27.

116 4 2
                                    

Dzień wyjścia Sary Ann ze szpitala zbliżał się wielkimi krokami. Wszyscy chcieli zrobić dla niej coś miłego, a za sterami całego przedsięwzięcia stanął Jin. Jedyny problem polegał na tym, że wydawał nam polecenia przez telefon. Wzięłam jego samochód i wraz z Monim zaliczyliśmy chyba wszystkie cukiernie, obfotografowaliśmy wszystkie babeczki dostępne w całym Seulu, a nawet kawałek za, ale żadne nie pasowały do wizji Jina.
- Jin oppaaa, przecież cię nie oszukuję, nie ma Ji gdzie z masłem orzechowym i malinami. - powiedziałam, kiedy próbował mnie oskarżyć o zbyt małe starania.
- Zrobisz je, ja ci wszystko powiem. - odparł hardo. Parsknęłam śmiechem. - Przecież robiłaś w gastronomii...
- Tak, szybkie noodle. Nie ma mowy.
- Jest. Będę miał cię na oko przez facetime. Wszystko się uda. - próbował mnie przekonać. Moni szepnął do mnie, że on nie zmieni zdania. Poddałam się.
- Za pół godziny u was będę, zadzwonię. - odpowiedziałam, po czym się rozłączyłam. Namjoon nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Oppaa, przestań, bo będziesz musiał mi pomóc. - zagroziłam, jednak on nie przestał. Nie byłam pewna czy jego pomoc w kuchni jest dobrym pomysłem, więc zmieniłam swoją groźbę na przekonanie kogoś innego żeby mi pomógł. Padło na Hoseoka.
Żadne z nas do końca nie wiedziało co robi, jednak mimo wszystkich przeciwności losu instrukcje Jina okazały się na tyle dokładne, że wcale nie wyszło źle. Dekoracje nie do końca się udały.
- Przynajmniej włożyliśmy w to serce. - skwitował wszystko Hobi. Przy tym człowieku nie da się uśmiechać.
Jimin próbował ogarnąć napis, który Namjoon już dwa razy zerwał, V i Suga przygotowywali stół (również zgodnie z instrukcjami Jina). Wszystko wyszło może i nie do końca idealnie, ale na pewno całkiem nieźle.
Sarę Ann i Jina powitał nasz radosny okrzyk. Bardzo się wzruszyła, potem wszyscy ją wyprzytulali, po czym zabraliśmy się za jedzenie, a Sara Ann pokazała chłopakom dom. Byli wniebowzięci. Zasiedli do wybierania pokoi, a my usiadłyśmy przy stole. Sara Ann kończyła tort, natomiast ja piłam wino. Pytania, które padło za chwilę, w ogóle się nie spodziewałam.
- Yooni, twój palec serdeczny...To to co ja myślę? - zapytała Sara Ann.
- To...prezent, tak. - zmieszałam się. Właściwie w ogóle o tym nie rozmawiałam z Namjoonem.
- Nie umiesz kłamać. - zaśmiała się kobieta. - Inaczej Namjoon nie wróciłby do domu nieprzytomny ze szczęścia.
- Aishh, Sara Ann... - spiekłam buraka życia. - No, to nie do końca tak, chyba, nie ma o czym gadać...
- Albo się zaręczyliście albo nie. - Ona zawsze stawiała sprawy jasno.
-  Ja sama nie wiem...chyba tak. - wyszeptałam, wlepiając wzrok w napój.
- No to gratuluję! Ja nie mam tyle szczęścia... - zamyśliła się na chwilę. - Wszystko się ułoży, szkoda że nie słyszałaś wczoraj Ji-yonga...
- Ji? Co mówił? - zapytałam od razu.
- Szalał z rozpaczy, że wypuścił dwie najważniejsze kobiety jego życia z rąk i został sam. - Jezu. Biedny Ji...
- O boże, tak strasznie go ostatnio zaniedbałam...
- Ja chyba też. - dorzuciła Sara Ann. - Właśnie, Yooni, bo ja chcę się tobie i Namjoonowi jakiś odwdzięczyć za troskę, przeze mnie nie mieliście dla siebie czasu...
- Ale o czym ty mówisz, to nawet nie było kilka dni, teraz udostępniasz im dom...Nie masz za co się odwdzięczać. - przerwałam jej, jednak nie ustąpiła tak łatwo.
- Mam. Wierz mi, mam. Chciałam wam wykupić wycieczkę na Jeju. - zatkało mnie po jej słowach.
- O matko, Sara Ann...naprawdę nie trzeba, lepiej zabierz Jina...
- Jestem uziemiona na trzy tygodnie. - zauważyła przyziemnie. - Jakoś muszę się odwdzięczyc za okazywaną mi troskę. A poza tym to też na przeprosiny. Za konspirację i mojego durnego brata...
- Konspiracja nam wyszła na dobre, a za niego...przecież nie powinnaś przepraszać. - głęboko wierzyłam w to, że nie powinno się przepraszać za czyny bliskich.
- Powinnam błagać cię o przebaczenie, że nie uchronilam Cię przed takim samym losem jaki mnie przypadł... - zamyśliła się kobieta. - To moja wina, mogłam zauważyć wcześniej, chcę ci to jakoś wynagrodzić...może to jest tak jak Ji mówi... Przez takie doświadczenia teraz jesteśmy szczęśliwe. Ty  masz Namjoona, który jest gotowy za tobą skoczyć w ogień a ja mam Seokjin'a...Obie znalazłyśmy po księciu...- po jej słowach obie spojrzałyśmy w stronę chłopaków. Uśmiechnęłam się wisząc Moniego, który zawzięcie tłumaczył coś Kookowi. Mój kochany.
Pogadałyśmy jeszcze chwilę, po czym dołączyłyśmy do BTS. Wtuliłam się w Namjoona i nawet nie wiem kiedy zmorzył mnie sen. Obudziłam się już w łóżku, kiedy Nam niezbyt delikatnie mnie do niego położył.
- Aigoo, wybacz, jagi...Ale może to i lepiej, czas na mój mały bunt. - powiedział, siadając obok mnie, po czym złapał mnie za rękę. - Słuchaj, nie po to to nosisz, żeby nasz związek nie poszedł do przodu...naprawdę chcę, żebyś ze mną zamieszkała. Nie wystarcza mi to, że budzę się obok ciebie tylko wtedy, gdy się wcześniej umówimy. Chciałbym, żeby to było naturalne, oczywiste. - powiedział, patrząc mi w oczy. - Jak piekłaś babeczki...zadzwoniłem do Ji. Powiedział, że on ma pieniądze za ten czynsz, mieszkanie nie jest opłacone z góry, a to wystarczy na samochód...Nie jakiś zajebisty, ale szukałem i można znaleźć takie, którym nic nie odpada i nie palą nie wiadomo ile...
- Namjoon, właśnie, bo ja chciałam żebyś to jeszcze...przemyślał...- powiedział nieśmiało. Spojrzał na mnie pytająco. - Czy na pewno chcesz żebyśmy byli...zaręczeni...
- Jagi, o czym ty mówisz? - zdenerwował się mężczyzna.
- Bo Ty kiedyś chcesz mieć dzieci, prawda? - zapytałam prosto z mostu. Namjoona zatkało.
- Ty tak na poważnie? - zapytał zdenerwowany. - Mam nie chcieć z Tobą być bo teraz lekarz powiedział ci, że nie możesz mieć dzieci?
- Namjoon...
- Jagi, teraz posłuchaj mnie uważnie. Nie wiemy co będzie za kilka lat, ale wiem jedno. Jeśli dwoje ludzi bardzo chce zostać rodzicami, to nimi zostaną, przecież można się leczyć, można adoptować...różnie bywa, kochanie. Z tego powodu na pewno nie zmienię zdania. - oświadczył, patrząc mi w oczy. - Przestań wszystko planować, patrzeć daleko w przyszłość...datę ślubu też już ustaliłaś?
Na samo słowo ślub mnie zatkało. Boże. Pokiwałam przecząco głową.
- No właśnie, Yooni...A teraz wracając do niedalekiej przyszłości...zamieszkasz ze mną? - zapytał, sadzając mnie sobie na kolanach.
- Chyba nie mam wyboru. - odparłam, jednak widząc jego irytację, dodałam. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że o tym pomyślałeś...
Uśmiechnął się od ucha do ucha, po czym mnie pocałował. Był taki kochany i szczęśliwy. Miałam łzy w oczach.
- Yooni, nie płacz, to ja powinienem płakać ze szczęścia, że zgodziłaś się ze mną mieszkać i być moja na zawsze... - powiedział, po czym pocałował mnie w czoło.
- Właśnie, oppa... - zaczęłam niepewnie. - Sara Ann chciała...wykupić nam w prezencie wycieczkę na Jeju.
- Powiedziałaś jej? - zapytał rozbawiony. - Nie za wcześnie na prezenty ślubne? To nie powinna być mikrofalówka?
- Namjoon, to nie o to chodzi, mówiła, że to w podziękowaniu za troskę i...przeprosiny za brata...- na samą myśl o Seung Hyunie przeszedł mnie dreszcz. - Nalegała, nie mogłam się nie zgodzić...i tak, domyśliła się.
- No, to dużo lepsze niż mikrofalówka... - zaśmiał się Nam. - Spoko, teraz muszę powiedzieć chłopakom zanim Jin dowie się od niej pierwszy, bo się obrażą. Jutro to ogarnę...Jesteś śpiąca, skarbie. Umyj się i połóż, dobrze? Ja jeszcze muszę zadzwonić...
- Ale przyjdziesz szybko? - zapytałam, po czym pocałowałam go namiętnie.
- A czy to ważne? Przecież i tak mam celibat.

Hold me tightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz