Desperacja (BSD)

673 33 21
                                    

20.06.2018r.
+18
Omegaverse

Nikolai Gogol nienawidził Nakahary Chuuyi z całego serca. Nie jako osoby, nie jako omegi żyjącej gdzieś w oddali razem ze swoim alfą... Ale jako cienia przytłaczającego jego życie. Fiodor od kiedy przypadkiem dowiedział się o istnieniu Chuuyi Nakahary i zobaczył go był zainteresowany tylko nim. Czegokolwiek by nie planował, gdziekolwiek by nie był - nieszczęsna omega nieświadoma nawet jego istnienia ani związanego z tym zagrożenia miała wpływ na wszystkie jego decyzje.
A Gogol stał cały czas gdzieś z boku.
I nienawidził, nienawidził miażdżącego go cienia zauroczenia Dostojewskiego, który przecież miał już swoją omegę, miał jego... Tylko nie chciał tego zauważyć. Tylko nie widział.
Jasnowłosy mężczyzna zaczął szarpać mocno za swoje włosy, krzywiąc się z bólu po wyrwaniu sobie w pewnej chwili przynajmniej jednej dużej garści.
- Fiodor... - wydusił z siebie zdławionym głosem, puszczając włosy i zjeżdżając palcami na swoją szyję.
Nie zauważał go...
Fiodor w ogóle nie zwracał na niego uwagi.
Jego własny alfa wolał kogoś innego!
- Ty idioto - wyjąkał, wciskając się mocniej w kąt i zaciskając drżące uda. Materiał jego bielizny był mokry od lepkiego śluzu, a całe ciało trawiła gorączka.
Chciał tylko żeby jego alfa nareszcie się ocknął ze swojego przeklętego zauroczenia, zauważył go i zaopiekował się nim tak jak chciał zajmować się Nakaharą.
Gogol kochał Fiodora. Kochał go i nie potrafił nienawidzić nawet jeśli mężczyzna ciągle go krzywdził. Nawet jeśli przez niego chciał tylko płakać i płakać, i najlepiej jeszcze zniknąć żeby przestać czuć się tak jakby był jedynie nic nie wartym śmieciem, bałaganem...
Chwiejąc się wstał i oparty o ścianę ruszył w stronę łazienki. Miał dużo leków, bardzo dużo. Kupował ich zawsze na potęgę przez co niektórzy, którzy zwracali na to czasem uwagę martwili się. Miło z ich strony, chociaż nie potrzebnie tracili nerwy - przynajmniej połowa jego leków kończyła zawsze w śmietniku.
Zaczął szperać między buteleczkami i kartonikami, przewracając je i strącając na podłogę gdzie w większości kończyły marnie żywot pozostawiając po sobie tylko resztki szkła i stosy różnokolorowych pigułek.
Dopadł w końcu nowe opakowanie czerwonych tabletek, ale gdy próbował wydusić dwie na dłoń
oczy zaszły mu łzami i osunął się na kolana, kalecząc je o odłamki z którejś buteleczki. Dłuższą chwilę ryczał żałośnie, kuląc się w sobie jakby mogło mu to jakoś pomóc.
Nie rozumiał...
Nie rozumiał dlaczego jego alfa go nie widzi ani dlaczego musi łykać te leki, po których czuł się tylko gorzej i gorzej z każdym miesiącem?
Miał już dosyć tego wszystkiego.
Zdrowie mu się pogarszało i zaczynało brakować sił czasem nawet na wyjście z łóżka. Niektórzy ze współpracowników przywykli już nawet do tego, że czasem kubki z kawą i talerze z jedzeniem znikały wprost z ich rąk. Nawet się trochę martwili póki nie wmówił im, że to tylko nadmiar obowiązków i zwykłe zmęczenie. Potrzebował swojej alfy. Potrzebował jej przy sobie. Puścił listek czerwonych tabletek pozostawiając je na ziemi i podniósł się chwiejnie. Miał dużo leków. Uspokajających, wyciszających, antydepresantów, przeciwbólowych... Nawet pudełko czegoś podobnego do afrodyzjaku, czego używał podczas ruii od kilku miesięcy, bo po potrójnej dawce po prostu tracił przytomność. Na długo, ale przynajmniej nie musiał upokorzony zwijać się z bólu świadom, że nie jest dosyć dobry dla własnej alfy.
Ściskając w dłoni złapaną paczkę pseudo-afrodyzjaku, którą wziął odruchowo, ruszył chwiejnie w stronę sypialni. Zażył przyznajmniej cztery albo i pięć. Nie liczył. Po prostu wsadził je do ust, przełknął i popił czymś co miał w kubku przy łóżku. Smakowało trochę jak kawa, ale było tak zimne, że właściwie mogło być nawet trucizną. Nie zauważyłby.
Powinien się położyć, ale stojąc tak
i spoglądając przez chwilę na swoje brudne, lepkie ubranie, podjął ostateczną decyzję w sprawie reszty swojego życia. Nie sądził, aby miało ono trwać długo gdy rozważał ostatnie wydarzenia skupione wokół tego, że pogrążał się z każdym dniem coraz bardziej i przynajmniej trzy razy był blisko wzięcia wszystkich swoich leków jak leci, aby sprawdzić co się wtedy stanie. W kwaterze było pusto. Połowa ludzi wyniosła się żeby dać mu w spokoju męczyć się z rują i załamaniem nerwowym, a reszta po prostu darowała sobie przebywanie w miejscu, w którym Fiodor od kilku tygodni knuł swoje szalone plany, wpadając w szał w losowych chwilach z reguły podejrzanie dobrze nakładających się na te momenty, gdy jego cholerne kamery namierzały Chuuyę Nakaharę zajętego planowaniem życia z własną alfą na drugim końcu miasta.
Fiodor nie widział...
Nie widział pustki wokół, bo gdy dawał znać, że chce czegoś od swoich ludzi to się pojawiali.
Nie widział pustki wokół, bo cały jego cholerny świat ograniczał się do cudzego życia.
Nie widział jego - jedynej osoby, która była zawsze.
Zawlókł się aż do pokoju sąsiadującego z sypialnią i gabinetem Fiodora. Cholernego pomieszczenia pełnego ekranów, które mogłyby pokazywać wszystko, a tymczasem ukazywały tylko ruchy Nakahary Chuuyi. Miał dosyć.
Miał już dosyć bycia ofiarą przeklętego zauroczenia swojego alfy...
Zatrzasnął za sobą drzwi przez chwilę opierając się o nie całym ciałem. Oddychał ciężkonzaciskając uda mocniej. Jego spodnie wyglądały tak żałośnie... był taki brudny.
Najpierw chciał dosypać tych pieprzonych leków Dostojewskiemu, ale później zauważył tę roześmianą twarz Nakahary, zajętego targaniem zakupów do mieszkania, w którym żył ze swoim własnym, zauważającym go alfą i coś w nim pękło.
Rozwalenie tych pieprzonych ekranów prawdopodobnie nie przyszłoby mu do głowy gdyby był w normalnym stanie, ale miał ruję, do cholery. Miał ruję i potrzebował uwagi mężczyzny, który zdawał się czasem nie widzieć go nawet wtedy, gdy patrzył mu prosto w twarz.
Kiedy udało mu się zepchnąć ze stolika trzeci czy czwarty monitor zrobiło mu się niedobrze. Przez chwilę stał na ugiętych nogach oparty o stolik i dyszący ciężko. Próbował zniszczyć je wszystkie, ale kiedy dotarł do piątego monitora drzwi otworzyły się gwałtownie. Cóż. Fiodor prawdopodobnie nie spodziewał się zastać go zajętego zniszczeniem mu sprzętu. Wyglądał na wściekłego. I dobrze. Powinien być wściekły. Skoro był wściekły to znaczy, że w końcu go zobaczył. Zauważył.
- Nikolai, oszalałeś?!
- Może - wydyszał, wbijając mocniej palce w blat stolika gdy zawirowało mu w głowie.
- Odsuń się od tych komputerów!
- Nie! Rozwale je wszystkie, rozumiesz?! Na kawałki!
Dostojewski ruszył w jego stronę.
- Przestań się wygłupiać! Nie zachowuj się jak dzieciak, Nikolai! Nie wiem co ci odbiło, ale bez tych komputerów nie będę mógł pracować jak należy! Wszystko będzie się wlekło w nieskończoność!
- Pracować? Chyba patrzeć godzinami na Nakaharę i zastanawiać się jak ukraść mu życie! On jest zajęty, kretynie! Zajęty! Nigdy nie będzie twój!
Oczy Dostojewskiego zabłysły niebezpiecznie i alfa przyspieszył, a potem dopadł go, gdy próbował okrążyć stół aby uciec albo roztrzaskać kolejny monitor.
- Wracaj tu, tu chole - szatyn dopadł go, przewracając na ziemię i przyciskając do niej swoim ciałem. Gogol zajęczał żałośnie w odmowie, nie chcąc zgodzić się na takie traktowanie i próbując go z siebie zepchnąć. - rny - dokończył słabo mężczyzna, wdychając głęboko jego zapach i przypatrując się ze zdumieniem jego nienaturalnie zaczerwienionej zapadniętej twarzy. - Nikolai?
- Złaź... Złaź ze mnie! Chcę to zniszczyć! Chcę usunąć Nakaharę z mojego życia! Nie chcę na niego więcej patrzeć, nie chce go więcej słuchać wchodząc tutaj, do twojej sypialni ani nigdzie! - uderzając bladymi rękoma w pierś alfy rozpłakał się żałośnie, zaczynając mocno drżeć. - Zniszczę go... Zniszczę wszystko i w końcu mnie zauważysz!
Fiodor spróbował wstać i podnieść go, ale wycieńczony omega zatoczył się nagle kiedy już stał dosyć wyprostowany - a później zajęczał żałośnie, zgiął się w pół próbując skulić w sobie, aby nie czuć bólu i upadł na ziemię, tracąc przytomność.
- N-nikolai? - Dostojewski klęknął natychmiast, chwytając go za rękę, aby sprawdzić puls. - Nikolai, co się stało?!
To nie było normalne.
Gogol zawsze był okazem zdrowia. Nigdy nic mu nie było. Nawet z przeziębieniem nie miał żadnych doświadczeń bo od kiedy się znali Fiodor nie pamiętał u niego nawet czegoś takiego jak katar. Choćby nawet alergiczny.
Najpierw Dostojewski klęczał próbując go ocucić, a kiedy to nic nie dało chwycił go mocno, biorąc na ręce. Przełknął ciężko ślinę czując palcami ręki, którą wsunął pod kolana nieprzytomnego coś lepkiego. Przycisnął go mocniej do siebie i wyniósł z ciemnego pokoju. Zabrał go prosto do jego sypialni. Wewnątrz unosił się mdląco słodki, dziwacznie otępiający zapach. Fiodor przez chwilę rozglądał się dookoła siebie próbując przepędzić dekoncentrację. W końcu dowlókł się do łóżka i ułożył mężczyznę na miękkiej potarganej kołdrze.
- Zaraz sprowadzę tu któregoś medyka - wydyszał, czerwieniejąc z zażenowania gdy poczuł, że spodnie są na niego jak najbardziej przyciasne.
To był Nikolai.
Słodki, teatralnie energiczny i pełen sdystyczno-masochistycznych pomysłów Nikolai! To było niemożliwe, aby myślał o nim inaczej niż ciekawskim współpracowniku, którego należało trzymać blisko dla jego własnego dobra. To było niemożliwe żeby w takiej sytuacji, gdy Nikolai był nieprzytomny z niewiadomych przyczyn, a na twarzy czerwony i wymęczony - on miał ochotę na seks!
Nie mógł mieć. Ale cholera... Było mu ciasno w spodniach, serce łomotało, a wizja rozebrania Gogola wydawała się jak najbardziej logiczna. Rozebrania do naga i... I nie mógł go przecież wykorzystać!
Nikolai nie zasłużył na to, żeby wyżywać się na nim podczas snu!
Miał iść po lekarza.
Po któregokolwiek nadającego się do czegoś podwładnego... Nie miał siły. Nagle myśl o tym żeby ktoś miał dotykać Nikolaia poraziła go jak piorun. Co mógł zrobić żeby pomóc Gogolowi skoro nie chciał go nikomu pokazywać? Zdjąć ubranie. Tak, zdecydowanie powinien zdjąć jego ubranie żeby jasnowłosy mógł spokojnie oddychać albo żeby go te...
Te odłamki szkła wczepione w spodnie nie poraniły.
Nerwowe ruchy jego rąk były tak gwałtowne, że próbując zdjąć delikatnie cyrkowy ciuszek podarł wszystko na strzępy. Skóra Gogola była jasna i gładka, w kilku miejscach pokryta zadrapaniami i siniakami, ale nic nie wyglądało na odpowiednio poważne, aby być  przyczyną jego stanu. Dostojewski zawarczał gardłowo wpatrując się dłużej niż powinien na jasny śluz spływający po kształtnych miękkich udach. Jego penis pulsował ściśnięty materiałem spodni. Wdychał zachłannie ten mdląco-słodki zapach smuklejszego ciała.
- Nikolai - wyjąkał, nachylając się. Miał sprawdzić czy czoło jest gorące co sugerowało silne zarumienianie,
ale stanęło na tym, że oparł własne czoło na jego podbródku, wtulając nos w miękką szyję.
Nigdy wcześniej nie czuł się tak uzależniony. Wyciągając dłoń i głaszcząc nią luźno spoczywającą na pościeli rękę, drugą sięgnął do swoich spodni, rozpinając je nerwowo. Zsunął je i chwycił za swojego twardego penisa, zaczynając się masturbować. Dyszał ciężko w smukłą szyję, wdychając przy tym osłabiający go zapach.
Nie miał pojęcia co się z nim dzieje, ale chciał żeby trwało dłużej. Chciał myśleć tylko o tym jaka skóra jasnowłosego jest delikatna, miękka, jak słodki zapach emanuje od delikatnego ciała i otacza go... Gdy doszedł odzyskał wystarczająco kontroli, aby zerwać się z łóżka. Łazienka.
Musiał iść do łazienki i przynieść okład. Chłodny okład na czoło. Dla Nikolaia. Musiał się nim zaopiekować. Zrobić coś... Cokolwiek.
Cokolwiek czyli naturalnie wszystko co w jego mocy.
W małym pomieszczeniu panował nieprzyjemny bałagan. Wszędzie leżały (całe i w kawałkach) jakieś buteleczki i paczuszki, a poza tym stosy kolorowych pigułek. Dostojewski rozejrzał się dookoła siebie z niepokojem. Rozpoznał trzy leki na pewno. Supersanty dla omeg, antydepresanty i środki na wzmocnienie. Reszta musiała poczekać na później, bo pogrążony w gorączce Nikolai potrzebował
okładu.
Wziął ręcznik mężczyzny, przełykając ciężko ślinę gdy wyczuł jak intensywnie pachnie Gogolem, a potem zmoczył go i wykręcił z nadmiaru wody.
Jasnowłosy nadal leżał w sypialni na plecach. Ale jego oddech był ciężki, a na pościeli zaś poszerzyła się znacznie ciemna plama lepkiego śluzu.
Dostojewski położył mu okład ostrożnie na czole, a omega westchnął ciężko i poruszył się nerwowo. Szatyn chwycił go za ramiona, próbując utrzymać w miejscu, ale kiedy z ust nieprzytomnego wydostało się ciche, żałosne skomlenie przeraził się. Puścił go i patrzył jak przekręca się na bok, dysząc ciężko, a potem niezdarnie usiłując skulić. To było złe. Wszystkie myśli, które zalały umysł Fiodora na widok jasnego karku Nikolaia, a potem niżej - jego jędrnych pośladków. Nigdy nie wyobrażał sobie co znajduje się pod ubraniem Gogola. Zawsze traktował go jak całkiem uroczego współpracownika, kogoś na kim można polegać i wysłać z trudniejszym zadaniem w teren. A w ostateczności skrzyczeć, bo Nikolai nie brał takich rzeczy do siebie na długo.
Sapnął ciężko znów czując się żenująco twardy i chętny, aby zbadać cal po calu każdy skrawek młodego ciała.
- Jesteś takim pięknym omegą - wydyszał, przełykając ciężko ślinę i wyciągając dłoń, aby dotknąć gładkiej skóry. Była naprawdę cudownie miękka. - Co ci się stało, Nikolai?
Dręczyła go sprawa jego zasłabnięcia, zwłaszcza, że ciało mężczyzny drżało, twarz była intensywnie czerwona, a oddech ciężki. To była ruja? Dlatego tak go do Gogola ciągnęło?
Wyciągnął rękę, próbując poprawić chłodny okład, aby znów znalazł się na rozpalonym czole. Jego oddech gdy się nachylił, owiał smukłą szyję i obojczyk. Nikolai niespodziewanie poruszył się, przekręcił głowę gwałtownie wtulając ją w poduszkę mocniej. I unieruchamiając tym samym dłoń Dostojewskiego, który nie zdążył jeszcze puścić wilgotnego materiału.
Dla jako takiej wygody własnej musiał wejść na łóżko. Ciężko było mu utrzymać się w niewygodnym zgięciu, z ręką do której nieświadomie przytulał twarz jasnowłosy, gdy kończyna drętwiala.
Położył się.
Położył się tuż za jego plecami. Chwilową ulgę szybko jednak zastąpiła frustracja, bo nieprzytomna omega najwyraźniej reagowała podświadomie na jego obecność i każdy ruch.
Kiedy już myślał, że jego największym problemem jest smukłe ciało ułożone tuż obok i gorący oddech muskajajcy jego drętwiejącą rękę... Nikolai poruszył się i przekrecił. Fiodor jęknął głucho nabierając ciężko tchu gdy mężczyzna wtulił się w niego całym sobą. Całym smukłym, gorącym sobą otoczonym intensywnym, otumaniającym zapachem.
Fiodor czuł się jak skończony zboczeniec. Trzymał przy sobie nagie ciało omegi w ruii, której nigdy dotychczas nie potrafił wyobrazić sobie jako kogoś... No... Miał na niego  oko, ale jak na współpracownika, może kogoś z rodziny, a nie partnera! Dotychczas Nikolai był jak trochę irytujący, ale rozbrajająco uroczy młodszy brat.. i nagle wszystko się zawaliło, a on nie potrafił myśleć o niczym poza możliwymi sposobami na... Życie? Boże. Miał ochotę ugryźć go, a potem trzymać przy sobie choćby na smyczy.
- Ty skończony idioto - wymamrotał pod własnym adresem, rozumiejąc, że ociera się napalony o drugie ciało dopiero wtedy gdy Gogol zajęczał cicho i trochę jakby mniej boleśnie niż wcześniej. - Powinienem nazwać to podżeganiem do gwałtu - przełknął ciężko ślinę. Wydostał rękę spod gorącego policzka, powiódł nią mimowolnie po smukłej szyi, w dół do ramienia, stamtąd na bok... Zadrżał mimowolnie, gdy omega wydał z siebie ciche, zadowolone westchnienie czując dotyk w okolicy swojego biodra. - Jestem zboczeńcem - oznajmił zduszonym głosem, sięgając tą nieszczęsną reką niżej. Pogładził palcami twardego penisa Nikolaia, który zajęczał, poruszając się instynktownie i ocierając o niego mocniej. Dostojewski wciągnął gwałtownie powietrze, a potem wsunął wolną rękę pod ciało jasnowłosego, przyciskając je do siebie i zaczynając poruszać ręką na jego członku. Nikolai zaczął jęczeć i wzdychać, ściskając mocno w drobnej dłoni materiał zmaltretowanej poduszki.
Dostojewski chciałby powiedzieć, że nie wiedział co robi, ale doskonale wiedział jakim jest perwersyjnym dupkiem powoli wchodząc w ciasne wnętrze nieprzytomnej, rozochoconej omegi. Nie był w stanie czekać ani chwili i od razu zaczął powoli, ostrożnie poruszać biodrami, przytrzymując go przy sobie.
Gogol zaczął oddychać ciężej i wydawać z siebie podniecające dźwięki pomiędzy kwileniem i jęczeniem. Jego mięśnie zacisnęły się na twardym penisie Fiodora mocno i alfa przyspieszył ruchy dłoni chcąc jak najbardziej uprzyjemnić doświadczenia lgnącego do niego partnera. Nikolai był nieprzytomny, ale szatyn nie chciał go skrzywdzić nawet jeśli sytuacja wyglądała... Co najmniej dziwnie.
- Ciasno... Mój mały... Wewnątrz ciebie jest tak cudownie... - wydyszał, wtulając twarz w kark omegi i w miarę własnych możliwości przyspieszając ruchy bioder, a także dłoni. Czuł jak twardy penis pulsuje mocno i nie był zdziwiony, gdy omega zajęczał nagle głośniej niż wcześniej i doszedł.
Dostojewski miał wrażenie, że za chwilę oszaleje. Miał wrażenie jakby kochanek z każdym ruchem przyjmował go w sobie coraz głębiej, przy okazji coraz mocniej się zaciskając.
- Nikolai... Nikolai... - uchylił wargi, obsypując jasny kark pocałunkami, a potem zupełnie zapomniał o całym świecie.
Doszedł i prawdopodobnie mógłby swoim zadowolonym krzykiem zwabić ewentualnych gapiów do pokoju Gogola, gdyby nie zatopił w tamtej chwili zębów w jego ciele.

Nikolai obudził się w bardzo dziwnym stanie, którego nie potrafił za bardzo zrozumieć. Owszem, po pseudo-afrodyzjaku, który znów zażył czuł się zawsze wyczerpany i senny, bo tracił przez to przytomność, a nie spokojnie zasypiał, ale to nigdy nie było aż tak dziwne. Czuł się słaby i miał ochotę iść spać, a gdy spróbował się poruszyć zarejestrował coś ciasno owijającego się wokół jego ciała mniej więcej na wysokości brzucha. Uchylił powoli powieki. Był w swojej sypialni, więcej - na swoim łóżku. Problem polegał na tym, że coś gorącego przylegało do jego pleców. Przełykając ciężko ślinę poruszył się nerwowo, próbując wyplątać się z mocnego splotu.
- Leż jeszcze, Nikolai. Dobrze ci radzę bo jak dojdziesz do siebie będziemy musieli sobie poważnie porozmawiać o małej aptece w twojej łazience - usłyszał niski, przypominający warkot, głos Fiodora tuż przy swoim uchu.
Na krótką chwilę wstrzymał oddech.
- C-co tu robisz? - wyjąkał.
- Wykorzystuje cię seksualnie - Dostojewski oparł mu nagle wargi na karku i Gogol zadrżał zaskoczony, czując przyjemny dreszcz przebiegający mu po kręgosłupie. - A tak naprawdę oświadczam ci, że jesteśmy razem - sprostował sprawę szatyn i nagle gorące sploty okazały się rękoma, z których jedna przesunęła się w górę, głaszcząc pierś omegi.
- Razem? J-jak to? - zdumiony zmobilizował się wystarczająco, aby przekręcić się przodem do alfy, który zareagował na to bardzo zadowolonym pomrukiem, zsuwając dłoń z jego prostych pleców na pośladki. Nikolai zarumienił się mocno, wyczuwając ten ruch. - C-co mnie ominęło? - zapytał ostrożnie, zastanawiając się czy może tym razem przedawkował zbyt poważnie ten afrodyzjak i ma jakieś omamy.
- Nikolai, słuchaj... Jestem idiotą - wyrzucił z siebie Dostojewski. - Idiotą do potęgi i zrujnowałem ci kilka lat życia... Ale już będę grzeczny - obiecał. - Zrobię co zechcesz... Pozbędę się wszystkiego co ma związek z Chuuyą, dezaktywuje kamery w pobliżu jego domu i miejsc nie związanych z moimi interesami, będę poświęcał ci cały wolny czas...
Bełkotał.
Gogol patrzył na twarz zaczerwienionego z zakłopotania Dostojewskiego i słyszał przede wszystkim bełkot.
- Fiodor - wymamrotał, zatykając mu ręką usta. Przez chwilę patrzył skonsternowany na zaschniętą w kąciku ust mężczyzny krew. - Fiodor - powtórzył dużo groźniej niż wcześniej. - Czy to jest to, co myślę? - zapytał poważnie, dotykając śladu palcem.
- O ile myślisz o tym, że już teraz się ode mnie nie uwolnisz - zaczął Dostojewski ostrożnie.
Nikoali sięgnął dłonią do swojego karku, natrafił na dosyć świeży ślad zębów.
- T-ty idioto - wyjąkał, a później zebrał siły i uniósł głowę wyżej, aby przycisnąć wargi do ust mężczyzny. - Zboczony idiota - wydusił z siebie chwilę później, gdy Dostojewski przekręcił się na plecy, wciągając go na swoje ciało.
Gogol kontynuował pocałunki, aby dobrze wykorzystać w przytomności resztki swojej ruii.
Fiodor zaczął oddychać szybciej czując jak kochanek ociera się o niego powoli, zachęcająco zaczynając cicho, gardłowo mruczeć.
- To bezpieczne?
- O bezpieczeństwo pomartwisz się jak kiedyś zostajesz ojcem - uciszył go, przesuwając się w dół, aby móc nabić się na mężczyznę samodzielnie.

***

- To może teraz wyjaśnisz mi dlaczego twoja łazienka wygląda jak mała zrujnowana apteka?
Fiodor spojrzał z wyczekiwaniem na omegę. Nikolai owinięty w jego puchaty biały szlafrok i usadowiony w ulubionym fotelu wygodnie wyglądał naprawdę słodko. Dostojewski zastanawiał się jakim cudem nie zwrócił na jego urok uwagi wcześniej.
- Ja... Miałem trochę za dużo stresu ostatnio - stwierdził cicho Gogol, czerwieniąc się mocno i zapadając się głębiej w fotel.
- Nikolai - Fiodor przysunął sobie stołek i usiadł na przeciw fotela, wzdychając ciężko. - Więcej nie będziesz się tym wszystkim faszerował, rozumiesz?
- Ale potrzebuje...
- Koniec tej lekomanii. Przeze mnie się w to wpakowałeś, ale naprawię to, rozumiesz? - chwycił jasne dłonie w swoje ręce, ogrzewając je lekko, bo były podejrzanie chłodne jak na godzinę wygodnego przysypiania w ciepłym szlafroku w fotelu przy kominku. - Dopilnuje żebyś brał tylko supersanty i tylko w przyznanej przez lekarza dawce. Całą resztę wyrzucę.
Nikolai westchnął cicho, spoglądając w dół na ich ręce.
- Podasz mi herbatę? - poprosił.
- Zaraz podam - podniósł się, całując omegę w skroń delikatnie i ruszając w stronę stolika będącego bliżej starego regału, aby zabrać stamtąd filiżankę z owocową herbatą.
Patrząc na jego plecy Gogol dotknął palcami swojej skroni, a potem wygiął wargi w bardzo zadowolonym, niemal perfidnym uśmiechu.
Jego alfa w końcu go zauważył... I jego już w tym była głowa, aby Dostojewski nie chciał patrzeć więcej na żadną inną omegę ani nikogo. 

Mydło & PowidłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz