Stało się. Czasu cofnąć nie mogłem. Przespaliśmy się ze sobą i... Nie. To ja go przeleciałem... Nie, też nie. Wykorzystałem go. Bezczelnie go wykorzystałem. Może nawet zaliczało się to do gwałtu, nie wiem. Może został mi ostatni dzień życia na wolności.
Nie miałem sił, ani chęci na nic. No bo co, miałbym teraz wyjść? Uciec z własnego pokoju i poczekać, aż on sam sobie pójdzie? I potem do końca życia go unikać, licząc na to, że nie powie nikomu, co się stało? Nie, już wystarczająco dużo spierdoliłem. Teraz mogłem tylko usiąść i poczekać na to, co było nieuniknione.
Wcześniej jednak wziąłem butelkę wody ze swojego plecaka. Sam wziąłem kilka łyków, a resztę zostawiłem jemu, kładąc butelkę na stoliku obok jego połowy łóżka, by mógł się napić, gdy wstanie. Tak jakby ten mały wyraz empatii miał cokolwiek zmienić.
Później poszedłem na 'swoją' część łóżka, usiadłem na nim i znów chwyciłem się za włosy, czując jak wyrzuty sumienia powoli mnie zabijają.
Spędziłem w tej pozycji kilkanaście minut, zanim Jonathan się obudził. Słysząc jego głębokie westchnięcie, poczułem jak paraliżuje mnie strach. Siedziałem nieruchomy, nawet na niego nie patrząc i zastanawiałem się, co miałbym mu teraz powiedzieć. No bo jak wyjaśnić to, co się stało? Hej, stary, pewnie się zastanawiasz o chuj chodzi. Cóż, nie wiem, czy jesteś gejem, czy nie, sam nie wiem, czy nim jestem, ale nie zmienia to faktu, że wczoraj się ostro pieprzyliśmy.
Przewrócił się na plecy, a ja kątem oka dostrzegłem jak otwiera oczy i spogląda na sufit. Następnie zmarszczył brwi i spojrzał na mnie, ale szybko odwrócił wzrok, wyraźnie zawstydzony. Podejrzane było to, że nie wydawał się być zaskoczony moim widokiem, ani w ogóle tą sytuacją. Czyli, że co? Pamiętał wszystko?
Po chwili zauważył wodę, więc sięgnął po butelkę i podniósł się ostrożnie. Widząc, jak krzywi się z bólu z wiadomego powodu, znów poczułem jak mój żołądek zaciska się z żalu i złości na samego siebie. Odkręcił butelkę i wziął kilka łyków, po czym odstawił ją z powrotem i przewrócił się na bok, plecami do mnie, sięgając po swoją bieliznę. Wyraźnie nie przejmował się tym, że jego koszulka przestała pełnić funkcję okrycia, co zmusiło mnie do odwrócenia głowy w stronę okna, tylko po to, żeby znów nie zacząć się gapić jak debil na jego nagie ciało.
Usłyszałem, że się ubrał, a później westchnął głęboko. Kolejne kilkanaście sekund siedział nieruchomo, podobnie jak ja, po czym w końcu postanowił się odezwać.
- Mam sobie iść? - spytał cicho.
- Jak chcesz - odparłem, znów na niego spoglądając. - Możesz zostać - dodałem, mając na uwadze fakt, że wypadałoby chyba porozmawiać.
Kiwnął głową i znów zamilkł. Podciągnął kolana do brody, choć tu też nie obyło się bez bólu, którego siłę zdradzał grymas na jego twarzy. Objął nogi ramionami i zaczął się rozglądać po pokoju, tylko po to, by ostatecznie zatrzymać wzrok na mnie.
- Pamiętasz coś?
- Mhm, do ósmego z rzędu kieliszka - przyznałem, zgodnie z prawdą. - Później już tylko urywki. Akurat te, które nie pozostawiają wątpliwości, że my... No wiesz...
- Przespaliśmy się - westchnął, kończąc za mnie i chwała mu za to, bo mi to stwierdzenie nie mogło przejść przez gardło.
- Posłuchaj... - zacząłem, zdenerwowanym, drżącym tonem głosu. - Nie chciałem tego, okej? Nie wiem, dlaczego tak się stało i jest mi strasznie wstyd, że do tego doprowadziłem. Nie winię cię za nic, bo gdybym się kontrolował, do niczego by nie doszło. Przepraszam, wiem jak to wygląda, ale musisz mi uwierzyć, że ja wcale taki nie jestem, nie miałem zamiaru cię wykorzystać, ani nic takiego, po prostu... - tłumaczyłem się, mówiąc bardzo szybko, praktycznie na jednym wydechu. - Naprawdę tego żałuję i obiecuję ci, że to się nigdy nie powtórzy. - dodałem, zwieszając głowę.
![](https://img.wattpad.com/cover/103617816-288-k883266.jpg)
CZYTASZ
||Ski Jumping | One shots ||
FanfictionTrochę o miłości, trochę o śmierci, trochę o psychopatach, a trochę o zwykłych ludziach. I wszystko ze skoczkami w rolach głównych.