Syn 2 (Avengers)

233 26 17
                                    

04.05.2019r.

Dla Annhedonia przyznaje, że zupełnie o tym zapomniałam z różnych przyczyn. Ale to nic, dopiero co skończył się Pyrkon, więc... Prawie dotrzymałam słowa! (Czasem nie nadąża za światem i własnymi tekstami)

Sakuja

"Rodzicielstwo"

-Jest... Jest maleńki - cofnął się, z wahaniem patrząc na drobinkę, dziecko wielkości lalki, które wyciągała w jego kierunku stara pielęgniarka, o wyglądzie dobrej babci, uśmiechając się wyrozumiale.

- Proszę nie robić takiej wystraszonej miny, panie Stark i wziąć syna na ręce - odezwała się, głosem również przywodzącym mu na myśl jedynie dobre, zawsze nadopiekuńcze starsze panie z różnych rodzinnych seriali, przekarmiające krewnych tak jedzeniem koniecznym, jak słodyczami i chowające przy fotelu kosz pełen kłębków wełny oraz srebrnych drutów w różnych rozmiarach, służących do robienia całych ton swetrów, szalików i czapek. - Dobrze. Raz, dwa - pewnie wetknęła mu noworodka w ramiona, poprawiając niezdarny chwyt i tłumacząc dokładnie, co robić dalej.

Drzwi otworzyły się cicho, głowa otulona długimi, ciemnymi włosami znalazła się w jego polu widzenia. Przełknął ciężko ślinę, usiłując się nie popłakać.

- Przeżył - powiedział z trudem, czując wyraźnie, że pomimo radości, jaką czuł,  te słowa sprawiają mu nieznośny ból gdzieś w środku. - On... Dał radę, May.

...ale ona nie.

May podeszła powoli, ocierając mocno, pospiesznie twarz rękawem.

- Jaki śliczny - wydusiła, wyciągając dłoń i dotykając czerwonego policzka. - Nazwaliście go?

- Peter Benjamin Parker. Marzyła o tym - potwierdził, nie patrząc jej w oczy, skupiając się na tym, aby nie upuścić syna. - Marzyła o tym...

***

- To szaleństwo. Oboje wiemy, że to szaleństwo...

- Tony - dłoń May spoczęła na jego ramieniu, ściskając je lekko. - Spokojnie. Nie zwariowałeś jeszcze - powiedziała miękko, patrząc mu w oczy. - Masz rację. Rozumiesz? Twój świat jest na razie zbyt niebezpieczny dla Petera.

- Ale czy na pewno... Zajmowanie się dzieckiem samemu, mogłabyś przecież ułożyć sobie życie, znaleźć kogoś...

Westchnęła cicho, a później wbiła palce w jego ciało tak mocno, że aż się skrzywił. Oh, już zapomniał jak bardzo potrafi zmiażdżyć swoim chwytem cudze ramię.

- Tony, dam sobie radę. Zadbam o Petera i będę go chronić.

- Będę do was przyjeżdżał.

- Dobrze.

- Zadbam, żeby niczego wam nie brakowało.

- W porządku.

- Jeśli tylko cokolwiek będzie się działo... Zadzwonisz natychmiast, tak?

- Jedź już - powiedziała łagodnie. - Spotkanie zarządu to nie zabawa. Musisz dopilnować, żeby wszystko działało jak należy.

Gdyby... Gdyby nie to, że był Tonym Starkiem i poza sobą musiał myśleć o innych, wielu innych - rzuciłby wszystko, aby zostać przy Peterze.
Ale nie mógł. Nie potrafił. Czy jego ojciec.. jego ojciec też czuł się tak winny, pozostawiając niemal wszystko matce i wychodząc do pracy, na długo, na godziny, czasem dni...?

Mydło & PowidłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz