11 rodzinka

6.3K 349 9
                                    

Leżymy z Aaronem w naszym łóżku, oboje gapiąc się w sufit, jakbyśmy chcieli w nim znaleźć odpowiedzi na pytania, które nas dręczą. Nie dotykamy się, nawet nie musimy. Każde z nas jest pogrążone we własnych myślach, a napięcie wisi w powietrzu.

Widziałam różnicę pomiędzy Beckettem a Aaronem. Aaron to domowy facet, ten, który marzy o gromadce dzieci, wielkim domu, przyjęciach w każdą sobotę. Chciał życia na wysokim poziomie, a mnie to imponowało. Zawsze żyłam w biedzie, był moment w moim życiu, a wtedy i Becketta, kiedy jego ojciec musiał kupować pieluchy dla Flory, bo nas nie było na nie stać. Nienawidziłam tego uczucia. Każdy dzień to było liczenie pieniędzy i oddalanie się od siebie. Byłam słaba, przerastało mnie bycie mamą, mimo że nikogo nie kochałam bardziej niż Flory.

Aaron w końcu wyciąga rękę i dotyka mojego ramienia. Jego dotyk jest delikatny, jakby próbował przełamać niewidzialną barierę. W naszej relacji nie potrzebujemy wielu słów. Po prostu jesteśmy. Pozwoliłam Florze zostać na noc z tatą, a teraz mamy spokój, ale odkąd weszliśmy do sypialni, oboje jesteśmy w dziwnym nastroju.

Przewracam się na bok dokładnie w tym samym momencie co on.

– Jesteś piękna – mówi cicho, wierzchem dłoni dotykając mojego policzka. – Wiesz, co pomyślałem, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem w hotelu?

– Na pewno nic pozytywnego, płakałam. – W tamtym momencie zaczynało się moje nowe życie, to życie.

– Trzymałaś Florę na rękach, a ja zastanawiałem się, co mogę zrobić, żeby ta dziewczyna przestała płakać.

– Nie... – zaprzeczam, jakbym nie mogła w to uwierzyć.

– Tak. – Uśmiecha się lekko. – Nie wiedziałem, że dostałaś pracę w hotelu i pokój.

– Wiesz, że nie chciałam.

Przyciąga mnie bliżej siebie, nasze czoła się stykają.

– Może właśnie to mnie, cholera, uwiodło. – Jego usta delikatnie muskają moje. – Myślę, Julie, że cholernie cię kocham i jestem szczęśliwy, że mogę o was dbać.

– Dziękuję – szepczę. – Dziękuję, że kochasz mnie za teraz. Aaron nie zna mojej przeszłości. Wie tylko, jak wyglądało rozstanie z Beckettem, i to nie do końca. Nie ma pojęcia, czym dla mnie jest ten dom, którego nigdy wcześniej nie miałam. Ta kuchnia wypełniona jedzeniem, ten samochód, ten spokój. Dał mi coś, czego nigdy nie miałam, a ja ani razu o to nie prosiłam. On po prostu uważał, że na to zasługuję. Że Flora powinna mieć to wszystko.

Pamiętam, jak kiedyś miałam gorszy dzień, a Flora okropnie płakała. Zajął się nią, ale nie zapomniał zająć się mną. Byłyśmy częścią jego życia, jego rodziny, nawet jeśli Flora nie była jego biologicznym dzieckiem.

Potrzebowałam bezpieczeństwa.

Potrzebowałam stabilności.

Byłam Julie, która już nie musiała myśleć o tym, jak z pięciu produktów w lodówce zrobić obiad na cały tydzień. Nie byłam już tą szaloną dziewczyną, która biegała boso po śniegu, rysowała śmieszne obrazki na brzuchu, bo była w ciąży i z Beckettetem. Musiałam się uspokoić.

Chciałam dzielić z Aaronem życie – może nawet mieć drugie dziecko, może domek w górach. Jednak nie miałam odwagi, żeby to powiedzieć.

Czy to dziwne, że czułam, jakbym miała stracić dwadzieścia lat swojego życia, zostając tą spokojną Julie?

Jakby bycie Julie, z tymi realnymi marzeniami, odcinało mnie od tego, kim byłam kiedyś.

– Czy dobrze opiekuję się Florą? – Aaron pyta mnie to często, zawsze szukając potwierdzenia.

– Aaron, jesteś dla niej najlepszym przyjacielem. Ona potrzebuje kogoś, kto jest na miejscu.

– Czasem boli mnie, że nie mogę być jej tatą.

– Możesz być jej najlepszym przyjacielem, – powtarzam. – A to jest równie ważne.

– Czy powinniśmy porozmawiać o tym z Beckettem?

– Beckett nie rozumie, że go tu nie ma. – Przewracam oczami. – Czasem jest jak: „Czemu mi nie powiedziałaś?", a innym razem: „Podróżuję po całym cholernym świecie, kiedy to zrozumiesz?"

Aaron marszczy brwi, jakby coś go uwierało. – Jak to możliwe, że kiedyś byliście razem?

Krzywię się na to pytanie, bo nie lubię o tym rozmawiać. To były dobre wspomnienia, przynajmniej do momentu, kiedy Flora skończyła pół roku. Wcześniej mieliśmy wspólne marzenia, a dom miał być w tym małym miasteczku w górach. Beckett zawsze obiecywał, że kupi mi kawiarnię i że będzie to miejsce spotkań hokeistów.

– Byłam szaloną fanką hokeja. – Nie kłamię. – Mieliśmy nawet cheerleaderki, gdy Beckett grał.

Aaron unosi brew. – Okej, wystarczy, – mówi z uśmiechem, – nie chcę sobie wyobrażać, jak stoisz i kibicujesz mi na lodzie...

Całuję go, żeby przestał o tym myśleć.

Jednak tej nocy nie mogę zasnąć. Wstaję z łóżka, zostawiając Aarona w sypialni, i z kubkiem gorącej czekolady pełnej pianek siadam w salonie. Próbuję się odprężyć, ale moje myśli wracają do czegoś, od czego chciałam uciec.

Włączam telewizor, szukając czegoś, co mnie rozproszy. Zamiast tego natrafiam na wywiad z Beckettem.

Unikam jego wywiadów, zdjęć, meczów, wszystkiego.

Ale teraz jest inaczej. Widzę go. Jego idealny uśmiech, ten ciepły i pełen życia uśmiech człowieka sukcesu, rozświetla ekran.

– Jesteś jednym z najlepszych hokeistów w kraju, Beckett. Robisz coś, co mogłoby zaskoczyć twoich fanów?

Widzę ten błysk w jego oku, ten sam, który...

Serce mi się zaciska.

– W domu mam jedno ulubione miejsce – mówi z uśmiechem. – Jest cholernie fantastyczne i wiąże się z nim cała masa wspomnień. Uśmiecha się szerzej. – Godzinami mógłbym siedzieć w kawiarni, popijając gorącą czekoladę z piankami. Ta kawiarnia... ma w sobie tyle ciepła, rodzinności i wspomnień, że to moje ulubione miejsce na cały świecie.

Wyłączam telewizor.

„Doris, kocham cię," szepcze, przyciskając mnie do ściany na zapleczu kawiarni. „Kupię ci tę kawiarnię, zrobię dla ciebie wszystko."

Budzę się z tego koszmaru, choć to nie koszmar, to wspomnienie.

Zaczynam płakać.

Właśnie dlatego unikam jego świata.

ON THIN ICEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz