And I, I promised you that we would never change
That you and me would always stay the same
How I let you down...Pewne miejsce w pierwszej dziesiątce klasyfikacji Pucharu Świata. Co jakiś czas ocieranie się o podium. Kolejne osobiste rekordy osiągane podczas pierwszych w życiu lotów. Rola lidera reprezentacji w konkursach drużynowych. W końcu upragnione miejsce w pierwszej trójce, a niedługo później pierwsze zwycięstwo i hymn Słowenii odegrany dzięki mnie.
Wszystko w ciągu kilku miesięcy.
- Brawo, Timi! - słyszę za sobą, gdy na ekranie, obok mojego nazwiska pojawia się ta upragniona jedynka.
Odwracam się do źródła głosu, chcąc cieszyć się ze zwycięstwa wraz z resztą naszej ekipy, ale ich już tam nie ma. Wybiegają na zeskok, by po chwili cieszyć się razem ze mną.
Pierwszy jest obok oczywiście Anže. Obejmuje mnie mocno, ciesząc się chyba nawet bardziej niż ja. Wiedział, jak długo czekałem na tę chwilę i wspierał mnie podczas każdego konkursu. Nawet kiedy jemu zaczęło iść troszkę gorzej, nawet kiedy całkiem zepsuł swój skok, zawsze czekał na mnie, powtarzając, że w końcu mi się uda. A gdy się udało, dumnie niósł mnie na swoich ramionach, niczym młodszego brata.
Ta przyjaźń wzięła się tak naprawdę znikąd. Podczas pierwszego wspólnego zgrupowania, gdy jeszcze nie znając dobrze wszystkich, po prostu usiadłem w autokarze koło niego. Widział, że trochę się stresowałem, więc zdjął z głowy słuchawki i zaczął ze mną rozmawiać. Nie wiem, czy to jego umiejętność dotarcia do każdego człowieka, czy po prostu jakaś nić porozumienia, która wywiązała się między nami, sprawiła że już po godzinie byliśmy najlepszymi kumplami.
Wspólny pokój w hotelu podczas każdego wyjazdu, był obowiązkiem. Wspólne spędzanie czasu poza kadrą również. Czy w towarzystwie naszych dziewczyn, w większym gronie, czy we dwóch, to nie miało znaczenia. Byliśmy jak bracia, zawsze razem, zawsze wspólnie, zawsze ze wzajemnym wsparciem.
I mylnym przekonaniem, że to będzie trwać wiecznie.
And you, you've been coming closer to the edge
Wondering what goes on in my head
And so I shut you out...Kurwa... - syknąłem, opadając na łóżko i wlepiając wzrok w sufit.
- Co ci? - spytał, niby obojętnie, unosząc wzrok znad ekranu telefonu.
- Naprawdę, Anže? - spojrzałem na niego z niedowierzaniem. - Jeszcze pytasz? Zajęliśmy szóste miejsce na Mistrzostwach Świata, to mi.
- To nie był nasz dzień i tyle - odparł, wzruszając ramionami.
- Cały tydzień nie jest nasz - mruknąłem, przewracając się na bok. - Nawet się nie zbliżyłem do najlepszych. Cały kraj liczy na to, że wrócimy z medalem, chociaż jednym. A ja w kluczowym momencie nie potrafię oddać jednego porządnego skoku...
- Timi, to że skaczesz jako lider drużyny, nie znaczy, że masz brać na siebie całą odpowiedzialność. Wynik nie zależał od ciebie. Jak wszyscy skaczą źle, to ty sam nic nie poradzisz, choćbyś bił rekord za rekordem.
- No wiem, ale... - westchnąłem. - Ale ja bym chciał...
Anže tylko się zaśmiał i przedrzeźnił moje ostatnie zdanie, wypowiadając je tonem dziecka na chwilę przed rozpłakaniem się. Pozostawiłem to bez reakcji, więc po chwili czymś we mnie rzucił. Później znowu. I znowu. W końcu trafił w moją głowę pustą butelką po wodzie mineralnej.
CZYTASZ
||Ski Jumping | One shots ||
FanfictionTrochę o miłości, trochę o śmierci, trochę o psychopatach, a trochę o zwykłych ludziach. I wszystko ze skoczkami w rolach głównych.