Rozdział 44

230 18 0
                                    

Z tej samej karty zadzwoniłam do Antoniego Starka. Tym razem nie z zastrzeżonego, ponieważ moim zdaniem marnowanie czasu na nie namierzenie mnie z opuszczonej rezydencji w Brooklynie, jest co najmniej nie odpowiednie. Obniżam wam poprzeczkę, Avengersi. Serio to nawet nie wiem, po co Nicki kazał wszystkim mnie złapać. Może nie chciał się pogodzić z moim odejściem, albo mam pomóc "dla dobra ludzkości".

- Pan Stark nie ma zamiaru odebrać, ani odsłuchać wiadomości. Jednakże możesz spróbować- usłyszałam JARVIS'A. On nadal ma wszystko w dupie i do wszystkiego wykorzystuje sztuczną inteligencję, którą dawno zawładnełam.

- Puścisz mu to nagranie, czy tego chce, czy nie- rozkazałam, by następnie zostawić wiadomość głosową- Witaj, Stark. Myślisz, że jesteś tuż za mną, ale ja wyprzedzam cię dalej niż sobie wyobrazisz. Możesz próbować mnie namierzyć. JARVIS ci nie powie, a jak postanowisz ruszyć swoje durne cztery litery od tych złomowisk, które nazywasz częścią zbrój, wiedz, że wiele nie wskurasz. A teraz kiedy odłożyłeś te cholerne whisky, przygotuj się na wojnę nie z tego świata. Będę łaskawa i pobawię się w przepowiednie. 'Zginie wielu. Wojna szybko się skończy. Nie zostanie jednak zapomniana. Wszystko co widzieliście lub myśleliście, że wiecie okaże się być zgubą w czasach, w których trzeba zachować czysty umysł. Bohaterowie podzielą się na pół, podobnie jak budynki. Zbawieniem będzie obojętność.' Dla dobra ogółu: zacznij medytować i przygotuj się na rzeź.

Rozłączyłam się, zniszczyłam kartę i rzuciłam telefon- cegłę do kałuży pośród gruzów. Nie szkoda mi tego czegoś, za co zapłaciłam 15 dolarów. Przybrałam kształt kota i przemieszczałam po kamieniach i cegłach.

Nie czekałam długo. Nie wiele później na miejsce przyleciała pusta puszka, bo Wielki Anthony Stark nie mógłby się zjawić osobiście. Jest strasznym, śmierdzącym leniem. Przynosi wstyd swojemu ojcu, świętej pamięci. Znałam go. Prowadził interesy z moimi rodzicami, jeszcze zanim urodziła się Anna. Był mi w jakiś sposób bliski i to od niego znam się tak dobrze na technologii przyszłości. Zapewne bez tego umiałabym jedynie usunąć program, zostawiając po sobie wszelkie, możliwe ślady.

Maszyna zniknęła, równie szybko, jak się pojawiła. Prawdopodobnie chciał mnie zobaczyć, bo przecież mógł użyć satelity do skanacji otoczenia. Pewnie mnie złapać na gorącym uczynku, czy inne bzdury. Mają do mnie sprawę? No pewnie, że tak. W końcu po coś mnie szukają, ale mam to gdzieś.

~~~~~Następny dzień~~~~~

Jest 7 rano. Wczoraj zajęłam się papierkową robotą i mimo wszystko skontaktowałam się z Paulem. Nie ukrywam, że zależało mi na Mike'u. Nadal mam nadzieję, że żyje, a jedynie zabrono mu cząstkę siebie, co by wszystko tłumaczyło to, że czuję się jakby we mnie wstąpiła jego dusza. Mógł ją przecież stracić, ale jak tak jest to go znajdę, choćbym miała zostać obiektem badań w Hydrze. Nadzieja umiera ostatnia. Ja bym sobie poradziła, co innego mój Elfik.

Mam już mnóstwo ciekawych informacji. Dzięki, kamery miejskie. Dzięki, siło wyższa za moje zdolności. Przeklinam Cię, Red Skull!!! Jak Cię dopadnę będziesz srał ze strachu! Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo Cię skrzywdzę.

Stukałam w ekran laptopa do czwartej rano. Kiedyś potrafiłam całą noc i dłużej czytać książki wujka, który w rzeczywistości był moim sąsiadem, a teraz należy do gównianego bractwa. Nie oceniam. Znalazłam większość powiązań i tak oto dowiedziałam się jak Mike zdobył zbyt wielką pewność siebie.

Chciał dobrze, ale zamiast wybuchu, odbyło się porwanie. Wierzył, że uratuje cywili. Udało mu się, ale za dużą cenę. Oczywiście go stamtąd wyciągnę... Albo jego ciało, czy cokolwiek co po nim zostało. Odejdzie godnie. W dwóch znaczeniach tego zdania.

Paula zżerają wyżuty sumienia, które czułam nawet po drugiej stronie komórki. W końcu miał go pilnować.

JARVIS jest najsilniejszym programem, który należy do mnie. Jednak nadal jest ich dużo. Każde działa inaczej. Nikt by nie zwracał na nich uwagi, ponieważ z pozoru nie zrobią za wiele. Duże rzeczy biorą się z małych. Gdyby nie śruby, gwoździe itd. wszystko co budowaliśmy, poszło by się jebać.

Spałam spokojnie do południa. Postanowiłam zamówić sobie  obiad, bo na śniadanie za późno, a mi nie robi to wielkiej różnicy. Jedzenie to jedzenie. Udałam się do łazienki, gdzie ujrzałam w lustrze prawdziwe monstrum. W odbiciu stała czerwono włosa. Miała na głowie istne siano. Pod oczami zebrał się tusz i sińce od nie wyspania. Ciuchy były pogniecione i śmierdziały, podobnie jak oddech. Ciekawe, czy by się dobrze sprabował na Halloween.

Pierwsze co zrobiłam to umyłam zęby szczoteczką, która mówi, że nie przeżyje nawet dwóch tygodni mycia. Potem się rozebrałam i wskoczyłam pod prysznic.

Wszystkie czynności zajęły mi pół godziny. Wyszłam czysta, pachnąca, uczesana i ogólnie wyglądałam jak zadbany człowiek.
Rozległo się pukanie, więc otworzyłam lekko drzwi w szlafroku. Zapomniałam o papierach na swoim łóżku.

Na korytarzu ze sposzczoną głową stał we własnej osobie agent Clint Barton z wózkiem wypchanym po brzegi tacami. Japierdole, serio? Agenci im się skończyli?

- Obiad do pokoju- "dyskretnie" mnie zbadał wzrokiem. Zmusiałam się, by mimo wszelkich minusów wejść do jego głowy. Trwało to może trzy sekundy. Wiedziałam więcej niż było trzeba. On nie wiedział, że wiem; że jestem kim jestem; i że wdarłam mu się to głowy, ponieważ cały ból i szum wzięłam na siebie.

- Nie zamawiałam ani ośmiornicy, ani szampana- uniosłam jedną brew czekając na przebieg sytuacji.

Uśmiechnął się nieznacznie pod nosem. Nie mogłam też oczywiście nie zauważyć jego słuchawki, ukrytej kamerze i mikrofonu ukrytych w uniformie służby tego hotelu.

- Możliwe, że się pokoje panu pomyliły- grałam dalej.

- Z pewnością...

W ułamku sekundy podrzucił tacę z jedzeniem tak, że gdybym nie zamknęła drzwi w ekspresowym tempie, mogłabym oberwać w twarz. Nie czekając na nic zgarnełam wszelkie papiery, manipulując upływającym czasie rzeczywistym.

W torbie się pewnie wszystkie dokumenty pogniotą, ale co zrobię z walizkami, które na szczęście nie rozpakowałam? Przypomniało mi się, że mam w sobie cząstkę Mike'a i umiem ulepszać umiejętności. Skupiłam się. Oddałam trochę wysiłku, by zmniejszyć swój wyznaczony bagaż. Gdy mogły się zmieścić do kieszeni szlafroka, zmieniłam się w fantoma, zabierając wszystko co jeszcze zostało. Można powiedzieć, że chowałam do "brzucha" takie rzeczy jak telefon, portfel i kosmetyki z łazienki.

Drzwi bardzo powoli urywały się z zawiasów. No bo po co znaleźć kartę- klucz do pokoju, skoro można je wyważyć?

Otworzyłam okno na oścież i skoczyłam, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie, ale to nigdy nie będzie zwykłe. Nigdy mi się nie znudzi szukanie adrenaliny, a gdzie można ją znaleźć jak nie w zabójczych wysokościach, jak twój mózg mimo wszystko rejestruje to jako zagrożenie? Zupełnie jak w kolejkach górskich. Wiesz, że nic ci się nie, jednak twój mózg boi się upadku, a jednocześnie cieszysz się z tej mieszanki emocji.

Spadając zauważyłam radiowozy i inne.
To jest właśnie przyjemność. Znajdowanie adrenaliny zmieszaną z niekontrolowanymi emocjami. To najcudowniejsze uczucie jakie kiedykolwiek do znałam i najprawdopodobniej lepszego nie poznam.

Zmieniona Przez ŚmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz