34

762 27 3
                                    


Zaśmiałam się głośno, widząc Cristiano, walczącego z kulami. Kierowałam się szpitalnym korytarzem w stronę sali, którą wskazał mi w wiadomości. Z dużej odległości dało sie zauważyć biały gips na nodze chłopaka. Nie miał możliwości zginania kolana, ani stawania na stopie, więc jego próby chodu wyglądały komicznie.
-Zabawne- syknął, gdy podeszłam bliżej, jednak uśmiechnął się do mnie ciepło.
-Hej- przywitałam się buziakiem w policzek i złapałam jego torbę, chcąc opuścić budynek. -Idziemy?- zapytałam, widząc jak Cristiano wzdycha głośno, ale nie podąża za mną do wyjścia.
-Idziemy- szepnął, ponownie opierając się o kule i małymi kroczkami ruszył- dziękuję- dodał, kuśtykając. Nie musiałam na niego patrzeć, by wiedzieć, że podziękował szczerze. Jego głos był przepełniony dziwnym rodzajem wdzięczności. Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami, nie uznając mojego zachowania za coś wyjątkowego.
-Serio- zatrzymał się ponownie, przez co i ja stanęłam i spojrzałam na niego. -Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie- oznajmił smutno i nie czekając na mnie ruszył, starając się nabrać szybkie tempo.

Resztę drogi pokonaliśmy w większości w milczeniu. Przez chwilę Cristiano opowiadał o badanichach, jakie miał wykonywane, a resztę drogi w ciszy wpatrywał się w szybę.
-Jesteśmy- oznajmiłam, gdy pojechałam pod posesję chłopaka. Byłam świadoma, że miał kontuzje nogi, a nie głowy i wciąż pamiętał, jak wygląda jego dom, jednak chciałam w jakiś sposób przerwać panujące milczenie. Skinął głową i zaczął wysiadać. Westchnąłam i wyskoczyłam, by pomóc mu. Otworzyłam szerzej drzwi i przytrzymałam je, by mógł swobodnie wyciągnąć nogi. Podałam mu z bagażnika kule, a jego torbę przewiesiłam sobie przez ramię.
-Dzięki- rzucił, oglądając się przez ramie, gdy znaleźliśmy się w korytarzu. Położyłam jego bagaż na podłodze i zdjęłam baleriny. Widziałam jego zdziwione spojrzenie, jednak wzruszyłam jedynie ramionami, nie oczekując zaproszenia. Weszłam do kuchni i wstawiłam wodę, czując się, jak u siebie. Przecież nie mogłam zostawić go samego z gipsem na całej nodze i smutkiem, bijącym na kilometr.
-Może podłoże ci coś pod noge?- zapytałam, zjawiając się w salonie. Siedział na sofie, starając się wygodnie ułożyć. Nie czekając na odpowiedź, przysunęłam małą pufę i ułożyłam na niej nogę chłopaka. Syknął z bólu, gdy dotknęłam gipsu, na co zrobiłam przepraszającą minę.
-Zrobię ci herbatę- zaproponowałam, ignorując przeszywający mnie na wylot wzrok Cristiano. -A może jesteś głodny?- krzyknęłam z kuchni, gdy zalewałam dwa kubki wrzątkiem.
Zaniosłam napoje do salonu i położyłam je na stoliku przed chłopakiem. Wyłączył telewizor i zupełnie zignorował moją obecność.
-To jesteś, czy nie?- zapytałam głośniej, siadając obok niego.
-Co jestem?- warknął wyraźnie zdenerwowany moim ciągłym gadanien. Uniosłam ręce w obronnym geście i sięgnęłam po herbate, by podać mu ją.
-Nie jestem- powiedział wciąż ostro i odepchnął moją wyciągniętą rękę, przez co gorąca ciecz wylała się na moje udo. Krzyknęłam, czując okropne pieczenie i zerwałam się z kanapy w strone łazienki. Ściagnęłam mokre spodnie i nie czekając, aż moja skóra ucierpi jeszcze bardziej, weszłam pod prysznic, by schłodzić ją zimniejszą wodą.
-Przepraszam- usłyszałam w drzwiach głos Cristiano, przyglądał się mi z poczuciem winy i jeżeli chodziło o mnie osobiście, to mało mnie, to w tamtym momencie obchodziło. Po kilku minutach zakręciłam wodę i opuściłam kapinę. Podniosłam z podłogi moje czarne rurki.
-Możesz sie nie gapić?- warknęłam, widząc wzrok chłopaka na moich gołych nogach. Całe szczęście, że ubrałam dzisiaj nieco dłuższą bluzkę, dzięki czemu nie świeciłam teraz przed nim bielizną. -Gdzie masz suszarke?- zapytałam oschle, nie chcąc grzebać mu w szafkach. Podał mi ją bez słowa i ulotnił się z pomieszenia, a ja zaczęłam słuszyć spodnie, by móc ewakuować się z tego domu.

Chwilę później pojawiłam się w salonie. Tak jak się spodziewałam, Cristiano siedział na kanapie, jednak tym razem telewizor nie był włączony. Odłożył przygotowaną przeze mnie herbatę na stolik z charakterystycznym odgłosem.
Wzięłam z leżącego w roku fotela moją torebkę i spojrzałam na niego. Twarz miał ukrytą w dłoniach i wyglądał, jak wielkie nieszczęście.
-Pójdę już- oznajmiłam, nie widząc sensu w mojej dalszej wizycie, skoro nie miał zamiaru przyjmować mojej pomocy. Wsunęłam szybko buty i złapałam za klamke, jednak zatrzymał mnie odgłos, zbliżającego się Cristiano. W pośpiechu złapał tylko jedną kulę, przez co komicznie kuśtykał w moją stronę.
-Naprawdę przepraszam- szepnął, zachowując bezpieczną odległość- nie chciałem cie opatrzyć- dodał, opadając zrecygnowany na niską szafke na buty.
-Nie rozumiesz- powiedziałam, przeczesując włosy. Usiadłam obok niego, lekko przepychając go na bok. Oparłam się o zimne lusto, czego szybko pożałowałam, czując chłód na ramionach.
-W dupie mam, to oparzenie- oznajmiłam dosadnie. Trochę kłamałam, ponieważ byłam pewna, że czerwona skóra uda za jakiś czas zejdzie. Jednak dużo bardziej niż pieczenie, zabolała mnie jego postawa. -Staram się, chcę ci pomóc, a ty zachowujesz się okropnie- zaczęłam- nie możesz docenić, że chcę ci pomóc?- zapytałam, nie wiedząc, co więcej mogłabym dodać. Byłam zła, ale nie chciałam go dobijac moimi pretensjami.
-Doceniam- odpowiedział pokornie- po prostu nie rozumiem dlaczego, to robisz.
-Dlaczego co? Dlaczego ci pomagam?- prychnęłam, nie dając mu dokończyć.
Wstał powoli i siknął głową, bym wróciła z nim do salonu. Może faktycznie korytarz wejściowy nie był najlepszym miejscem na poważne rozmowy. Usiadłam na fotelu, na którym wcześniej leżała moja torebka, chcąc widzieć jego twarz.
-Zanim zadzwoniłem do ciebie ze szpitala, wykonałem wiele innych połączeń, ale nagle wszyscy byli zbyt zajęci, żeby zgarnąć mnie do domu- powiedział żałośnie, a jego oczy zaświeciły się niebezpiecznie. Odchyliłam się do tyłu, by wygodniej oprzeć się o oparcie.
-I jakoś smutno, gdy uświadamiasz sobie, jak niewiele znaczysz dla ludzi- dodał, na co prychnęłam.
-Cristiano Ronaldo mało znaczy dla ludzi- zaśmiałam sie ironiczne, jednak zamilkłam, widząc jego groźne spojrzenie.
-Ale mimo wszystko ja przyjechałam, więc nie powinieneś się na mnie odgrywać za innych- powiedziałam, ujawniając tym samym, co najbardziej mnie zabolało w jego zachowaniu. -Być może miałeś rację, że prawdziwych przyjaciół poznaje sie w biedzie- dodałam, kierują się do kuchni. Postanowiłam zignorować jego wcześniejsze zapewnienie, że nie jest głodny i przygotować coś dobrego.
-Przyjaciół- mruknął pod nosem, gdy otwierałam jego lodówkę, jednak doskonale to usłyszałam.

-Nie przyzwyczajaj się za bardzo- zaśmiałam do Cristiano, gdy z radością pałaszował przgotowany posiłek.
-Uwielbiam łososia- powiedział z pełnymi ustami, zajadajac się makaronem z łososiem i szpinakiem. Były to właściwie jedyne skladniki w lodówce, z których byłam w stanie zrobić cokolwiek. Uśmiechnęłam się, ciesząc się, że smakuje mu. Włożyłam mój talerz do zmywarki i postanowiłam się zbierac, ponieważ spędziłam u niego i tak więcej czasu, niż planowałam.
-Będę leciała- oznajmiłam, przecierając blat ścierką. Nie chciałam pozostawić po sobie bałaganu.
-Derk czeka z kolacją?- zapytał szyderczo, nie podnosząc wzroku z posiłku. Zacisnęłam mocniej pięści i posłałam mu jadowity uśmiech, jednak nie widział go, ponieważ wciąż na mnie nie patrzył.
-Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliście- dodał po chwili ciszy. Odsunął od siebie pusty juz talerz i utkwił spojrzenie na mojej zmieszanej twarzy.
-Tak- powiedziałam jedynie, siadając na przeciwko niego. - Wszystko sobie wyjaśniliśmy- powtórzyłam po nim zgodnie z prawdą. Sięgnęłam dłonią po jego talerz, by także włożyć go do umycia, jednak zatrzymał mój ruch, łapiąc mnie za rękę.
-To kiedy ślub?- zapytał, unosząc mój palec, na którym wciąż nosiłam pierścionek zaręczynowy od Derka.

Następnego dnia wstałam wcześnie rano, ponieważ umówiłam się z Cristiano, że zawioze go do szpitala po odbiór wyników badań. Musiałam się też wreszcie pojawić w redakcji, by przekazać Markowi do zaakceptowania napisane materiały.
Ubrałam białą koronkową sukienkę i beżowe szpilki. Nie miałam czasu na jedzenie śniadania, jeżeli chciałam zdążyć na czas, więc głodna skierowałam się na parking.
Kilkanaście minut później podjechałam pod moje miejsce pracy. Byłam zdziwiona brakiem korkow o tej godzinie. Widocznie szczęście mi dzisiaj sprzyjało.
-Dzień dobry- rzuciłam oschle, gdy bez pukania wtargnęłam do gabinetu mojego szefa. Szybko oderwał wzrok od ekranu komputera i spojrzał na mnie.
-Nauczysz się kiedyś pukać?- warknął, opluwając sobie biurko. Parsknęłam śmiechem, nie odpowiadając nic na jego pytanie. Usiadłam po drugiej stronie i rzuciłam w jego kierunku teczkę z artykułami.
-Wybierz sobie coś- poleciłam, odchylając się do tyłu na obrotowym krześle. Nienawidziłam go od samego początku, jednak po zdjęciu, które mi wysłał moja niechęć do niego sięgała zenitu.
-Jak tam narzeczony?- zapytał jadowicie, próbując mnie zdenerwować. Nie odpowiedziałam nic, mając nadzieję, że wreszcie sobie odpuści i zajmie się tym, po co tutaj przyszłam.
-Już nie będziesz taka cwana?- zapytał, podchodząc do mnie. Oparł się o biurko zdecydowanie za blisko mnie. -Derk nie stanie po twojej stronie- zaczął, a jego ręką powędrowała zdecydownaie za wysoko po moim udzie. Próbowałam ją zrzucić, jednak zacisnął mocno palce na mojej skórze, powodując ból.- Więc zastanów się, czy jesteś gotowa stracić pracę- szepnął obleśnie do mojego ucha. Dopiero gdy poczułam jego palce na koronkowych majtkach, otrząsnęłam się z szoku i odepchnęłam go mocno. Poleciał plecami do tyłu, przez co miałam możliwość ucieczki. Niestety złapał mnie za ramie, ponownie raniąc moją skórę swoim silnym uściskiem.
Widziałam, jak otwiera usta, by znowu powiedzieć coś absurdalnego, jednak nie miał okazji, ponieważ zamachnęłam się, a moja dłoń z głośnym plaskiem odbiła się od jego policzka. Splunęłam w złości prosto pod jego stopy i wyszłam, trzaskając drzwiami. Byłam smutna, wściekła i zadowolona z siebie jednoczenie. Była to zdecydownaie mieszanka wybuchowa, ponieważ już w windzie po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy.

Zapukałam do drzwi Cristiano, ocierając z twarzy ostatnie łzy. Otworzył prawie natychmiastowo.
-Wszystko dobrze?- zapytał, patrząc na mnie wystraszony. Skinęłam głową, nie mając ochoty na opowiadanie o tym, co się wydarzyło.
-Gotowy? Jedziemy?- zapytałam, nie wchodząc do środka, skoro i tak mieliśmy od razu jechać do szpitala.
-No właśnie- podrapał się po karku- mała zmiana planów. Wejdź- oznajmił, zapraszając mnie do środka. -Mama oddała mi Juniora, bo musiała pilnie wyjechać- zaczął, pokazując na bawiącego się na dywanie chłopca.- Zamówiłem taksówkę i pojadę sam- powiedział, a ja otworzyłam szerzej oczy, domyślając do czego zmierza.
-Nie, Cristiano nie- zaoponowałam szybko, próbując odwieść go od tego pomysłu.
-Dasz sobie radę- powiedział pewnie, całując mnie w policzek- bądź miły dla Tiny- przytulił Juniora i jak gdyby nic, wyszedł z domu.
-Cześć Mały- wydukałam przerażona, widząc jak badawczo na mnie patrzy. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchnie głośnym płaczem, jednak on uśmiechnął się i wyciągnął do mnie małe rączki, bym go zabrała.

Regret/ Cristiano RonaldoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz