Chapter 23

457 84 16
                                        


- Dzwoń, dzwoń, proszę, dzwoń – wyjęczałem w stronę telefonu, który leżał na oparciu kanapy w salonie na dole.

Od paru dni ze zniecierpliwieniem czekałem na telefon dotyczącym przyjęcia na studia. Jak na zawołanie zaczął dzwonić. Zaskoczony patrzyłem na wibrującą komórkę. Dopiero po chwili doszło do mnie, że dzwoni. Czym prędzej nacisnąłem zieloną słuchawkę.

- Słucham? Tak? – posmutniałem na twarzy, słysząc po drugiej stronie głos jakiegoś faceta, który zaczął zamawiać jedzenie. – To nie jest sklep z pieczonymi kaczkami.

Rozłączyłem się zdołowany. Czy oni kiedykolwiek zadzwonią? Już miałem odłożył telefon, gdy odezwał się ponownie.

- Halo? Tak, to Kim Luhan. Uniwersytet Parang? Naprawdę – Z wrażenia zakryłem usta dłonią, by nie zacząć piszczeć. – Co? – spytałem. – Ubiegałem się o wydział Nauk Społecznych...

- Ah – odezwał się męski głos po drugiej stronie. – Nie ubiegałeś się o Jabłko wydział?

- Co? Jabłko wydział? To jest taki wydział?

Po chwili usłyszałem za sobą parsknięcie. Z telefonem przy uchu odwróciłem się w stronę źródła dźwięku. Za mną stał Jungkook, trzymający na wyciągniętej dłoni jabłko.

- Tada - uśmiechnął się szeroko.

- Jungkook – krzyknąłem razem z panią Wu, która siedziała razem ze mną w salonie.

- Kim Luhan to głupek! – zaczął się śmiać, rozradowany.

Ja cię nie mogę, co za chłopak. Nie wiem, co chciał tym osiągnąć, ale to nie było zbyt miłe. Myślałem, że naprawdę do mnie dzwonią, a ten sobie robi żarty.

Wkurzony zacisnąłem zęby. Po chwili się uspokoiłem, postanawiając iść na patio. Miałem zamiar pobyć trochę w samotności i tam poczekać. Siedząc na ceglanym murku, zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle przyjmą mnie na uniwersytet. Sehun został przyjęty na uniwersytet Dae San, ale czy mnie będzie chciał jakiś przyjąć?

Telefon się rozdzwonił. Podniosłem go, patrząc na wyświetlacz, ale był to tylko numer Yoongi'ego.

- Ah to ty, Min – mruknąłem do słuchawki.

- Dostałem się na uniwersytet Parang – poinformował mnie.

- Naprawdę? Zadzwonili do ciebie?

- Przed chwilką – powiedział. Zgadywałem, że właśnie się uśmiecha.

- Gratulacje!

Naprawdę byłem szczęśliwy z jego powodu. Nawet jeśli do mnie nie zadzwonili, cieszyłem się jego szczęściem.

- A ty? – spytał.

- Jeszcze nie.

- Zadzwonią do ciebie – odparł z niezachwianą pewnością w głosie.

- Tak, dzięki – pokiwałem głową, nawet jeśli mnie nie widział.

Pożegnałem się z przyjacielem. Odłożyłem telefon i przysiadłem się do stołu. Na blat położyłem głowę i przymknąłem oczy. Jakiś czas później, dowlokłem się do salonu. Przebrałem się pidżamę i siedząc na kanapie z panią Wu przy boku, jadłem przygotowany przez nią talerz z owocami.

- Co jest? –spytała, widząc moją minę. W dłoni dzierżyła malutki widelczyk ze wbitą pomarańczą.

- Ktoś taki jak ja nie ma prawa jeść.

- Jedz – pomachała mi owocem przed twarzą. – Nic się nie stało.

Pokręciłem przecząco głową.

- To koniec. To ostatni dzień, w którym ogłaszając wyniki – westchnąłem. – Jest prawie dziesiąta. Wiem, że nie dałem rady. Wiem, że przerażająca profesor – wspomniałem kobietę, która wchodziła w skład komisji – nie dałaby mi miejsca, ale nadal miałem nadzieje.

- Co z tego? Po prostu idź na inny uniwersytet – stwierdziła kobieta. – Masz jeszcze inny wybór, prawda? – dotknęła mojego ramienia.

- Moje oceny nie były wystarczająco dobre – zwiesiłem głowę. W dłoni za wibrował mi telefon. Bez żadnego entuzjazmu podniosłem go do ucha i odebrałem.

- Halo? – usłyszałem po drugiej stronie męski glos pytający, czy nazywamy się Kim Luhan. – Tak, to ja. Parang? – zdziwiłem się. – Hej ty, to znowu Jungkook, czyż nie? – byłem pewien, że to ten smark do mnie dzwoni.

- Co? Dlaczego powiedziałeś moje imię? – Z tyłu za plecami, usłyszałem głos nastolatka. Spojrzałem na niego, zdając sobie sprawę z jego obecności. Czyli to nie mógł on dzwonić, skoro jest za mną, co nie?

Pospiesznie przyłożyłem aparat do ucha.

- Tak. Tak, to prawda. Przepraszam, sądziłem, że to psikus – przeprosiłem osobę po drugiej stronie.

- Student, który dostał się na naszą uczelnię, zwolnił miejsce – powiedział. – Kim Luhan, czy chcesz zając to miejsce?

Uśmiechnąłem się szeroko.

- Tak, tak, tak – wykrzyczałem do słuchawki. – Pójdę, pójdę, pójdę. Rozłączyłem się i zacząłem ściskać kobietę. Z tych emocji, nawet się rozpłakałem.

**

- Myślę, że jestem po prostu szczęściarzem – powiedziałem z uśmiechem do siedzącego naprzeciw taty.

Razem z państwem Wu, czcimy, dostanie się, przeze mnie na uniwersytet. Tata zrobił moje ulubione ciasto.

- Z powodu tajfunu, niewiele osób się zjawiło, w ten sposób dostałem swoją szansę. Gdyby nie tajfun, co by było ze mną?

- To prawda.

- To prawda.

- Nie, to wszystko dzięki mnie – zaprotestował tata.

Napiłem się soku.

- Tutaj, twój prezent – pan Wu postawił przede mną wielki karton. Szeroko otworzyłem oczy, widząc pudełko. Wziąłem go od niego i położyłem je na stołku obok. Podniosłem wieczko i odwinąłem papier, a moim oczom ukazał się płaszcz w kolorze brązowym.

- Oh, jest taki piękny. Dziękuję.

- To nic takiego, nie musisz dziękować – Pan Wu chyba się zarumienił.

- A teraz, to mój prezent ode mnie dla Ciebie – odezwała się kobieta, wyciągając znikąd białą kopertę.

- Jakieś jeszcze? – zdziwiłem się. Otworzyłem ją, wyciągając na zewnątrz zawartość.

- Bilety na musical? Jeszcze nigdy nie byłem na musicalu.

- To w sobotę. Spotkajmy się o wpół do trzeciej w lobby teatru. Trzymaj oba bilety. Nie możesz zapomnieć, dobrze? Pokiwałem głową.

W sobotę piętnaście minut przed spektaklem, czekałem jeszcze na panią Wu. Spojrzałem na zegarek, zastanawiając się, czemu jeszcze jej nie ma. Musical zacznie się za chwilę, Postanowiłem zadzwonić do kobiety. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer.

- Gdzie pani jest ? – spytałem, słysząc jej głos.

- Oh, Luhan. Jesteś w lobby teatru, prawda? Oh rany. Jest okropny korek. Wiesz, powinieneś wejść pierwszy i zostaw mój bilet w kasie biletowej – poinstruowała mnie.

Posmutniałem, słysząc, że nie zdąży. A tak chciałem z nią iść i poczuć, choć na chwilę, jakby to mieć mamę. Wspólne wyjście jest takim moim małym marzeniem.

- Tak, zrobię tak – mruknąłem zrezygnowanym tonem. Pożegnałem się z nią i schowałem telefon.

Poszedłem także do kasy biletowej i oddałem kobiecie bilet. Następnie udałem się na salę. Usiadłem w wyznaczonym miejscu i czekałem występ. Jak zaczarowany patrzyłem na rozgrywające się scenę. Musical był fantastyczny. Zabawny i uroczy.

Czując ruch po mojej prawej, odwróciłem się w bok i doznałem szoku, widząc osobę, której nigdy w życiu bym się nie spodziewał.



A/N: W następnym: będzie się działo. Wciąż będzie ci mało.

Just Real | HunhanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz