45.

78 5 4
                                    

Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była dość ciężka. Sara Ann świrowała bez pracy, chłopcy przygotowywali się do trasy, a ja dostałam od Ji więcej obowiązków niż myślałam, że dostanę. Praktycznie ciągle ogarniałam sprawy związane z koncertami, telefony i maile wydawały się nie mieć końca. Kiedy Namjoon wracał, ja już spałam. Nie miałam na noc siły ani energii, a do tego zbliżał się czas, którego nienawidziłam z całego serca - święta. Udawane szczęście, wkurwiające dekoracje...To wszystko przypominało mi o tym, co się dzieje w domu. Mama się wszystkim zajmuje, przylatuje brat...a mnie nigdy tam nie ma. A brak zaproszenia boli, mimo, że i tak bym z niego nie skorzystała.

- Naprawdę nie pojedziesz ze mną? - pytał po raz setny Namjoon, kiedy wychodził temat spędzenia świąt w jego rodzinnym domu. Nie mogłam.

- Przecież wiesz, że lecę 26 rano, nie zdążyłabym nic zrobić, a poza tym...to chyba za wcześnie, serio. Nie jestem przyzwyczajona do świąt. - tłumaczyłam, przytulając swojego mężczyznę. - Poza tym Sara Ann nie może tu sama zostać...za rok, kochanie, obiecuję.

- Udałoby się to ogarnąć...Yooni, jesteś moją żoną, jesteś w rodzinie...

- Wy się tak bardzo kochacie i rzadko widzicie...- przerwałam mu bez zastanowienia. - Nie chcę niczego popsuć swoimi humorami...

- Ciebie też bardzo kocham. Jesteśmy małżeństwem. - zauważył trafnie Namjoon, jednak wciąż nie byłam w stanie przyznać mu racji. - Nowego Roku też nie spędzimy razem...To będzie zajebiście smutny czas...

- Nam, spokojnie...za rok pojedziemy do rodziców i wyjedziemy gdzieś na Sylwestra, obiecuję. A teraz przepraszam, muszę wracać do pracy... - dodałam, całując go na pożegnanie. Miałam mnóstwo roboty.

***

Pożegnanie było trudne. Starałam się nie płakać żeby Namjoonowi nie było trudniej, jednak mimo wszystko miałam łzy w oczach. Teraz mieliśmy się minąć i zobaczyć dopiero gdy wrócę z Ji, czyli prawdopodobnie dopiero za 1,5 miesiąca. Nie był to jakiś szalenie długi okres, jednak nie wiedziałam jak dam sobie radę. Mimo wszystko zdawaliśmy sobie sprawę, że właśnie takie życie wybraliśmy i musieliśmy mieć twarde dupy.

Czas do wigilii minął bardzo szybko. Sara Ann wysprzątała chyba każdy możliwy zakamarek domu, a tego dnia dostałam zaproszenie na świąteczną kolację na dole. Kończyłam już pakować walizkę, kiedy moją uwagę zwrócił test ciążowy. Od bardzo dawna nie sikałam na ten patyczek, jednak coś mi podpowiadało żeby to zrobić. Poszłam do łazienki, wykonałam wszystkie potrzebne czynności, zaczekałam chwilę i...zamarłam. Dwie kreski. Tego jeszcze nie widziałam. Wpatrywałam się w nie i próbowałam to jakiś wytłumaczyć. Fałszywy alarm? Jakiś dzień cyklu kiedy tak może być? Znowu zaburzenia hormonalne ze stresu? Musiałam iść do lekarza, ale jutro wszystko miało być zamknięte, a pojutrze leciałam...no nic. Pomyślałam, że to by było zbyt piękne. Wyrzuciłam test do kosza, a drugi egzemplarz wrzuciłam do walizki, na później. Czas gonił, już chwilę temu miałam być na dole.

Sara Ann przygotowała ilość jedzenia, którą najadłoby się z pięć osób, ale to nie przeszkadzało. Wszystko było przepyszne. Kiedy się najadłyśmy, sięgnęłam po prezent dla niej.

- Sara Ann, mam coś dla Ciebie. - rzuciłam, podając jej kopertę. Zrobiła wielkie oczy.

- Nie musiałaś mi nic kupować... - odparła, zabierając się za jej otwieranie. Zaśmiałam się.

- I w sumie nie kupiłam..Nie muszę chyba pytać czy znasz Monsta X? - zapytałam retorycznie. Kobieta pokiwała głową i zaczęła czytać zawartość koperty. - Szukają kogoś kto ich popilnuje na próbach i załatwi od czasu do czasu występ w telewizji czy radiu, tu w Korei. I tak sobie pomyślałam, że znam kogoś idealnego na to stanowisko...

Hold me tightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz