Obudziło mnie ostre białe światło. Jeszcze zanim otworzyłam oczy poczułam, jak strasznie wszystko mnie boli. Czułam igły wbite w żyły obu rąk.-Jak się pani czuje? - usłyszałam głos kobiety, która poprawiała mi kołdrę. Otworzyłam oczy. Byłam w szpitalu w klinice, którą tak niedawno odwiedziłam. - Zaraz zawołam lekarza.
Doskonale wiedziałam co się stało. Nie cieszyłam się ani nie było mi przykro. Czułam ogromną pustkę. Czułam, jakby coś mi odebrano. Serce biło mi jak oszalałe. Sięgnęłam po telefon by sprawdzić, czy ktoś dzwonił lub pisał, jednak nie miałam ani nieodczytanych wiadomości ani nieodebranych połączeń. Postanowiłam wyłączyć urządzenie, które i tak wydawało się być bezużyteczne.
Lekarz wszedł do sali.
-Przez poronienie zaszły również inne komplikacje, konieczny był natychmiastowy zabieg, jednak wszystko wydaje się iść w dobrą stronę. - powiedział, ściągając ze mnie kołdrę i podnosząc koszulę nocną. Dopiero teraz dowiedziałam się dlaczego tak bolało. Na moim brzuchu była brzydka, świeża blizna. - Goi się dobrze, za kilka dni będzie można zdjąć szwy. Ma pani jakieś pytania?
-Mogę...iść do domu? - zapytałam niepewnie. Na twarzy lekarza wciąż nie pojawiły się żadne emocje.
-Zawsze pani może. Problem w tym, że jest pani słaba i potrzebuje kroplówek, chodzenie też nie jest jedną z tych rzeczy które pomagają w gojeniu się ran. Proszę to przemyśleć. - po tych słowach wyszedł. Nie wiedziałam co mam zrobić. Perspektywa spędzenia tutaj kilku dni była dla mnie torturą. Jedyne co teraz chciałam zrobić to zapalić. Postanowiłam, że spróbuję wstać. Niestety, szybko tego pożałowałam. Ból przy napinaniu mięśni był nie do zniesienia. Skoro już byłam tu uziemiona, to postanowiłam się przynajmniej porządnie wyspać.
Kiedy się obudziłam znów było ciemno, jednak data wyświetlana obok zegara wskazywała na to, że był to już kolejny dzień, musiałam przespać ponad 20 godzin. Popatrzyłam na wyłączony telefon. Nie chciałam go włączać żeby znów się nie rozczarować. Rozejrzałam się dookoła i przytłaczał mnie ten widok. Białe ściany, maszyny, sterylne łóżko. Nie. Znów spróbowałam się podnieść, tym razem ból nie był już tak okropny. Wcisnęłam przycisk wzywający pielęgniarkę.
-Chcę się wypisać. - oświadczyłam kobiecie, która popatrzyła na mnie z litością i wyszła. Po chwili wróciła z papierami, które natychmiast podpisałam i zaczęła wyciągać ze mnie wenflony. Wskazała miejsce, w którym były moje rzeczy z dnia wypadku. Zdziwiłam się widząc, że zostały one wyprane, jednak bardzo mnie to cieszyło, bowiem chodzenie po mieście z plamą krwi na spodniach nie było najlepszym pomysłem. Ubrałam się, zapłaciłam kartą za pobyt w klinice i wyszłam na zewnątrz.
Chodzenie nie było proste, każdy krok sprawiał ból, jednak miałam jeden cel - stacja kolejowa. Niedaleko. Może z 10 minut piechotą, w tym czasie miałam zapalić i posłuchać muzyki. Niestety, musiałam usiąść już po kilkunastu krokach, co oznaczało dalszą podróż taksówką.
Zapaliłam przed dworcem. Nie wiedziałam nawet czy tego dnia załapię się jeszcze na jakiś pociąg lub autobus. Kolejka do informacji była potwornie długa, więc postanowiłam sprawdzić rozkład przez internet, co wymagało włączenia telefonu.
Na początku nie zobaczyłam żadnego powiadomienia. Włączyłam Safari, wpisałam co było trzeba i ucieszyłam się na wieść, że pociąg odjeżdża za 33 minuty. Kiedy zminimalizowałam aplikację zauważyłam, że mam 4 nieodebrane połączenia i jedną wiadomość.
"Wszystko w porządku? Tęsknię xx" oraz nieodebrane połączenia od Namjoona. Nie wiedziałam co zrobić, przecież nic nie było w porządku. Usiadłam na peronie, z którego niedługo miał odjechać mój pociąg i czytałam smsa po raz setny. Nie mogłam zadzwonić, bo wiedziałam, że rozpłaczę się w sekundzie w której usłyszę jego głos. Nie chciałam żeby wiedział, że płaczę. Nie mogłam go martwić, miał tyle rzeczy na głowie. Wiadomość wydawała się być idealną opcją.
Kiedy zajęłam miejsce w pociągu zaczęłam układać sobie w głowie treść smsa do Namjoona. Nie mógł być zbyt lakoniczny ani zbyt wylewny. Musiałam trafić w punkt. Kilkanaście razy byłam już zdecydowana na treść, po czym ją usuwałam. Nic nie brzmiało odpowiednio.
"Mam teraz sporo spraw do załatwienia, odezwę się jak wszystko uporządkuję, okej?" napisałam, jednak treść tej wiadomości również mi się nie spodobała. Niestety, zamiast wcisnąć usuń wcisnęłam wyślij. Kurwa mać. Jak zimna suka. Zablokowałam telefon z nadzieją, że nie odpisze szybko, jednak zrobił to po minucie.
"Jak chcesz...martwię się."
"Miałeś się nie martwić." odpisałam szybko i wyłączyłam telefon. Nie mogłam ryzykować konfrontacji w takiej sytuacji, a do tego poznawałam już znajome widoki za oknem które sugerowały, że pora zbierać się do wyjścia.
Wysiadłam na dworcu, który znałam jak własną kieszeń. Nie stała przy nim ani jedna taksówka, nie znałam numeru i bardzo mocno nie chciałam znów włączać telefonu, więc wybrałam drogę na pieszo. Z przystankami co kilkaset metrów po trzech godzinach zbliżyłam się do celu mojej podróży.
Opadając z sił zapukałam do drzwi. Długo nikt nie otwierał, więc usiadłam na wycieraczce. Deszcz rytmicznie stukał w daszek. Chwilę później do dźwięków deszczu dołączyły kroki. Drzwi otworzyły się. Zobaczyłam w nich ojca.
-Yoon Da-in? - mężczyzna był mocno zdziwiony widząc mnie siedzącą pod drzwiami domu. Nie mogłam się do niego odezwać. Wizyta w domu miała otworzyć niektóre stare rany, jednak nie miałam innego wyboru. Tylko tutaj byłą osoba, która nigdy się ode mnie nie odwróciła - moja mama. Bez słowa spróbowałam wstać, co nie poszło zbyt dobrze. Upadłam na kolana. Ojciec po zakodowaniu, że ze sobą nie rozmawiamy, pomógł mi wstać i zaprowadził do pokoju, który kiedyś należał do mnie, po czym wyszedł.
Cholernie dużo się tu zmieniło, prawdopodobnie był to teraz zwyczajny pokój gościnny. Żadnych moich rzeczy na ścianach, w szafach, pudłach. Nic. Zero śladu po nastolatce, która spędziła w tym miejscu większą część swojego życia.
Mama nie przychodziła, musiała mieć tego dnia nocną zmianę. Nie miałam siły na prysznic. Zdjęłam z siebie ubrania i położyłam się pod kocem. Wzięłam kilka głębokich oddechów. Byłam bezpieczna. Ojciec nie chciał rozmawiać, nikt z BB o nic mnie nie pytał. Było względnie dobrze i bezpieczne. Włączyłam telefon.
"Ciężko jest się nie martwić kiedy mówisz o sprawach do załatwienia i nie odbierasz telefonów...przykro mi, że nie ma mnie przy Tobie. Chciałbym niedługo pogadać."
Martwił się. Ktoś się o mnie martwił, komuś nie byłam obojętna. Ktoś szczerze żałuje, że nie byłam wtedy blisko. Zasługiwał by coś mu powiedzieć.
"Pojechałam do domu, właśnie się kładę. Odpocznę. Następnym razem gdy zadzwonisz, odbiorę. Masz moje słowo."
CZYTASZ
Hold me tight
Fanfictiontw: sex, drugs, abusive language Takie historie powstają, kiedy nie umie się wybrać między BB a BTS. Wygląda na to, że trochę +18. postać Sary Ann @SaraLew4