|| A. Wellinger || Just smile

849 47 8
                                    

- Wank! Wstawaj! - krzyknął Wellinger, odsuwając zasłony i wpuszczając do ich pokoju ostre światło porannego słońca. 

Brunet niechętnie jęknął i zakrył głowę kołdrą, odwracając się od okna. 

- no wstawaj! - powtórzył blondyn, ściągając kołdrę ze swojego współlokatora i zrzucając ją na ziemię - zobacz jaki jest piękny dzień!

- która godzina...? 

- szósta trzydzieści rano!

 Andreas usiadł na łóżku i przez kilka sekund próbował się obudzić, a kiedy mu się to udało, spojrzał ponuro na szeroko uśmiechniętego Wellingera, który już był ubrany i najwyraźniej gotowy do wyjścia.

- mogę cię zabić? - spytał Wank.

- to później, najpierw idziemy na spacer!

- spacer...? 

- tak! Od rana świeci słońce, a my dzisiaj mamy kwalifikacje, więc trzeba się przejść i pooddychać świeżym powietrzem, żeby mieć dobry humor i siły na skoki. No zbieraj się!

- nienawidzę cię... - wyjąkał brunet, po czym niechętnie wstał i zaczął się ubierać. 

Nie był w stanie zrozumieć jakim cudem jego kolega z niemieckiej kadry i jednocześnie współlokator był w stanie za każdym razem najpóźniej chodzić spać i najwcześniej wstawać. Nie rozumiał również dlaczego zależało mu na zdobyciu dobrego humoru, skoro miał go zawsze, całą dobę, cały tydzień, miesiąc, rok, życie. I przede wszystkim, nie był w stanie zrozumieć, dlaczego zawsze musiał brać udział w tych porannych wyprawach młodszego kolegi i za jaki grzech była to kara. Zdarzało mu się wstawać jeszcze wcześniej, tylko po to, żeby zobaczyć kolejny wschód słońca, taki sam jak wszystkie poprzednie. A jednak Wellinger za każdym razem podziwiał to zjawisko jakby widział je pierwszy raz. I w ten sam sposób reagował na wszystko, co działo się wokół niego. Jakby całe jego otoczenie było dla niego czymś nowym i fascynującym. 

Ze spaceru wrócili akurat na śniadanie, więc po powrocie do hotelu od razu udali się do jadalni, gdzie czekała na nich reszta ich kadry. Wellinger entuzjastycznie przywitał się ze wszystkimi kolegami, niektórych przytulając, innym przybijając piątki. Później poszedł przywitać się z niemieckim sztabem szkoleniowym. A później ze wszystkimi innymi ludźmi, którzy znajdowali się w zasięgu jego wzroku, nie ważne, czy byli to inni zawodnicy, czy pracownicy hotelu. Wank z ponurą miną usiadł przy stoliku obok swoich kolegów i z zażenowaniem patrzył na młodego blondyna, który chodził z uśmiechem od stolika do stolika, z każdym zamieniając chociaż dwa zdania. 

- jeszcze nie odkryłeś gdzie mu się wyjmuje baterie? - spytał Markus.

- nie i chętnie powierzę to zadanie komuś innemu. - odparł Wank i popatrzył z nadzieją po pozostałych skoczkach, siedzących przy stoliku. Wszyscy odwracali od niego swój wzrok - no dalej, nikt nie chce się zamienić? Dopłacę!

Nikt nie chciał. Wszyscy uwielbiali Andiego Wellingera, był w kadrze kimś w rodzaju maskotki, która zawsze wprowadzała dobrą atmosferę, ale jego wieczny optymizm i niemożliwe do wyczerpania pokłady energii na dłuższą metę potrafiły być męczące. Andreas Wank wiedział o tym najlepiej, jako iż nie było to pierwsze zgrupowanie na którym mieszkali razem w pokoju. Wank nie był przeciwieństwem Wellingera, również był wesoły i lubił się powygłupiać, jednak przez entuzjastyczną naturę blondyna, którego zawsze wszędzie było pełno, zdawał się pozostawać w cieniu. 

Kiedy Wellinger dołączył do swoich przyjaciół i zaczął wraz z nimi jeść śniadanie, wokół stolika zajętego przez Niemiecką kadrę zrobiło się najgłośniej. Wszyscy się śmiali i żartowali, właśnie za sprawą tego beztroskiego chłopaka, zwanego przez przyjaciół "Milką". Również podczas późniejszego treningu wyróżniał się na tle reszty swoją aktywnością, a moment jego wyciszenia nadszedł dopiero podczas serii próbnej poprzedzającej kwalifikacje do konkursu. Wtedy Andi się uspokajał, by następnie całą nagromadzoną przez ten czas energię uwolnić podczas skoku. Seria próbna była dla niego bardzo udana. Bez problemu również udało mu się zakwalifikować do konkursu w lotach, mającego odbyć się następnego dnia. Po powrocie do hotelu i kolejnym posiłku spędzonym w pozytywnej atmosferze, Andi gdzieś się ulotnił i wrócił do pokoju dopiero wieczorem, już po zachodzie słońca. Zanim zasnął, jeszcze długo opowiadał Wankowi o tym, jak bardzo ekscytuje się na myśl o pierwszych w tym sezonie lotach. Gdy zasnął, brunet odetchnął z ulgą, ciesząc się, że sam może już iść spać. Spodziewał się, że z samego rana znów zostanie brutalnie obudzony i chciał przespać jak najdłużej. 

Ku jego zaskoczeniu, Wellinger nie wstał dużo wcześniej od niego i nigdzie go nie wyciągał z samego rana. Przyznał tylko, że poszedł sam, obejrzeć wschód słońca. Również podczas śniadania był wyjątkowo spokojniejszy, co nie umknęło uwadze pozostałych.

- ej Milka, akumulator ci trzeba wymienić, czy co? - spytał Stefan Leyhe.

Andi w odpowiedzi jedynie zadziornie się uśmiechnął i niby przypadkowo machnął trzymaną w ręce łyżką tak, że znajdujący się na niej jogurt z musli znalazł się na bluzie Stefana. I znów cała niemiecka kadra wybuchnęła śmiechem, a ich trener ledwo ich powstrzymał przed rozpętaniem wojny na jedzenie.

Z każdą kolejną godziną szalony blondyn był coraz mniej energiczny i coraz szerzej uśmiechnięty. Jego zachowanie zaczęło intrygować Wanka do tego stopnia, że postanowił porozmawiać z Wellingerem sam na sam, a miał ku temu okazję dopiero, kiedy znaleźli się tylko we dwóch, w szatni, już na terenie skoczni. Treningi zakończyły się z powodzeniem i niedługo miała rozpocząć się pierwsza seria konkursowa. 

- wszystko w porządku? - spytał blondyna - jesteś za spokojny dzisiaj. Źle się czujesz?

- nie - odparł radośnie Wellinger - wszystko jest dobrze. Po prostu nie mogę się doczekać już tych lotów! - dodał z ekscytacją w oczach. 

- zachowujesz się jakby to były twoje pierwsze loty narciarskie w życiu. 

- nie są pierwsze, ale są wyjątkowe. Wiem, że dzisiaj jest mój dzień. Czuję to! I jestem z tego powodu cholernie szczęśliwy! - krzyknął, po czym rzucił się zaskoczonemu Wankowi na szyję - a ty jesteś moim przyjacielem i chciałbym, żebyś cieszył się razem ze mną.

- taa... - odparł niepewnie brunet, delikatnie odpychając od siebie młodszego kolegę. 

Później nadszedł czas konkursu. Wellinger był na trzecim miejscu po pierwszej serii. Wank znajdował się w drugiej dziesiątce, więc nie mieli już okazji się spotkać przed drugim skokiem blondyna. Ale uważnie obserwował jego występ wierząc, że ten wygra cały konkurs lub chociaż utrzyma miejsce na podium. 

Nie spodziewał się, że podczas bardzo wysokiego lotu, Wellingerowi puści wiązanie w narcie. Że spadnie na twardy jak skała zeskok z dużej wysokości i z ogromną prędkością. Że uderzy najpierw głową, a dopiero później resztą ciała. Nigdy wcześniej nie przypuszczał, że ten młody, energiczny chłopak jeszcze tego samego dnia umrze w szpitalu od odniesionych obrażeń. 

A ostatnim, czego mógł się spodziewać, to że po powrocie do hotelu, jeszcze nie będąc świadomym tego, że już nigdy nie spotka swojego współlokatora, znajdzie list, leżący na jego łóżku i napisany przez niego. 

W liście Wellinger podziękował mu za bycie jego przyjacielem. I wytłumaczył, że jego codzienne zachwycanie się światem było spowodowane obawą, że widzi go po raz ostatni. Że jego krótki sen był tak naprawdę bezsennością, a beztroskie zachowanie było rozpaczliwą próbą utrzymania w tajemnicy jego depresji. Szczęście i ekscytacja tak naprawdę nie były wywołane nadchodzącymi lotami narciarskimi i dobrą formą, tylko świadomością, że wkrótce w końcu uda mu się spotkać ze śmiercią. A wiązanie nie zerwało się samo. 

Przeprosił go za to, że ukrywał przed nim tę informację i dodał, że i tak nikt nie byłby w stanie zmienić jego planów. 

Na koniec kazał mu się uśmiechnąć, co Wank z trudem zrobił, nie zważając na łzy spływające po jego twarzy. I kazał obiecać, że będzie tak samo szczęśliwy jak on jest w tym momencie, kiedy w końcu spełnił swoje marzenie i...

...umarł. 


------------------------------------------------------------

Wesoła, skoczna piosenka opowiadająca o samobójstwie. Jedna z moich ulubionych. Różnie można ją interpretować. Moim zdaniem przekaz jest jasny - osoba, która naprawdę pragnie odebrać sobie życie, nigdy nie da tego po sobie poznać. 

Napisane w środku nocy pod wpływem nagłej weny. Mam nadzieję, że się podoba. Starałam się przekazać wszystko, co przekazać chciałam, ale pewnie kiedy się jutro (w sumie to dzisiaj) obudzę, stwierdzę, że jest tu dużo do poprawy. Trudno. Jebać.

Depresja to fałszywa szmata, a takich nie warto słuchać.

||Ski Jumping | One shots ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz