Rozdział 30

342 19 0
                                    

Akurat kiedy skończyłam pisać swój "pamiętnik" wpadł do mnie Pajączek.

Dosłownie. Przez okno.

- Skoro już jesteś to może mi pomożesz- powiedziałam od niechcenia.

Peter zdjął maskę i przeczesał drżącą ręką włosy.
Był roztrzęsiony.

- Chociaż może lepiej się na pijesz- kiwnął głową, a z jego ust wydostało się jedynie ciężkie sapanie.

Wyciągnęłam z szafki szklankę, nalałam do niej wody i podałam Parkerowi.

- Co się stało? - spytałam kiedy wypił już zawartość szklanki.

-Serio, to nic nie rozumiem z tego co się stało- głos mu drżał.

- Masz mi tu wszystko powiedzieć, jak na spowiedzi, co się stało po tym, jak wyszłeś na informatyce- rozkazałam.

- No... Dobra i tak się pewnie domyślasz. Dostałem misje. Miałem przeszkodzić jednemu gangu, przekazać jakieś papiery. Podobno niedługo mają wojnę z innym gangiem, więc gdyby przegrali wszyscy by zginęli. Dlatego chcą zmusić młodszych, żeby przejęli po nich wszystko i ich zastąpili. Tak zrozumiałem. Miałem tą teczkę w rękach i... w sumie nie wiem, co się stało. Widziałem coś, ale nie mogłem tego widzieć. To wyglądało realnie, ale wiem, że to niemożliwe.

Myśli jego były zamazane.
Nie wiedziałam co zobaczył, ale on sam nie był tego pewien.

- Co zobaczyłeś?

- Nie ważne- szybko się ogarnął- To było coś jak hipnoza. Obudziłem się u Avengersów. Przypomniałem sobie, że miałem ci pomóc i przed chwilą wróciły mi wspomnienia.

- Acha... Skoro to hipnoza to nie masz się czym przejmować. To tylko fikcja. Spakowałam się już, więc niepotrzebnie przyszedłeś. Zamówię taksówkę, chyba że jesteś głodny. Nie jadłeś nawet lunchu.

- Nie je...- przerwało mu burczenie brzucha- Dobra... Może trochę jestem.

Uśmiechnełam się lekko i podgrzałam resztę lazani.
Parker się trochę rozglądał.
Nic nie znajdzie.

- Smacznego- zostawiłam talerz z widelcem na stole.

- Dzięki- powiedział i zaczął jeść.

Zamówiłam taksówkę, a potem włączyłam telewizor.
Akurat leciały wiadomości.

Zgadnijcie na jaki temat...

"Zło pokonało dobro! Czy możemy się czuć bezpiecznie przy bohaterach?"

Przełączyłam szybko kanał, ale Parker i tak przez swój "pajęczy zmysł" zauważył poprzedni program.

Załamany schował twarz w dłoniach.

Boże, daj mi siły, bo z nim nie wytrzymam!
I to on ocalił mi życie i to jemu powinnam być wdzięczna do jego końca?
Niektórzy by nawet sądzili, że powinnam być mu całkowicie oddana i wdzięczna za uratowanie dupy.

Ale jak patrzę na niego, jego nastawienie i czyny to mam ochotę łep rozjebać, ale nie wiem, czy sobie, jemu, czy pierwszemu kogo zobaczę.

Ludzie, jak można się tak zachowywać!
Niby taki bohater, a przy takich sprawach zachowuje się jak bachor!

Nie obrażając dzieci, oczywiście...

- Jestem beznadziejny- powiedział nie zmieniając pozycji.

Ciesz się, że siebie teraz nie widzisz, bo wtedy byś zdał sobie sprawę, jak blisko prawdy jesteś.

- Masz racje- powiedziałam za szybko i chamsko- Jesteś beznadziejny, bo przez byle gówno się załamujesz. Schowaj swoje ego do kieszeni i rób swoje powinności. Nie patrząc w różne strony i innych, bo tak tylko później dotrzesz do celu, jeśli o nim nie zapomnisz. Ty jednak liczysz się z opinią mediów, zapominając o swoim celu przez co jesteś co najmniej beznadziejnym bohaterem.

Po raz kolejny tego dnia wprawiłam Petera w usłupienie.
Patrzył na mnie teraz, a ja nie potrafiłam odczytać jego emocji.

- Nie wiem, czy mnie teraz obraziłaś, czy chciałaś postawić do pionu - przyznał.

- To i to.

........Pół godziny później........

Znowu jestem z tymi idiotami.

Bądź optymistką! Może trochę ubarwnisz sobie ten pobyt?

Znowu jestem w sali treningowej.
Zaraz będę walczyć z Czarną Wdową, bo ta nie wierzy w moje umiejętności.
Oj, jak mocno zapłaci za niedocenianie mnie? Ale przynajmniej może nie będę się tak bardzo nudzić i może jeszcze dokopię Starkowi.

-... Wspomnisz moje słowa, Nat- mówił łucznik- Jak skończysz cała poobijana, to pretensje miej tylko do siebie.

- Boże kochany, przecież to tylko dziecko! Co mi ona może zrobić? -denerwowała się agentka.

- Wspomnisz moje słowa- naśladowałam głos łucznika- Pożałujesz za nazwanie mnie dzieckiem, kiedy nawet Bruce nie zdoła cię pozszywać. Wtedy najwyższej zabawi się w Frankensteina, żeby cię przywrócić do żywych, ale jak znam Starka, będzie mu kazał zwlekać jak najdłużej. Pożałujesz za niedocenienie przeciwnika, a teraz zaczynajmy. Nie będzie taryfy ulgowej.

Po chwili stałam naprzeciwko Rosjanki zwinnie blokując każdy jej cios.
Specjalnie nie używałam swoich mocy, aby jej pokazać jak słaba wobec mnie jest.

Kiedy chciała mnie walnąć z półobrotu, schyliłam głowę, przez co stała ułamek sekundy tyłem do mnie. To wystarczyło.

Zanim się odwróciła, kopnełam ją w ugięcie kolan. Spadła na klęczki.
Walnełam ją z niemałą siłą, łokciem w głowę.

Agentka jednak nie raz mocno oberwała. Z czoła leciał jej strumyk krwi, a ona zobaczyła we mnie prawdziwe zagrożenie.

Oczywiście za późno.

Podniosła się naprawdę szybko.
Próbowała mnie uderzyć sierpowym. Złapałam jej rękę w powietrzu i drugą, którą chciała natychmiast wykorzystać.

Wykręciłam obie w taki sposób, że chyba skręciłam jej nadgarstki... Chyba.

Agentka wydała z siebie coś pomiędzy jękiem, a krzykiem.
Podciełam jej nogi i zaczęłam okładać pięściami.

- Nie doceniłaś przeciwnika- powiedziałam między uderzeniami- Nie jesteś najlepsza i nigdy nie będziesz.

Moje słowa tak ją dotknęły, że się zacieła i nie próbowała już blokować moich ciosów.

Chcąc to zakończyć, złapałam ją palcem wskazującym i kciukiem za odpowiednie miejsce na szyi i przywaliłam ostatni raz z bani.

- Widzisz już gwiazdy? - spytałam ją w myślach kiedy zemdlała.

Wstałam z niej i od razu przybiegł do niej zielony, sprawdzając czy żyje.

- Nie denerwuj się tak- powiedziałam spokojnie- Za kilka minut odzyska przytomność.

Wszyscy się na mnie gapili oszołomieni (oczywiście oprócz Natashy).

Co oni się, kurwa, na mnie patrzą, jakby mi przynajmniej skrzydła wyrosły i zaczęła śpiewać selenade?

Pierwszy otrząsnął się doktorek, który wrócił do badania rudej.

- Ale ją załatwiłaś- skwitował Tony.

- Jak ci się to udało ją tak szybko pokonać i w dodatku tak łatwo? - spytał Kapitan.

- Miałam kumpli z ulicy- powiedziałam po części prawdę.

- Nie wierzę, że pokonałaś Natashe, bo zadawałaś się z dresami- powiedział Peter.

- To nie wierz, ale ja się szybko uczę. Oni chętnie nauczyli mnie wszystkiego, co sami umieli, a ja to wszystko ulepszyłam i nikt do mnie nie podskakiwał.

"Jest dobra. Za dobra.
Boję się pomyśleć, co by było gdyby była przeciw nam.
Teraz może brać udział w misjach, ale boję się, że nad nią nie zaponujemy.
Przydała by się nam na dłużej" -myśleli.

W tej chwili rozbrzmiał alarm, a Kapitan kazał Bruce'owi zająć się rudą, a mi ją zastąpić.

Zmieniona Przez ŚmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz