24.

133 4 1
                                    

Kiedy wróciłyśmy z Dianą do domu, Namjoon czekał na mnie z pizzą i winem. Byłam trochę zdezorientowana, nie wiedziałam, co to za okazja. W mojej głowie krążyły tysiące myśli.

- Diana będzie miała mamusię, my jesteśmy oficjalnie razem...Chyba jest co świętować, prawda? - oświecił mnie Namjoon. No tak. - Menadżer dzwonił, powiedział, że wszystko poszło zajebiście i jest dużo pozytywnego odzewu...Jestem taki szczęśliwy, Yooni. - dodał, obejmując mnie. Ja też mocno go przytuliłam. Mimo tego zauważył, że coś jest nie tak.

-Tae wychodzi pojutrze, musimy stąd zniknąć za trzy dni. - powiedziałam. Namjoon popatrzył na mnie pytająco. - Moja mama przyjeżdża...z ojcem.

-Jesteś zazdrosna o ich relacje z twoim bratem, prawda? - zapytał, patrząc mi w oczy. Wkurzyłam się.

-Może i jestem zazdrosna, ale mam powody. - powiedziałam, zaciskając pięści. - Nie będę z nim przebywać w jednym domu, wracamy do Korei, Namjoon.

Patrzył na moją reakcję z ogromnym zdziwieniem, jakby w ogóle mnie nie poznawał. Ponieważ uniosłam głos, Diana się obudziła. Namjoon poszedł do niej na górę, a ja rzuciłam się na kanapę. Ojciec zawsze wszystko psuł, a najbardziej mnie, od kiedy byłam małą dziewczynką. Żadne z nas nie chciało sobie wybaczyć. Może i w ten sposób byłoby łatwiej, chociaż udawać, że sobie nie przeszkadzamy, ale ja nie umiałam. Sama świadomość, że jest w pobliżu, podnosiła mi ciśnienie.

Po kilkunastu minutach Nam zszedł do mnie na dół. Usiadł obok mnie, trzymając w rękach karton z pizzą, który otworzył i zaczął jeść.

-Nie wracamy do Korei. - powiedział. Popatrzyłam na niego z pretensją. - Wynajmiemy coś tutaj albo w innym mieście, jeszcze nie wiem. Chcę z tobą spędzić trochę czasu, tak rzadko jesteśmy sami, w dormie jest taki tłok...

Wywróciłam oczami, chociaż po głębszym przeanalizowaniu sytuacji to miało sporo sensu.

-A w ogóle to uważam, że gdybyś porozmawiała z ojcem...

-Nie chcę z nim, kurwa, rozmawiać. - przerwałam mu. - Mam go w dupie, on mnie też. Nigdy się do niego nie odezwę, Namjoon, nie zmienię zdania. Wolałabym się zabić niż to zrobić.

Tym razem to on wywrócił oczami.

***

Dzień wyjścia Tae ze szpitala zbliżał się wielkimi krokami. Postanowiliśmy wszyscy po niego pojechać. Zapakowaliśmy małą do samochodu, po czym ruszyliśmy w stronę szpitala. Zaraz po odstawieniu Taehyunga do domu mieliśmy jechać do hotelu na Manhattanie i spędzić tam ostatnie dwa dni w Nowym Jorku.

Kiedy weszliśmy do sali, Tae był już ubrany w normalne ciuchy i prawie gotowy do drogi, czekał jeszcze tylko na dokumentację medyczną i inne rzeczy towarzyszące wypisaniu ze szpitala. Przywitał się ze mną, Namjoonem i swoją córeczką. Wyglądał jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Nic nie wskazywało na to, co miało się zaraz wydarzyć.

Do sali weszła mama. Wszyscy byliśmy strasznie zdziwieni, bo mieli przylecieć dopiero jutro.

- Pomyliłam daty, dacie wiarę? - zapytała, wesoło się uśmiechając i ściskając najpierw Tae, potem mnie. Wtedy po raz pierwszy zobaczyła swoją wnuczkę. Natychmiast się rozpłakała. To musiał być jeden z najszczęśliwszych momentów w jej życiu. Szczerze mówiąc, sama cieszyłam się tym widokiem, dopóki nie połączyłam faktów i nie przypomniałam sobie, że skoro jest ona, to będzie i ojciec.

Nie pomyliłam się. Chwilę później stanął w drzwiach sali. Yoon Nahyun, cały rozpromieniony na widok swojego ukochanego synka z córką. Namjoon popatrzył na mnie zaniepokojony.

Hold me tightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz