Nie słyszę zewu fal (JRRT)

114 9 2
                                    

15.02.2018r.

Statek kołysał się leniwie na błękitnych falach, przycumowany jeszcze do słupa. Ostatni w szarej przystani. Samotny, jedyny...
- Czas się pożegnać - rudobrody krasnolud zacisnął swoje duże, spracowane ręce mocno, próbując opanować swoje emocje, aby nie zostać w tej ostatniej wspólnej chwili uznanym za zbyt tkliwego mięczaka.
Elf westchnął, wygładzając palcami materiał zielonej szaty, której długie rękawy ukrywały jego drobne dłonie.
Był to ubiór przypominający bardziej z kroju modę Rivendell niż Mirkwood, ale pasował do niego.
Podkreślał urodę, charakter...
- Masz rację - przyznał, wyciągając dłoń. Krasnolud chwycił ją niepewnie, przełykając ciężko ślinę.
Przez kilka sekund tkwili w bezruchu, a potem w końcu, przełykając ciężko ślinę, odwrócił się i ruszył do statku.
Gimli, nie mogąc znieść myśli o patrzeniu na jego odpłynięcie, odwrócił się, zdecydowany dalej ukrywać własny stan i ruszył na lekko drżących nogach przed siebie. Starał się skupić na własnym życiu, na tej chwili, na tym dniu.
Legolas odejdzie, ale chociaż to będzie jego osobisty koniec świata, nic wokół nie zwróci na to większej uwagi. Tak czy siak będzie musiał wrócić do odbitej Morii, aby przejąć dziedzictwo przodków. I będzie musiał zrobić to na tym przeklętym, białym koniu wielkim o dwakroć przynajmniej od normalnego kucyka. I będzie musiał zachowywać się jak trzeba, prezentować jak wypada, obrać jakiś cel, coś zdecydować na temat przyszłości...

Legolas wspiął się na pokład statku i rozejrzał dookoła siebie. Przymykając powieki odetchnął pełną piersią słuchając szumu fal i śpiewu mew. Odwrócił się, aby jeszcze raz spojrzeć na przystań nim odwiąże sznur i wypłynie w morze.
Zachłannie przesunął spojrzeniem po murach z kamienia, które bardziej pasowałyby do wielkiego zamku niż przystani, po zieleni przemykającej tu i tam... Zatrzymał się na małej postaci krasnoluda, wlokacej się powoli w stronę miejsca, gdzie zostawili konia.
I wtedy coś w niego uderzyło.
Śpiew fal i mew stały się odległe, niemal niesłyszalne, serce przyspieszyło, a gdy spojrzał na swoje dłonie zauważył, że drżą. Mocno. Jak nigdy wcześniej.
A więc to jeszcze nie ta pora?
Czy to w ogóle było możliwe?
Krasnolud przystanął, najwyraźniej chciał się odwrócić, ale w ostatniej chwili opuścił głowę.

Elf zeskoczył ze statku biegiem, przypadkiem zrywając cumę, na co nawet nie zwrócił uwagi.
- Gimli! - zawołał, zmuszając go do odwrócenia się po to tylko, aby chwycić go w ramiona. Klęcząc na ziemi, z głową opartą na ramieniu krasnoluda i rękoma owiniętymi wokół jego ciała, westchnął z ulgą.
- A co z twoją podróżą? - zapytał zaniepokojony przyjaciel, niepewnie gładząc palcami jego włosy.
- Gdy jesteś przy mnie, drogi Gimli, w ogóle nie słyszę zewu. Już przeminęła moja era, ale zostanę tutaj jesce, tak długo jak mi na to pozwolisz. U twojego boku.
Krasnolud chrząknął cicho, zakłopotany, wolną ręką sięgając do twarzy i trąc mocno, żeby pozbyć się cieknących na policzki łez.
- Nawet do końca świat, elfie - wymamrotał. - Zostań tutaj, choćby i jutro miało być ostatnim dniem - dodał dużo ciszej, bo nie było to nic co mógłby powiedzieć jakikolwiek krasnolud do kogokolwiek, a co dopiero elfa.
- Wydaje mi się, że obiecałem ci podróż, przyjacielu - blondyn uśmiechnął się, spoglądając mu w oczy i samemu, delikatnymi dłońmi, ocierając łzy. - Od czego ją zaczniemy? - zapytał.
- Od Isengardu - zaproponował szybko, niespokojny, że starszy mógłby się rozmyślić. - Wedle plotek, tamten upiorny las pochłonął już większość okolicy. Chyba dobrze byłoby to zobaczyć.
Legolas zaśmiał się i podniósł powoli, podając mu swoją dłoń.
Trzymając się siebie na wzajem ruszyli z powrotem przez kamienny labirynt szarego portu do swojego konia.
Do Valinoru wyruszył statek, ale był on całkowicie pusty...

Mydło & PowidłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz