chcąc jak najszybciej iść na przerwę.

- Nie rozumiem, jak można nie chcieć skorzystać z darmowej wycieczki...

- Nie musi pani rozumieć - odpowiedziałam trochę niemiło. - A teraz przepraszam, śpieszy mi się.

Wyszedłszy z klasy, od razu natrafiłam na moich byłych przyjaciół. Szli, jak zawsze, przytuleni i roześmiani. Spuściłam wzrok, nie chcąc załapać z nimi kontaktu i szybkim krokiem udałam się do sali, w której miałam mieć matematykę.


***


Wróciłam do domu. Na parkingu nie widziałam ani samochodu mamy, ani ojczyma, więc ucieszyłam się na kilka spokojnych godzin we własnym towarzystwie. Weszłam do swojego pokoju, po czym od razu rzuciłam plecak na ziemię. Ściągnęłam bluzę, a następnie pozbyłam się stanika. W końcu ulga i swoboda. Każda kobieta zrozumie. Zrobiłam sobie popcorn i położyłam się na łóżku, a na laptopie włączyłam serial. Relaks czas zacząć.

Drugi odcinek.

Trzeci odcinek.

Przerwa na siku.

I czwarty odcinek.

Mój telefon zaczął dzwonić. Zatrzymałam serial i uśmiechnęłam się sama do siebie. Na dzwonku miałam ,,Heavy". Piosenkę, którą śpiewaliśmy z Justinem pijani na ławce w parku. Nasze pierwsze spotkanie i zawarcie paktu. Noc, która odmieniła nasz los. Bylibyśmy martwi, a tak, wciąż żyjemy dzięki sobie. Cudowne, prawda? Spojrzałam na wyświetlacz, a kąciki moich ust uniosły się jeszcze wyżej.

- Hej, Abigail. - Usłyszałam, kiedy odebrałam.

- Hej, Justin.

- Strasznie mi się nudzi i pomyślałem, że...

- A nie powinieneś się uczyć? - przerwałam mu, cicho się śmiejąc.

- Uczyłem, ale ile można? Nie mogę przegrzać mózgu, rozumiesz...

- Jasne. - Znowu zachichotałam. Matko, mówiłam już, jak bardzo uwielbiam tego człowieka?

- Więc... - zaczął, ale kolejny raz się wtrąciłam.

- Czekaj - poprosiłam. Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do mieszkania. - Mamo, to ty? - zapytałam z nadzieją, ale głos, który mi odpowiedział, wcale do niej nie należał. Nie minęła chwila, a do mojego pokoju wszedł Jordan.

- Jak dobrze, że jesteś. Miałem cholernie stresujący dzień w pracy. Pracuję z bandą idiotów, wiesz? Potrzebuję rozluźnienia i ty mi je dasz - oznajmił, podchodząc do łóżka.

Cofałam się, aż moje plecy przywarły do ściany. Serce biło mi jak oszalałe, a telefon wypadł z ręki, lądując na podłodze. 

- Zostaw mnie - poprosiłam cicho, jakby miał mnie posłuchać.

- Przecież wiesz, że tego nie zrobię, skarbeńku.

Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz