||D. Siegel|| You will come back stronger

395 42 23
                                    

- Karl, Markus, skaczecie jako pierwsi. Stephan, ty będziesz w pierwszej grupie. A jako trzeci... David.

Co?

Uniosłem brwi, kątem oka patrząc na Richarda, którego mina zdradzała nieznaczne rozczarowanie. A może w rzeczywistości było ono znacznie silniejsze, a po prostu je ukrywał?

- David...

- Tak? - spojrzałem na trenera, który chyba nie zawołał mnie pierwszy raz.

- Dasz radę?

- Tak, oczywiście. - odparłem, starając się brzmieć na pewnego siebie. 

W rzeczywistości nie byłem w stu procentach przekonany. Byłem w świetnej formie, miałem sezon życia i w skokach indywidualnych naprawdę dobrze sobie radziłem. Ale konkurs drużynowy to coś zupełnie innego. Odpowiedzialność jaka spada na zawodnika jest znacznie większa. Jeżeli coś zepsuję, ucierpi na tym cała drużyna, a nie tylko ja. Ta myśl od samego początku była dla mnie bardzo przytłaczająca.

- I pamiętajcie, że nie ma zabawy w półśrodki, macie dać z siebie wszystko, jasne? Chcę was widzieć na przynajmniej drugim miejscu. Norwegia jest silna, wiem. Austriacy powoli wracają do siebie i mogą próbować nam pokrzyżować plany, a Polska jest kompletnie nieprzewidywalna, ale to my jesteśmy faworytami, my jesteśmy w stabilnej formie i to my jutro pokażemy światu, kto ma najlepszą drużynę, jasne?

- Tak jest! - rozległo się po pomieszczeniu.

- No. To teraz na kolację i do spania.

Wyszliśmy z pokoju naszego trenera i udaliśmy się do hotelowej jadalni. Tam, oprócz nas, znajdowały się również inne reprezentacje. Wszyscy w dobrych humorach, weseli i beztroscy, gotowi na wyzwania, jakie miał im przynieść sobotni konkurs. Naszej kadrze ta pozytywna atmosfera szybko się udzieliła i już po kilku minutach Stephan, Karl i Markus śmiali się z czegoś najgłośniej ze wszystkich. Richard milczał, a ja nie zwracałem na niego uwagi. Czułem coś w stylu wyrzutów sumienia przez to, że to ja zostałem wybrany do konkursu drużynowego i wolałem unikać kontaktu wzrokowego, żeby nikt tego nie zauważył. Dopiero po chwili zorientowałem się, że uważnie mi się przygląda.

- Stresujesz się? - spytał z tym swoim życzliwym uśmiechem, gdy w końcu przeniosłem na niego wzrok.

- Trochę.

- Też się się stresowałem przed pierwszą drużynówką. - przyznał Stephan.

- I jak było?

- Spieprzyłem to po całości i spadliśmy poza podium. - stwierdził z rozbawieniem - Myślałem, że trener mnie zabije.

- Wszyscy myśleliśmy, że cię zabijemy. - Markus spojrzał na niego udawanym, morderczym spojrzeniem.

Być może nie zdawali sobie sprawy z tego, że ich rozmowa wcale mi nie pomaga. A być może byli tego doskonale świadomi i chcieli wzbudzić we mnie to poczucie odpowiedzialności, które i tak zbyt mocno na mnie działało. Tak, czy inaczej, nie pomagali. I chyba tylko Karl mnie rozumiał, bo szybko ich uspokoił.

- Przestańcie. - stwierdził i przeniósł na mnie wzrok, łagodnie się uśmiechając - Będzie dobrze.

Odwzajemniłem uśmiech i skupiłem się na jedzeniu, które miałem przed sobą, a którego do tej pory nawet nie ruszyłem. 

Lubiłem ich. Od samego początku wiedziałem, że nie mógłbym trafić do lepszej grupy. Każdy z nich był inny, ale gdy przyjęli mnie z otwartymi ramionami, miałem wrażenie, że to moja druga rodzina. Choć każdy był skrajnie różny od reszty, razem tworzyliśmy bardzo zgraną drużynę i świetnie się dogadywaliśmy. Czułem się wśród nich naprawdę dobrze. Byli jak starsi bracia. Markus był tym od szalonych pomysłów, Karl tym troskliwym,  Stephan kimś pomiędzy nimi, a Richie zawsze służył wsparciem mentalnym. Brakowało tylko Severina, opiekuna całej grupy i Andreasa, który zawsze wywoływał uśmiech na twarzy. Teraz, odkąd przyszedł Constantin, czułem, że już nie jestem tym najmłodszym, który jest pod ich opieką. A ponieważ on był znacznie bardziej pewny siebie, musiałem się bardzo starać, żeby nie spaść w hierarchii. 

||Ski Jumping | One shots ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz