Ciemności (Blue Beetle & Impuls)

111 7 12
                                    

08.01.2018r.

Dla WandersmokLight

Ciemności

Kiedy zapadała noc i siedział samemu w jakimkolwiek miejscu wiedział, że jest bezpieczny w czasie, do którego się cofnął, mając wokół tych ludzi, których w jego pierwotnej przyszłości w większości już nie było, albo nigdy nie było... Ale to nie zmieniało niczego. Gdzieś wewnątrz siebie czuł niegasnący nigdy strach spowodowany świadomością tego, że przyszłość pewnego dnia upomni się o niego. I wtedy nie zdoła przed nią już uciec, a bezpieczeństwo roztrzaska się w pył jak strącony z wysokości wazon... a ludzie, którzy w tej chwili je współtworzyli, znikną. Za dnia wszystko było w porządku, otaczało go światło, otaczał świat, o jakim marzył dla siebie w przyszłości lub chciałby marzyć. Ale nocą nic nie było dobrze. Nocą ciemności pochłaniały tę przeszłość i jego w nim, sprawiając, że wszystko dookoła było zniekształcone i niewyraźne tak jak pierwotna przyszłość, o której usilnie udawał, że z niej nie pochodzi, że jej nie doświadczył. A gdy już jego bezpieczeństwo zostawało przesycone strachem, poczuciem beznadziei i rozpaczy, przerażającym wrażeniem duszenia się, spadania i potykania o własne nogi, niezdolne do wykonania żadnego porządnego, nawet najdrobniejszego kroku, nagle przyszłość, która już nie mogła nadejść w swej pierwotnej wersji, przypominała mu o sobie tak bardzo wyraźnie, że nie potrafił nazwać tego fikcją. I szlochał skulony w jakimś małym, zapewniającym poczucie pewnej stabilności kącie, nie mając odwagi poszukać czegoś, co mogłoby dać mu światło... Jeśli miało ono nie odnaleźć się, albo odkryć przed jego oczami zrujnowany świat, w którym nie ma ani dobra, ani bohaterów to marzył o tym, aby pozostać ślepcem.
Na początku nie zwracał uwagi na rozmytą, pogrążoną w ciemności sylwetkę młodego mężczyzny, stojącą  albo siedzącą gdzieś na uboczu, wpatrzoną w niego zaniepokojonym wzrokiem, pełnym niezrozumiałej dla niego troski i miłości, ale pewnej nocy sylwetka przekroczyła granicę, która pozwala zachować anonimowość i niedostrzegalność. Sylwetka stała się personą o ciele człowieka, a potem zwykłym człowiekiem i wreszcie przystojnym, dobrze zbudowanym młodym mężczyzną, który usiadł w ciemności obok niego. I złapał go za dłoń.
- Bart - powiedział, przyciągając go ostrożnie do siebie i przyciskając do mocnej, umięśnionej piersi. - Nie płacz, jestem tu.
- Wiem.
Czuł jak zdecydowane i czułe są jego objęcia.
- Ochronię cię.
- Przed tym nie da się mnie chronić - powiedział cicho, ciesząc się mimowolnie z tego, że w tej sytuacji nie widać ani strachu w jego oczach, ani rumieńców na policzkach, ani łez zaczepionych na rzęsach i spływających po twarzy.
- Nie jesteś sam. Wszystko się da.
-Jaime - zaczął, ale nie potrafił odnaleźć słów, które mogłyby przekonać upartego przybysza do tego, że się myli. - Myślisz, że możesz tkwić zawsze obok gdy zapadną ciemności? - zapytał, przełykając ciężko ślinę.
- Śpij, Bart. Nikt cię nie dotknie.
I tamtej nocy były to słowa, których pragnął gdzieś w sobie bardziej niż czegokolwiek.
Ciemności nie zniknęły, noc nie przestała istnieć, poczucie bezpieczeństwa za dnia i rozpacz po zapadnięciu mroku nie przeminęły, a jednak do tej upiornej, słodko-gorzkiej rutyny dołączyło coś nowego. Ręka na jego ręce, ciało przy jego ciele, wargi niemal na wargach...
Trochę przerażający w ciele Skarabeusza Jaime mimo wszystko trwał obok w każdej ciemności. To czyniło je...mniej nie do zniesienia, bo nie stawał przeciwko nim sam.
Jeśli jego pierwotna przyszłość miała się kiedykolwiek upomnieć o niego... Pragnął żeby ostatnią osobą, w której oczy będzie mógł spojrzeć był Jaime, który siedział obok, ale nigdy nie zadawał pytań, pozwalając mu zachować przed dawnym światem okrutny sekret dotyczący przyszłości jaka kiedyś była jego teraźniejszością...

Mydło & PowidłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz