Rozdział 12

632 44 1
                                    

Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam.
W co ja się wpakowałam?

Każdy poszedł w swoją stronę, a Peter zaniosł mnie do kuchni i postawił na blacie.

Szukał coś w szafkach.

Zaczełam analizować swoją sytuację.

Jestem w Avengers Tower pod postacią kota.
Nie mogę się przemienić, bo wszędzie są kamery i Peter będzie mnie pilnować.

Pytanie, czy mam uciekać, czy tu zostać i mieć na wszystko oko?

Brunet podstawił mi pod nos miseczki z mięsem i wodą.

Zaczęłam się pożywiać, bo teraz gram rolę, której nigdy nie grałam i nie sądziłam, że zagram.

Dla tych nie wiadomych: udaję bezdomnego, głodnego i "słodkiego" kotka.

Po tym jak zjadłam zeskoczyłam z blatu i ruszyłam do salonu (pamietam cały plan tego budynku).

Zdziwiony lekko chłopak podążył za mną.

Usiedliśmy na kanapie, a ja podałam mu pilota w pysku, dając do zrozumienia, żeby włączył telewizor.

Akurat leciały wiadomości. Na ekranie pojawiła się reporterka i mówiła:

"- Kolejne ciała, kolejni mordercy. Teraz każdy powinien się trzymać na baczności. W tym tygodniu znaleziono mnóstwo trupów. Wszystkie ofiary są powiązane z światem kryminalnym ,a osoby odpowiedzialne za to zamieszanie nie zostawiają po sobie żadnej wskazówki. Pytanie, czy to nowi bohaterowie, czy ich przeciwnicy?-"

Wyprwszam sobie. Zrobiłam to wszystko sama.
No, nie licząc głównej bazy Hydry, ale to szczgół...

Do pomieszczenia weszli :Tony, Thor, Clint i Natasha. Wszyscy darli japy.

Skuliłam się, bo koty czują wszystko inaczej.
Widząc to Peter wziął mnie na kolana i zasłonił mi uszy.
Trochę pomogło, ale nadal słyszałam ich głosy.

- A jak się ma nasza kicia- spytał Clint i zabrał mnie z kolan chłopaka i zaczął mi się przeglądać.

Machnełam łapką i chciałam powiedzieć, żeby się ogarnął, ale tylko miauknełam.

Inni uznali to chyba za coś słodkiego, bo niektórzy westchneli i inni lekko zaśmiali.

Litości...

Wszyscy zajeli miejsca na kanapie i fotelach.

- Jak nazwiesz tą istotę?- spytał ten idiota z innego świata, Petera.

- Jeszcze nie wiem...

- To coś wymyśl- odezwała się Natasha - Dałeś jej coś do jedzenia?

- Jasne, że tak, ale trzeba będzie załatwić jedzenie dla kotów.

Syknełam na te słowa, co nie uszło ich uwadze.

- Oj, ona chyba nie lubi kociego żarcia- odezwał się Tony, na co wywróciłam oczami.

- Może ona woli ludzkie jedzenie- bardziej stwierdził łucznik, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Ciekawe, czy zjadłaby pizze?

- Na pewno z rybami.

I znowu się zaczęło.

Nie mogąc tego słuchać, skorzystałam z ich nieuwagi i poszłam do pokoju Steve'a, gdzie powinien być.

Drzwi były zamknięte, więc podrapałam trochę je i czekałam na efekt.

Chwilę później pokój się otworzył i w przejściu stał Rogers.

Zaczął się rozglądać po korytarzu i zanim spojrzał w dół, ja weszłam do pomieszczenia.

Cicho weszłam na łóżko i zaczęłam się rozglądać.
Same książki i sprzęt do ćwiczeń. Nudy...

Steve zamknął drzwi i odwrócił się, spoglądając na mnie.

- No cześć- był chyba przestraszony. Chciało mi się śmiać z jego miny. Położyłam się dając do zrozumienia, że nie chcę się stąd wynosić- Chcesz wrócić do reszty? -spytał z nadzieją, a ja pokreciłam głową na "nie"

- To co proponujesz?  Jestem nie normalny. Gadam z kotem- "i ze sobą"- Będę szczery, boję się kotów, więc jak teraz pójdziesz ,będę ci zostawiał świeże mleko, zgoda?

Typowy Kapitan Ameryka.
Zamiast powiedzieć: "Spierdalaj, to mój pokój", to on jeszcze daje ci ofertę nie do odrzucenia.

Poszłam w stronę drzwi, Steve je otworzył i jeszcze dodał:
- Nie chcę cię wyganiać, ale po prostu nie dogaduję się z twoją rasą.

Tak, on powinien iść do terapeuty się wyżalić, ale nie, przecież mogę po męczyć "biedne zwierzętko".

Z takimi myślami wróciłam do reszty, która szukała mnie po całym salonie, co wyglądało komicznie.

- Ty mała wredoto- wykrzyczał w moją stronę Tony- szukamy cię tyle czasu, a ty nie dajesz znaku życia. Prawdziwa kobieta.

Za to stwierdzenie dostał od Natashy w łep, a ja nie wytrzymałam i parsknełam chowając pysk w jedną z poduszkę.

- Widzicie? Nawet ta kotka nie może z wami wytrzymać, idioci- usłyszałam Clintona.

A ja przez napady śmichu poczułam, że długo nie wytrzymam.
Ta scena, kiedy każdy wyzywa każdego od debili, przebiłaby wszystkie kabarety.

Znowu uciekłam, ale tym razem do najbliższej toalety.

Wtedy mnie olśniło... W kiblu nie ma kamer.

Zamieniłam się spowrotem w człowieka.

I co teraz?

Wiem!
Zamienię się w moją czarną mgiełke i wylecę przez wentylacje... ale wtedy nie mam gwarancji, że dym się nie rozdzieli, bo wtedy nie miałabym jakieś kończyny...

Bycie kotem w tym cyrku ,wyczerpało limit.

W ptaka się nie zamienię, bo w tym mieście są tylko gołębie. A widzieliście kiedyś czarnego gołębia? Bo ja bym na pewno zwróciła uwage.
To samo z myszami.

Ugh... I co zrobić?
Podobno jestem samowystarczalna, ale co mam zrobić, by nie wpaść?

Ja, 14-sto letnia mutanka i morderczyni ,jedna z najlepszych w tym fachu siedzi w kiblu i się zastanawia jak zwiać.

Zupełnie jak randka w ciemno.


Zmieniona Przez ŚmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz