Długo mnie tam nie było...

102 5 0
                                    

Hannah
    W środę o 9 rano zaczęłam się pakować. Na szczęście moja mama pozabierała wszystkie książki i gry planszowe poprzedniego wieczoru. Wciąż miałam nadzieję, że ktoś zapuka delikatnie w te drzwi. Jednak tak się nie stało.
- Daj spokój Hannah. Musisz przyzwyczaić się, że to koniec odwiedzin wolontariusza którego tak bardzo lubiłaś, któremu zaufałaś. Wracasz do domu - powiedziałam do siebie wrzucając kosmetyczke do walizki.
     Kiedy wzięłam do ręki misia przeniesionego przez Ethana uśmiechnęłam się do siebie. Miał rację kiedy powiedział, że to pomaga. Dzięki temu pluszakowi nie czułam się samotna, kiedy wolontariusz mnie opuszczał, a mama nie miała czasu na odwiedziny. Będzie dla mnie wiele znaczył i przypominał zdziwiona minę chłopaka, kiedy pierwszy raz się do niego odezwałam.
   Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie było to jednak pukanie Ethana
Było troszkę mniej delikatne. Do sali wszedł doktor Moon.
- Nie przeszkadzam? - zapytał
- Przecież Pan mi nigdy nie przeszkadzał - uśmiechnęłam się ciepło
- Przyszedłem, aby powiedzieć ci, że nie pozbędziesz się mnie tak szybko. Musicie umówić się na konsultację za jakiś miesiąc i kilka krótkich wizyt z psychologiem - poinformował mnie
- Jasne. Jak tylko mama przyjedzie, to odwiedziny Pana gabinet - ponownie się uśmiechnęłam na co odpowiedział tym samym.
    Mama musiała wziąść wolne od pracy, dlategookoło 12 byłyśmy już na ostatniej konsultacji przed moim opuszczeniem szpitala. Przy pożegnaniu z lekarzem oczywiście się popłakałam. To niesamowite jak bardzo można Przywiązać do kogoś w 6 tygodni. Kate przyszła mnie pożegnać mimo tego, że aktualnie nie była jej zmiana. To również doprowadziło mnie do łez naszą dwójkę. Myślałam, że opuszczenie tego miejsca będzie dla mnie łatwiejsze. Jednak nawet do takiego miejsca jak to można przywyknąć. Ogólnie w domu ostatnim razem byłam dwa miesiące wcześniej. Szmat czasu, który służył się dopóki w mojej sali nie stanął Ethan Dolan. Dzięki niemu byłam w stanie teraz rozłożyć żagle i popłynąć w przyszłość stawiając czoła wszystkim przeciwnościom, które przyniesie mi życie.
    Po raz ostatni rozejrzałam się po pokoju i ruszyłam za moją mamą z wielkim uśmiechem na twarzy. Kiedy uderzyła na mnie fala powietrza czułam się jak kanarek wypuszczony z klatki. To nie było to samo uczucie, które miałam w sobie podczas wypadu z Graysonem, czy spacerów z mamą. Było to dużo lepsze, Wyraźniejsze uczucie. Pokochałam je od razu. Tak. Zabrzmi to dziwnie, ale w tamtym momencie czułam w sobie taką euforię, że miałam uczucia do uczucia.
     Wsiadłam do czerwonego audi mamy na miejscu pasażera i zapięłam pasy. Kiedy ruszyłyśmy w radiu cicho leciały piosenki. Kiedy usłyszałam "There's nothing holding me back" podgłośiłam muzykę co zaskoczyło moją rodzicielkę.
- Od kiedy ty słuchasz takiej muzyki? - zapytała
- Od poniedziałku. Dzięki braciom Dolan. Ta piosenka jest niesamowita - rzuciłam do siebie pod nosem ruszając głową w jen rytmie.
   Nareszcie, po 53 minutach jazdy (a głównie stania w korkach) ujrzałam nasz dom.

   Nareszcie, po 53 minutach jazdy (a głównie stania w korkach) ujrzałam nasz dom

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

    Pierwszy raz od bardzo dawna cieszyłam się na jego widok. W tamtym momencie chciałam tylko znaleźć się w środku. Co uczyniłam od razu po wyjęciu moich rzeczy z bagarznika auta. Przebiegłam szybko z uśmiechem po parterze, upewniając się, że pamiętam gdzie znajduje się jakie Pomieszczenia po czym od razu pobiegłam na górę do mojego małego królestwa. Długo mnie tam nie było.

   Z utęsknieniem rzuciłam się na miękki materac

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

   Z utęsknieniem rzuciłam się na miękki materac. Pomyślałam, że ciężko będzie mi znów się do niego przyzwyczaić, ale najważniejsze było to, że aktualnie znajdowałam się w moim domu.
- Kochanie. Pani Richardson przyszła się z tobą przywitać - zawołała mama z dołu
    Pani Richardson to kobieta po 60 -tce. Lekko siwawa. Na jej twarzy widoczne były niewielkie zmarszczki mimiczne. Zapewne od ciągłego uśmiechu. Jej oczy miały zielony kolor. To ona mnie znalazła leżącą w salonie w kałuży krwi. Chciałam jej podziękować za uratowanie mi życia.
- Hannah. Jak dobrze cię widzieć - powiedziała jak zwykle z uśmiechem
- Panią również. Chciałam panią przeprosić za to, że byłam dla pani taka nie miła i podziękować za uratowanie życia - rzuciłam
- Ależ dziecino nie dziękuj mi za to. Najważniejsze, że jesteś cała i zdrowa - poklepała mnie po plecach.
    Tak byłam oschła dla tej ciepłej i miłej kobiety. Zawsze chciała ze mną rozmawiać kiedy przychodziła podlać kwiaty i to mnie wtedy zdenerwowało. Myślałam, że nikogo nie potrzebuję. Zawsze dawała. Jej to do zrozumienia, kiedy tylko próbowała się do mnie odezwać choćby słówkiem. Teraz już wiem, że to było złe. Wtedy targały mną zupełnie inne emocje niż teraz. Teraz wszędzie widziałam uśmiechy i chciałam każdeko przytulać. Może o to chodzi. Kiedy ty się uśmiechniesz, cały świat uśmiechnie się do ciebie. Nie możesz żądać czyjegoś uśmiechu nie darząc nim kogoś.
==========
Okej więc wyjaśniam.
W mediach jest zdjęcie bielika amerykańskiego. Jest on powszechnie uważany za najważniejszy symbol wolności. Dlatego właśnie uznałam, że będzie pasował tutaj lepiej niż jakiekolwiek inne zdjęcie 😀😃

  

Zerwane Więzi § Ethan, Grayson DolanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz