Dzień dziadka (HP)

209 38 14
                                    

13.02.2018r.
Dla WandersmokLight

- Czas się wykazać.
- Mowy nie ma! - podniesiony głos Draco potoczył się po korytarzu cichym echem. - Chcesz, żebym młodo zginął? Jeszcze zanim doczekam się orderu Merlina pierwszej klasy za wytrzymanie z tobą w związku dwudziestu pięciu lat?
- Tylko tylu? - brunet uniósł brew. - A co z następnymi latami?
- Sugerujesz, że miałbym spokojnie czekać aż posiwieje jak mój ojciec, a może jeszcze na mojej ślicznej główce pojawią się takie wielkie zakola?! Miej litość! Harry, jak możesz?
- Umieranie za młodu jest bez sensu - stwierdził brunet. - Poza tym, sprecyzuj to całe młodo. Bo wiesz; za dwadzieścia pięć lat to ty będziesz miał prawie czterdzie...
- Nie kończ! - zawołał dramatycznym tonem, zakrywając twarz dłonią. - Mdleje!
- Draco, co to wszystko ma znaczyć?? - zbulwersowany Lucjusz Malfoy, którego ostatnim życzeniem na liście najgorszych życzeń było słuchanie plotek o własnym dziecku z ust wszystkich przodków na obrazach, wpadł do salonu posiadłości, rozbijając uprzednio zaklęciem zamknięte niezdarnie drzwi.
Blondyn zbladł, patrząc na niego wielkimi oczami.
- Niech będzie - Potter westchnął, łypiąc na rówieśnika z rezygnacją. - Z okazji dzisiejszego wyjątkowego dnia (dnia dziadka, nawiasem mówiąc) postanowiliśmy ogłosić panu, że za siedem miesięcy na świat przyjdzie nasze dziecko. I najprawdopodobniej będzie to wersja podwójna, to jest - bliźniaki.
Lucjusz myślał, że go grom strzelił. Kilka sekund jeszcze utrzymał się wsparty na resztkach drzwi, a potem runął nieprzytomny na drogocenny, szkarłatny dywan, którym wyłożony był korytarz. Mniej więcej podobni zareagował jego syn, nie zważając na to, że w ich sytuacji to Harry powinien mieć wahania nastrojów i chwile słabości.
- Tego po Blackach nie odziedziczył - stwierdziła kategorycznie Narcyza Malfoy, podnosząc głowę znad robótki, która wyglądała na srebrny szalik w szmaragdowe paski. - Podejdź no tutaj, muszę przymierzyć.
- Pani... Była tu cały czas? - zapytał skonsternowany Potter, zbliżając się jednak posłusznie do przyszłej teściowej i pozwalając sprawdzić, czy wełniany pasek jest dostatecznie długi.
- O tak... Macie szczęście, że nie próbowaliście mnie obgadywać - uśmiechnęła się lekko, sprawdzając czy na pewno wszystkie oczka są odpowiedniej wielkości, aby jej dzieło nie wyglądało na zmechacone. - Proponuję ci iść na spacer do ogrodu. Jeszcze trochę tak będą leżeć, moje dziecko. Wiem coś o tym.
Brunet, aby uniknąć przeciągania tej dosyć niezręcznej sytuacji, skinął głową, podziękował i wyszedł szybko z salonu, kierując się z pamięci w stronę ogrodów, które Draco już mu kiedyś pokazywał.

Mydło & PowidłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz