Jestem na siebie zły, bo te skoki nie były takie, jak powinny być. I w sumie jestem podwójnie zły, bo jakby nie patrzeć, spieprzyłem kolegom konkurs...
Słowa ledwo przechodziły mi przez gardło. Spieprzyłem kolegom konkurs? Gdybym tylko mógł ukazać wszystkie swoje emocje w tym wywiadzie, to najpierw bym powiedział jak bardzo wkurwiony jestem na siebie, jak jest mi w chuj przykro za to, że to PRZEZE MNIE przegraliśmy, połamałbym narty, a na końcu się rozpłakał z bezsilności i wrócił do domu.
Nie tak to wszystko miało wyglądać. Miałem być tym pewnym elementem w drużynie. Tym, który zastąpi będącego w gorszej formie Maćka. To była moja szansa, żeby udowodnić trenerowi swoją wartość, żeby na mnie stawiał, żeby był ze mnie zadowolony, żebym na Mistrzostwach Świata był jednym z pierwszych wyborów, a nie ostateczną alternatywą w razie, gdyby któryś nie podołał.
Teraz sam już nie wiedziałem jak to wszystko się skończy.
Wiele godzin rozmyślałem o tym, leżąc na łóżku w hotelowym pokoju. Nie zwracałem uwagi na tych, którzy próbowali do mnie dotrzeć. Ani na Piotrka chcącego poprawić mi humor, ani na Kamila, który wygłosił swój szlachetny monolog i jak na lidera przystało, powtarzał, że odpowiedzialność za porażkę ponoszą wszyscy, a nie tylko ja. Że jesteśmy drużyną, przegrywamy razem, bla bla bla...
Pierdolenie.
Każdy widział, że zjebałem. Każdy, bez wyjątku.
Dobre skoki Dawida, Piotrka i Kamila był rozpaczliwą próbą naprawy moich błędów. Zawiodłem ich, siebie, trenera, kibiców. Wszystkich.
Odparłem wszelkie próby wyciągnięcia mnie na miasto, czy inne propozycje wspólnego spędzenia czasu w celu poprawienia mi humoru. Ruszyłem dupę z pokoju dopiero, gdy pojawił się w nim mój współlokator, Paweł Wąsek. Nie wiem, gdzie był przez cały ten czas, ale pewnie chodził w kółko, nie chcąc mi przeszkadzać. Nie chciałem, żeby za chwilę znów poczuł się niechcianym gościem we własnym pokoju, dlatego to ja wyszedłem, kilkakrotnie zapewniając go, że to nic osobistego. Po prostu potrzebowałem być sam.
Może gdyby Stefan był z nami i dzielił ze mną pokój, pokusiłbym się o pozostanie w nim i powiedzenie starszemu koledze o wszystkim, co mnie boli. Może nawet bym się przy nim rozryczał pod wpływem emocji. Może to by pomogło i przyniosło mi ulgę. Ale przed Pawłem nie chciałem się tak otwierać.
Dlatego szedłem przed siebie wolnym krokiem, z nisko spuszczoną głową, traktując pizgający wiatr i mróz boleśnie muskający moją odsłoniętą twarz, jako karę za moje popisy na skoczni. Nie patrzyłem dokąd idę. Podniosłem wzrok dopiero, kiedy usłyszałem przed sobą ludzi. Dużo ludzi. Zrozumiałem, że dotarłem do jakiegoś malutkiego rynku, czy placu, na którego końcu było kilka budek i straganów. Chyba były tam jakieś fajne rzeczy i może nawet w normalnych okolicznościach coś bym sobie kupił, ale nie dziś. Dziś nie zasłużyłem.
Ignorując rozmowy i radosne śmiechy osób, których języka nawet nie rozumiałem, usiadłem na jednej z ławek poustawianych dookoła i znów wbiłem wzrok w kostkę brukową pod swoimi stopami. I tak już zostałem na najbliższy czas. Może na godzinę, może dłużej, nie wiem. Jeszcze raz przemyślałem to wszystko, co się stało. A nawet nie raz. Ani nie dwa. Ani nie dziesięć. Pewnie znacznie więcej razy.
I może ta ilość zwiększyłaby się jeszcze bardziej, gdyby ktoś się do mnie nie dosiadł. Zauważyłem postać kątem oka, jednak skomentowałem to tylko głębokim westchnięciem. Miałem nadzieję, że to ktoś przypadkowy. Nie żaden kibic, czy dziennikarz. Wyjątkowo nie miałem ochoty na takie rozmowy.
![](https://img.wattpad.com/cover/103617816-288-k883266.jpg)
CZYTASZ
||Ski Jumping | One shots ||
FanfictionTrochę o miłości, trochę o śmierci, trochę o psychopatach, a trochę o zwykłych ludziach. I wszystko ze skoczkami w rolach głównych.