Zgodnie z życzeniami, Japonia została odrzucona, a ponieważ Słowenia i Austria miały po tyle samo punktów, dołożyłam swój głos i wybór padł na Słoweńców.
Dzięki za pomoc <3
~~~
Porażka.
Tylko te słowa przychodziły Domenowi na myśl o weekendzie w Niżnym Tagile. Po nie najgorszych kwalifikacjach przyszedł konkurs, który ze względu na silnie wiejący wiatr i loteryjny charakter, okazał się kompletnym rozczarowaniem. Zarówno w sobotę jak i niedzielę zakończył swój występ na pierwszej serii, po naprawdę beznadziejnych skokach i tym samym lecąc na łeb na szyję w klasyfikacji generalnej.
I chociaż mógłby tłumaczyć, że nigdy nie lubił Rosji, klimat miasta go przygnębiał, a sama skocznia nie należała do jego ulubionych, tak naprawdę nie miał wytłumaczenia. Warunki pogodowe również nic nie zmieniały. Bo przecież Peter jakoś potrafił zaprezentować się lepiej. Anže również znalazł się w drugiej serii. I nawet Timi, który poległ już w piątek, w niedzielę pokazał znacznie lepszą dyspozycję.
A on?
On mógł jedynie zabrać swoje narty, opuścić zeskok, całkowicie rozczarowany i resztę zawodów przesiedzieć w szatni, w towarzystwie Roka, który i tak, rozgoryczony po swoich słabych skokach, nie odzywał się do nikogo. Tilen za to, nie przejmując się niczym, stał już przy skoczni i kibicował reszcie kadry. Tej zdecydowanie lepszej reszcie.
Z zazdrością obserwował jak jego brat pnie się w górę tabeli po bardzo dobrym, dalekim skoku. Zaciskał dłonie w pięści, gdy w drugiej serii na górze został już tylko Peter, a reszta chłopaków dołączyła do Tilena i z ogromną nadzieją wyczekiwali na pierwsze zwycięstwo lub chociaż podium swojego nowego kapitana kadry. I wstrzymywał łzy, gdy po słabszym drugim skoku zajął dopiero ósme miejsce, a po powrocie do szatni spotkał się z ogromem wyrazów wsparcia, pocieszenia i obietnic sukcesów w niedalekiej przyszłości.
Zazdrościł mu, ponieważ on, jedyne co usłyszał, to pretensje trenera za błędy popełnione na progu i w locie. Jego nikt nie wspierał. Nikt nie pocieszał. Nikt nawet nie zwracał na niego uwagi, bo wszyscy byli zbyt zajęci dyskusją o swoich występach.
I stan ten trwał przez cały wieczór, również podczas kolacji, dlatego Domen, nie mogąc już tego znieść, przedwcześnie wyszedł ze stołówki, nawet nie kończąc posiłku, wrócił do pokoju tylko po swoje ubranie, a następnie wyszedł i nie zważając na panujący mróz, ruszył przed siebie.
Szedł wolnym krokiem, dopuszczając do siebie coraz więcej negatywnych i dobijających myśli, które w końcu zaczęły się kłębić, tworząc w jego głowie absolutny chaos. I z tej prawdziwej burzy w umyśle potrafił zapamiętać jedynie kilka stwierdzeń.
Porażka. Jestem beznadziejny. Jestem cieniem samego siebie. I jestem w tym sam.
Zawrócił dopiero, gdy przemarznięte stopy i dłonie zaczęły sprawiać ból przy każdym ruchu. I chociaż bardzo nie chciał wracać, wizja zamarznięcia gdzieś za miastem w obcym kraju i na nie swoim kontynencie, była jeszcze bardziej dołująca. Nie chciał nawet płakać, bojąc się, że po powrocie jego twarz będzie pokryta sopelkami lodu, co będzie wyglądało jeszcze bardziej żałośnie, niż on cały w tej chwili. Nie chciał być tak postrzegany. Chociaż pragnął wsparcia jak niczego innego na świecie, nie miał zamiaru o nie prosić wprost. A przynajmniej nie wszystkich.
Drżącą ręką wyjął z kieszeni telefon i wszedł w wiadomości, gdzie następnie odnalazł konwersację ze starszym bratem. Pociągnął nosem i przez kilka chwil próbował odblokować telefon, który jednak uparcie odmawiał posłuszeństwa ze względu na zmarznięte dłonie chłopaka. Gdy jednak udało mu się je nieco ogrzać, zaczął powoli pisać treść wiadomości.
![](https://img.wattpad.com/cover/103617816-288-k883266.jpg)
CZYTASZ
||Ski Jumping | One shots ||
FanfictionTrochę o miłości, trochę o śmierci, trochę o psychopatach, a trochę o zwykłych ludziach. I wszystko ze skoczkami w rolach głównych.