||A. Wellinger & S. Leyhe|| Someone You used to love

647 24 33
                                    

- Ale tu dużo ludzi - Richard rozejrzał się dookoła zatłoczonego bulwaru, którym akurat spacerowali. 

- Nie ma się co dziwić, jedyne co można robić w taką pogodę to siedzieć nad rzeką - odparł Andreas, spoglądając w niebo.

Niedzielne słońce grzało niemiłosiernie i jedyne o czym blondyn marzył w tej chwili, to wskoczenie do zimnej wody, choćby i w ubraniu. Ale Richard miał nieco bardziej cywilizowany plan na spędzenie popołudnia, a ponieważ to on zaproponował spotkanie, Andreasowi nie pozostało nic innego, jak po prostu iść za nim i mieć nadzieję, że celem ich podróży jest jakieś przyjemne, chłodne miejsce. 

Spojrzał na bruneta, gdy ten zaczął mu coś opowiadać i uśmiechnął się delikatnie. Spotykali się od niedawna, w zasadzie to była ich druga randka. Andreas wciąż nie był pewien, co do swoich uczuć i zamiarów. Wiedział już, że Richard jest świetnym facetem, w zasadzie przekonał się o tym podczas ich pierwszego spotkania, jakiś czas temu. Był kulturalny, miał klasę, a zarazem poczucie humoru idealnie pasujące do blondyna. Poza tym, mieli niespodziewanie dużo wspólnego. No i przede wszystkim, nie dało się ukryć, że Freitag jest szalenie zapatrzony w Andreasa i cieszy się każdą jedną sekundą spędzaną w jego towarzystwie. Wellinger był pewien, że po wielu nieudanych próbach w końcu trafił na kogoś, z kim mogłoby mu się udać. 

Jedyny problem, jaki mógł stanąć na drodze do szczęśliwego zakończenia tej znajomości, leżał w nim samym. Wiele lat bycia singlem sprawiło, że wyzbył się z siebie uczuć i zachowań określanych jako 'romantyczne'. Nie potrafił stwierdzić, czy czuje coś do Richarda, ani tym bardziej nie był w stanie okazać mu swojego zainteresowania. Nie umiał powiedzieć, czy jest w stanie mu zaufać. Chciał coś zmienić w swoim życiu, miał dość samotności, a jednak przywiązał się do niej tak bardzo, że gdy wreszcie natrafiła się sensowna okazja na zmianę, wahał się. Nieustannie bronił się przed każdą relacją, która miała szansę przerodzić się w coś poważnego. Chciał, próbował, a na końcu uciekał, na jakiś czas wmawiając sobie, że widocznie taki już jego los, by za chwilę znów szukać kogoś, kto by mu odpowiadał. Nie spodziewał się żadnego gorącego uczucia ze swojej strony, już dawno zrozumiał, że motyle w jego brzuchu zdechły, a serce już dawno przestało reagować przyspieszonym biciem na cokolwiek. Po prostu chciał mieć kogoś obok, by nie umrzeć w samotności, której tak bardzo się obawiał.

Idąc, mijali wiele różnych osób. Dzieci, dorosłych, starszych, innych spacerowiczów lub rowerzystów, przyjaciół, małżeństwa i zakochanych. Zwłaszcza na tych ostatnich Andreas spoglądał zazdrością. Zastanawiał się, jak to jest nie móc oderwać wzroku od ukochanej osoby. Jakie to uczucie, gdy po ciele przechodzi dreszcz związany z najmniejszym nawet dotykiem. Jakie myśli nachodzą człowieka, który kocha i jest kochany. Rozpaczliwie pragnął poznać, czym jest miłość, w rzeczywistości zapominając, że już kiedyś jej doświadczył. 

Jedno spojrzenie na parę idącą z naprzeciwka wystarczyło, by sobie przypomniał. Najpierw spojrzał na dziewczynę, blondynkę z jasną cerą, błękitnymi niczym niebo oczami i sukienką podkreślającą jej szczupłą sylwetkę. Zmarszczył brwi, wiedząc, że skądś ją kojarzy. Przeniósł wzrok na jej partnera i wstrzymał oddech, jednak nie dając po sobie nic poznać. Nie chciał, by RIchard czegokolwiek się domyślił. 

Z każdym krokiem zbliżającym ich do siebie, Wellinger miał coraz większą ochotę wskoczyć do rzeki płynącej leniwie po jego prawej stronie i najlepiej utonąć w niej od razu, zanim jeszcze został dostrzeżony. Nie było mu to jednak dane i wbrew sobie, wbrew własnej woli, przeklinając los, który po raz kolejny w jego życiu, postanowił sobie z niego zadrwić, spojrzał na Stephana i odwzajemnił uśmiech, którym ten momentalnie go obdarzył. 

- Cześć - rzucił radośnie Leyhe. 

- Cześć - odparł Andreas, spoglądając na jego partnerkę, która również uśmiechnęła się radośnie.

Widział, że Stephan chce przystanąć, zapewne odbyć krótką rozmowę, może poznać Richarda, może cokolwiek innego, więc przyspieszył i minął go, by jak najszybciej zakończyć to przypadkowe i wyjątkowo niefortunne spotkanie. Wiedział, że gdyby doszło do rozmowy, nie ukryłby niczego. Ani drżących kolan, ani świeczek w oczach, zapalających się tylko na widok tego jednego człowieka, ani pobudzenia związanego z przyspieszonym biciem serca, które nagle postanowiło spróbować wyskoczyć z jego piersi. 

To była chwila, ułamek sekundy, jeden uśmiech, jedno słowo, jedno krótkie spotkanie, które wywróciło jego dzień do góry nogami. To już nie była udana randka. Już nie skupiał całej swojej uwagi na Richardzie, nie przekonywał się na siłę, że może warto spróbować, nie chciał dawać sobie szansy na szczęście. Nieustannie wymyślał w głowie nowie wiązanki niecenzuralnych słów, zastanawiając się dlaczego za każdym razem, gdy postanawia wziąć się w garść i ułożyć swoje życie, pojawia się on. 

Stephan, mężczyzna z jego przeszłości, jego największa i jedyna miłość, człowiek za którym szalał, odkąd tylko dane im było się poznać. Ukochany, który nigdy nie należał do niego, nieświadomy uczuć, jakie blondyn do niego żywił. Będący jego największym marzeniem, a zarazem największym przekleństwem, ciążącym na jego życiu uczuciowym, blokującym mu drogę do szczęścia z kimś innym samą swoją egzystencją i pojawianiem się w najmniej oczekiwanym momencie. Za każdym razem, gdy Andreas uwierzył, że jego uczucia odeszły bezpowrotnie, ten wskrzeszał je na nowo, boleśnie uświadamiając mu, że nigdy nie będzie w stanie szczęśliwie się zakochać. 

***

I wish I'd known how much you loved me
I wish I cared enough to know
I'm sorry every song's about you
The torture of small talk with someone you used to love

***

Jednak życie pisze najlepsze scenariusze.

||Ski Jumping | One shots ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz