Wielki Bonus! 2 (BSD)

561 24 19
                                    

14.06.2018r.

Uwaga, uwaga, uwaga! Kolejny bonus do Bungou Stray Dogs - Omegaverse od BlackieRoses. Mam nadzieję, że już za chwilę będziecie zaskoczeni 😁

Wielki Bonus 2:
Tajemnica

Były takie dni gdy na Moriego można było natknąć się w każdym zakamarku kwatery mafii w najmniej oczekiwanej chwili - miało się wtedy wrażenie, że mężczyzna jest gotów wyskoczyć nawet z najmniejszej dziury, aby doprowadzić podwładnych do zawału albo stanu totalnego wewnętrznego wkurwu. Ale zdarzały się też takie gdy nigdzie go nie było. Czasami dlatego, że był w terenie razem z Elise i coś tam knuł ucharakteryzowany na zatroskanego tatusia, doktorka, eleganta czy co to się tam akurat mu podobało albo pasowało do sytuacji. A czasami... Czasami po prostu znikał. Zostawiał informacje co dalej robić, jak działać, Elise dla nadzoru (chociaż rozstawanie się z nią najczęściej było dla niego jak odcinanie się od własnej ręki albo nogi - nieprawdopodobnie bolesne) i już. Znikał. Wychodził gdzieś ubrany w swój biały płaszcz i ślad się urywał.

Gdy Mori opuszczał port kierował się natychmiast ciemnymi przejściami, o których być może nikt nie wiedział, do mieszkania w szarej strefie. Małego, ciemnego mieszkania, na które składały się właściwie tylko łazienka, sypialnia i "aneks" kuchenny wyglądający raczej jak turystyczna kuchenka na prąd ustawiona na starej odrapanej komodzie. O tym miejscu nikt nie wiedział. Nikt z Mafii. Ani nawet nikt z Agencji Detektywistycznej, chociaż cholerny Fukuzawa zawsze pojawiał się w tym miejscu pierwszy. I gdy Mori tam docierał, on już siedział, pijąc herbatę i patrząc niespecjalnie zainteresowanym wzrokiem na zegarek wiszący na ścianie. Złom nie działający od lat.
Ponury, ciemny i w dodatku "udekorowany" wbitym w środek tarczy skalpelem.
Fukuzawa przez większość czasu wyglądał jakby nie do końca wiedział co się dzieje wokół - był tak nudny, monotonny i nieprzenikniony... Mori nienawidził tego wyrazu.
- Spóźniłeś się - powiedział miękko Fukuzawa, odrywając wzrok od zegara i spoglądając wprost na niego.
Tym cholernym spokojnym wzrokiem.
- Ja się nie spóźniam - wycedził, zamykając za sobą drzwi cicho. Mógłby nimi trzasnąć z całej siły i nikogo by to nie zainteresowało w tym wymarłym bloku, ale zrobił to cicho, powoli, jakby na przekór. - Powinieneś się cieszyć, że w ogóle przyszedłem - dodał, krzywiąc się urażony. Czuł, że jego ciało zaczyna drżeć, a serce bije coraz mocniej.
Nienawidził tego uczucia. Wrażenia, że jest zależny od Fukuzawy. Że bez niego nic nie jest w stanie zrobić.  Obojętnie ile razy udawało mu się udowodnić sobie, że jest silny i nie potrzebuje nikogo... Zawsze w  końcu nadchodziła ruja na tyle silna, że już żadne leki nie działały.
- Bardzo się cieszę - jasnowłosy uśmiechnął się nieznacznie, wyciągając do niego dłoń. - Poprzednie trzy razy czekałem na próżno - przypomniał. - Tęskniłem za tobą.
Brunet podszedł do niego, zaciskając wargi w wąską linię. Fukuzawa chwycił go i przyciągnął do siebie.
Mori próbował być obojętny. Usiłował pokazać mu najwyraźniej jak mógł, że nic z tego, że nie jest niczyją własnością,  że niczego nie potrzebuje...
Ale Fukuzawa to wiedział.
Od zawsze wiedział.
I trzymając go tuż przy sobie wtulił twarz w koszulę na jego brzuchu, przymykając powieki. Zaciągnął się jego zapachem jak szczeniak.
- Mój biedny Mori - westchnął. - Tak bardzo się ciągle męczysz...
Jasnowłosy był dziwaczną alfą.
Tak bardzo dziwaczną, że nawet Mori z reguły nie wiedział jak ma go traktować wtedy, gdy akurat nie próbował poderżnąć mu gardła swoimi skalpelami. Byli partnerami lata wcześniej, a później wszystko się rozpadło. Rozsypało w pył.
Mori nienawidził swoich wspomnień i jednocześnie nie potrafił wyobrazić sobie przeszłości bez Fukuzawy... Ani przyszłości.
Stał sztywno, przymykając powieki i próbując oddychać spokojnie pomimo smukłych chłodnych rąk wślizgujących się pod jego koszulę i zaczynających głaskać miękką skórę.
Na początku usiłował być obojętny. Tkwił w bezruchu z przymkniętymi powiekami i uniesioną nieznacznie głową. Zapach Fukuzawy robił się coraz intensywniejszy, a mężczyzna nie powstrzymywał się przed wdychaniem woni jego ciała gdy stopniowo posuwał się coraz dalej, póki nie sięgnął palcami jego pleców. Mori jęknął cicho, pociągnięty w dół. Wylądował na kolanach alfy, który z zadowolonym pomrukiem zaczął masować jego plecy palcami, wargami przywierając do ust. Pocałunek był delikatny, powolny. Byli już za starzy żeby rzucać się na siebie jak zwierzęta. Za starzy i zbyt zmęczeni intensywnie działającymi lekami zażywanymi regularnie chociaż ciała już się na nie niemal uodporniły po tych latach... Nerwowo objął ramionami kark jasnowłosego. Nie znosił ulegać dlatego powoli odwzajemnił pocałunek. Starał się nie otwierać oczu. Tak samo kochał i nienawidził patrzeć na partnera, który pozwalał mu czuć się wolnym i jednocześnie tym, że istniał, w pewnym stopniu go niewolił.
- Nie waż się - wydusił z siebie, ale partner ucałował go tylko w kącik ust.
- Nie chce żebyś musiał cierpieć - skarcił go jak dzieciaka, chociaż nie był dzieciakiem tylko dojrzałą omegą i mógł w każdej chwili zaatakować.
Tylko może nie w tej...
- Nie potrzebuje cię...
- Ale ja ciebie tak - Fukuzawa uśmiechnął się mocniej, bardziej szczerze i czule, chwytając go za podbródek. Przełknął ciężko ślinę spoglądając mu w oczy. - Ja ciebie bardzo potrzebuje, Mori - wyszeptał, rozpinając guziki jego koszuli. - Przez to, że nie mogę cię widzieć mam czasem wszystkiego dosyć - zdradził, całując go w ucho. - Jesteś jedyną osobą, która znaczy dla mnie aż tak dużo, a jednak nie mogę cię mieć... Mój Mori.
- Przestań - wbił mocniej palce w jego ramiona czując jak ciasne i mokre robią się jego spodnie.
Przyszedł żeby się z nim pieprzyć. Przyszedł żeby być tylko z nim...
Czuł się taki żałosny.
Mógł wszystko. Mógł siać chaos, przejąć kontrolę nad mafią, poruszać się bezkarnie po ulicach udając przeciętna osobę aż ofiara całkowicie straci czujność...
...ale nie mógł uwolnić się od alfy, której zachłanne ręce podciągnęły wysoko częściowo rozpięty materiał jego koszuli, aby dobrać się do oznaczonej kilkoma głębszymi bliznami skóry. Oddychał coraz ciężej przysuwając się mimowolnie bardziej do mężczyzny, którego zapach robił się intensywniejszy i intensywniejszy. Czując jak palce suną śladem bardzo starej blizny w dół, poruszył się nerwowo, opuszczając głowę i z zażenowaniem wtulając twarz w miękki materiał kolorowego haori na ramieniu kochanka.
Jego ciało zawsze reagowało na jasnowłosego mężczyznę tak jak na nikogo innego. Dawniej ich relacja opierała się na samym seksie. Po każdej misji pieprzyli się do utraty tchu.  Tak długo póki Mori nadal miał siły jęczeć i trzymać Fukuzawę mocno w swoich ramionach. Tak długo póki Fukuzawa był jeszcze dosyć przytomny aby pozostawiać na jego skórze kolejne pocałunki i ukąszenia...
Dawniej Mori nie czuł się skrępowany tym, że ich życie ogranicza się do walki i seksu. A potem obaj zaczęli dorastać, dojrzewać, zmieniać przekonania. Powinni się związać, być razem... Ale wtedy to wszystko stało się przytłaczające. Każda myśl, że to już czas, że powinni pomyśleć o przyszłości... Nie chciał dzieci w ich relacji, nie chciał skazywać tych dzieci na lawirowanie między jego przekonaniami i przekonaniami Fukuzawy. Na przepychanie się i decydowanie czy chcą żyć w świecie czy w jego cieniu.
To wtedy wszystko się popsuło. To dlatego teraz...
Zajęczał zdławionym głosem, gdy mężczyzna wsunął mu ręce pod materiał spodni i bielizny.
- Skup się, Mori - zamruczał niskim głosem, którego słuchanie zawsze tak bardzo mu się podobało. - Kiedy tu jesteśmy... Przestań tak o wszystkim myśleć - poprosił, przesuwając palcami po jego dziurce.
Zajęczał, obejmując go mocniej. Było mu duszno. Kiedy myślał miał wrażenie, że wszystko to mniej działa na niego... każdy dotyk mężczyzny, ktory zawsze wiedział gdzie go dotykać. I chociaż to nie była prawda, bo zawsze działał tak samo intensywnie, Mori zawsze się łudził.
- Chce myśleć - stwierdził słabo. - Muszę... Potrzebuje... Nienawidzę cię... Nienawidzę, rozumiesz? To twoja wina... Wszystko...
Wygiął się do tyłu, gdy palce kochanka zagłębiły się w jego wnętrzu powoli. Wszystkie trzy na raz.
- Też cię kocham - jasnowłosy pocałował go w brodę, zaczynając poruszać palcami ostrożnie. - Jestem szczęśliwy, że dzisiaj przyszedłeś... że tym razem tu jesteś...
Zaczerwieniony wbijał palce w jego ramiona, nie mając siły znów się zgiąć ani przytulić, gdy całe jego ciało drżało wygięte do tyłu. On wiedział. Tak, wiedział jak go dotykać, jak doprowadzać go do szału, jak zmuszać żeby znów czuł się tak jakby byli partnerami zamkniętymi w małym mieszkaniu po kolejnej akcji, mając siebie tylko dla siebie i nie szukając żadnej przyszłości.
Kiedy Fukuzawa poruszył się, wysuwając z niego powoli palce, rozpalony, drżący Mori prawie odetchnął z ulgą. Prawie, bo całe jego ciało domagało się kochanka jak najszybciej i jak najmocniej.
- Połóż się - poprosił Fukuzawa.
Znowu w ten sposób. Tak spokojnie, statycznie. Nie ważne, że oddychał ciężko i serce waliło mu jak oszalałe; trzymał się. Twarz miał czerwoną, ręce mu drzały... Ale wciąż sie kontrolował. Zawsze to potrafił. Mori nienawidził go częściowo też przez te kontrolę. Był omegą i aby jakkolwiek nad sobą panować musiał pracować latami, a Fukuzawa to po prostu potrafił, miał gdzieś w sobie coś co sprawiało, że nawet przytłoczony instynktem nigdy nie posuwał się dalej niż wytyczyli granicę w danym momencie.
- Zdejmij ubranie - wycedził, zsuwając się z niego i nerwowo szarpiąc swoje rzeczy żeby jak najszybciej się ich pozbyć. - Nie patrz tak na mnie! Rozbieraj się! - ponaglił go trochę histerycznie, rzucając na ziemię górę garderoby i poprawiając wąski skórzany pas przytrzymujący blaszkę osłaniającą kark, który nosił starannie ukryty pod krawatem.
Tego nie zamierzał ściągać.
Zdjął spodnie i spojrzał na Fukuzawę. Mężczyzna odkładał na bok swoje haori i resztę stroju. Jego penis sterczał, ale jego twarz nadal wyglądała jak gdyby nigdy nic.
- Wkurzasz mnie - wycedził. - wkurza mnie to jak bardzo spokojnie wyglądasz - chwycił za marynarkę, a potem wydostał z kieszeni skalpel... Chciał zetrzeć z jego twarzy ten spokój! Rzucił się na mężczyznę, zdeterminowany coś mu zrobić pomimo sporego dyskomfortu, ale on znowu umknął, odchylając się w samą porę do tyłu. Zaklął, padając na łóżko. Okręcił się próbując trafić partnera w rękę, którą wyciągnął żeby dotknąć jego ramienia. Zadrasnął go płytko w przedramię, ale zaraz później został przyciśnięty do miękkiej, pachnącej kurzem
pościeli.
- Nie możesz odpuścić sobie nawet w takiej chwili, Mori?
- Puść - burknął, krzywiąc się coraz bardziej ze złości. - I przestań zachowywać się jakby nic cię nie obchodziło! Jestem tutaj! Jestem tutaj i nienawidzę cię! Nie widzisz? - przełknął ciężko ślinę. Nacisk na jego nadgarstek nasilił się i dysząc ciężko puścił swoją broń. Skalpel wylądował gdzieś za poduszką.
- Cały czas cię widzę - kochanek odwrócił go na plecy, aby spojrzeć mu w twarz. - Jestem tutaj i nie liczy się nikt poza tobą - uśmiechnął się szerzej, unosząc jego ściśniętą rękę, aby ucałować jej wierzch.
Mori poruszył się nerwowo, ściskając uda po których spływał lepki śluz najmocniej jak potrafił.
- Kłamiesz - wyszeptał. - Kłamiesz... Jesteś tu bo musisz. Tylko dlatego... Tylko bo musisz... Bo ci żal...
Fukuzawa westchnął z umęczeniem, a potem pocałował go mocno, zmuszając do zamknięcia się. Chwycił go za uda i rozsunął je szeroko. Mori spróbował ugryźć go w język, szamocząc się mocno.
Jasnowłosy skrzywił się gdy w końcu został złapany przez zęby. Jego krew ściekła po brodzie Moriego razem ze stróżką śliny.
- Gotowy? - partner wyglądał na rozdrażnionego jego zachowaniem, ale nadal w oczach miał to coś, co tak denerwowało gdzieś w środku mafioza. Ta cholerna czułość, zaangażowanie... Nawet jeśli widywali się raz czy dwa na rok i tylko na kilka dni... Fukuzawa cały czas traktował go tak jakby byli razem. Jakby te kilka dni raz na wieczność było ich powrotem do przeszłości.
- Wejdź już we mnie, głupi - warknął zdenerwowany, chwytając go za przydługie włosy i wplatając w nie palce. - Zrób to!
Fukuzawa parsknął, najwyraźniej rozbawiony.
- Twoje niezdecydowanie jest niesamowite - oznajmił, ściskając palcami jego biodro. - Brakuje mi go na co dzień - dodał, wchodząc w niego ostrożnie.
- Jesteś głupi - wyjęczał, ciągnąc go mocniej za włosy.
Nie odpowiedział mu. Pocałował go. Znowu. Znowu tak intensywnie jak wcześniej. Mori odpowiedział niezdarnie, dużo mniej zdeterminowany niż uprzednio. Fukuzawa był dziwny. Ciężko było się na niego gniewać. Gdy Mori był wściekły to szybko mijało. Jak miał na zawsze przekreślić kogoś z kim składał się kiedyś wzajemnie do całości, z kim pieprzył się całe noce i czuł się idealnie na właściwym miejscu?
Mężczyzna zaczął się w nim poruszać. Mori nie musiał na niego patrzeć, miał nad sobą sufit;  gdy w końcu zjechał palcami z włosów na barko - kochanek schylił się i oparł mu czoło na ramieniu. Nie było to najbardziej wygodne z możliwych ułożeń, ale był wdzięczny. Jęcząc i wypychając mimowolnie biodra w stronę partnera, czuł jak łzy zaczynają mu ściekać po twarzy.
Nienawidził czuć się bezradny.. ale nie dało się inaczej, gdy Fukuzawa brał go coraz mocniej i całe jego ciało drżało z przyjemności jakby wszystko było idealnie, jakby właśnie tak miało być.
Ale nie mogło.
Nie mogło i to dławiło go najbardziej.
- Mori... - gorący oddech owiewał jego skórę. - Mori, Mori, Mori...
Stłumiony głos docierał do jego uszu, czuł, że się zapada. Coraz głębiej i głębiej. Coraz głębiej w tej oszałamiającej przyjemności. Coraz głębiej w kolejnych mocnych ruchach Fukuzawy i jego intensywnym zapachu.
- Głupek - wydyszał, przecierając jedną ręką twarz. - Głupek, głupek...
Doszedł, jęcząc głośno. Przez te wszystkie rozterki i tęsknotę, która go zżerała wszystko dopadło go mocniej niż zwykle. Nie miał nawet siły odepchnąć od siebie kochanka, ale Fukuzawa sam wyszedł z niego w ostatniej chwili, oblepiając ich przylegające do siebie ciała spermą.
- Pamiętałeś - wyszeptał słabo.
- Po prostu cię kocham - westchnął białowłosy, ostrożnie się unosząc. Położył się obok.
Przez chwilę leżał na plecach, a potem przekręcił się na bok. Jego zaufanie do partnera było duże, ale i tak ograniczone. Wolał oprzeć czoło o jego obojczyk niż czuć gorący oddech na karku.
- Mori... Zastanawiałeś się kiedyś co by się stało gdybyś jednak zgodził się wtedy...
- Nie - przełknął ciężko ślinę. - Nie zastanawiałem się - odpowiedział, zaciskając mocno powieki. - Nigdy.
- Ja czasem tak... - przyznał alfa, wtulając twarz w jego mokre od potu, ciemne włosy. - Czasem kiedy pilnowałem Ranpo albo widziałem ciebie i twoją małą dziewczynkę na mieście... Wyobrażałem sobie... ciągle to robię...
- Nie mów - wyszeptał, zatykając mu ręką usta. - Nic nie mów.
Zakrwawiona po trafieniu skalpelem ręka Fukuzawy objęła go mocno, przyciskając do lepiej zbudowanego męskiego torsu.
- Zostaniesz do końca czy rano znów znikniesz?
Nie odpowiedział.
Nie chciał, nie mógł, nie wiedział nawet jeszcze jak...
- Jestem zmęczony - stwierdził cicho. - Tak bardzo tym wszystkim zmęczony...

Rano Mori czuł się lepiej niż normalnie. Był wyspany, a ciało nie bolało go tak jak zwykle podczas ruii, nie dręczyło go też poczucie niezaspokojenia przez które czasem klęczał w łazience w kwaterze i wymiotował z nerwów. Kiedy otworzył oczy Fukuzawa jeszcze spał. Jego detektywi byli bardzo głośną i natarczywą hałastrą, pewnie rzadko miał okazję się wysypiać. On też tak miał z członkami mafii, którzy zachowywali się jak przerośnięte przedszkolaki. Wygramolił się z trudem z opiekuńczych ramion, zerkając na nie krwawiące już zadrapanie od skalpela.  Wydostał owy skalpel spod poduszki i ruszył do "aneksu" kuchennego. Całość ich użytecznego dobytku w mieszkaniu była dwoma ledwie trzymającymi się życia rondelkami, wodą w kranie i... Mori z przyzwyczajenia zajrzał do ledwie działającej przestarzałej lodówki wmontowanej w tę komodę na której stała turystyczna kuchenka. Mieli mleko i jajka.
- Co ty? Za każdym razem robisz zakupy gdy tu przychodzisz? - zastanowił się na głos, zerkając podejrzliwie w stronę łóżka. Aby potwierdzić swoje obawy zajrzał do szafki obok lodówki. Paczka płatków śniadaniowych i kilka bułek w szczelnie zawiązanej siatce.
- Bez jaj...
Zrezygnowany Mori zmotywował nędzne chęci do życia i przygotował coś co można było wziąć za jajka na prawie twardo, do których przekroił (opłukanym wcześniej w wodzie) skalpelem dwie bułki.
- Można popić mlekiem - rzucił poniekąd zadowolony z siebie, nachylając się, aby wyjąć rzeczone mleko z lodówki. Chwycił je i zamierzał właśnie się wyprostować gdy...
- Mori, nawet nie wiesz jak ślicznie wyg...
Przerażony chwycił ze swojej szafki skalpel i odwrócił się gwałtownie, tnąc płytko skórę zdziwionego Fukuzawy, którego oddech na skórze poczuł kilka sekund wcześniej.
Białowłosy stał przez chwilę w miejscu i patrząc z wyraźnym zdziwieniem na ranę.
- G-Głupek! - Mori przełknął ciężko ślinę, popychając go w stronę łóżka. - Kładź się i nie ruszaj! 
Rozzłoszczony i oszołomiony tym, że naprawdę trafił go aż tak bardzo, przez chwilę klął stojąc nago na zakurzonej podłodze i zastanawiając się czy zacząć od szmatki z wodą, czy poszukania resztek jakiś igieł i nici w pudle wepchniętych w dziurę pod podłogą.

- Nie waż się ruszać - burknął, przyciskając mężczyznę mocno do łóżka. - Chcesz żeby szwy się otworzyły?
- To zabawne...
- Co niby zabawnego w tym, że leżysz z raną na piersi? - fuknął wściekle, mrużąc groźnie oczy.
- Wydawało mi się, że gdy w końcu trafisz mnie skalpelem będziesz bardzo szczęśliwy... A ty się martwisz.
- Mam ruję - syknął, znów używając tego kłamstwa jako wymówki doskonałej. - Jesteś mi jeszcze potrzebny.
Odwrócił głowę, złażąc z leżącego płasko Fukuzawy i łóżka. Musiał coś w końcu zjeść. Burczało mu głośno w brzuchu.
Było już prawie południe, a on zdążył zranić alfę, zszyć go i poniekąd zgwałcić. Poniekąd.

***

- To koniec? Ubierzesz się, wyjdziesz przez te drzwi i znów porzucisz mnie na kilka miesięcy? - Fukuzawa spojrzał na jego osobę, próbującą założyć poprawnie koszulę. Była karygodnie pognieciona.
- Nie drażnij mnie - syknął. - Kiedy stąd wyjdziemy znów będę czekał na okazje żeby cię pociąć, a najlepiej zabić.
- Twoje wyznania miłości są takie oryginalne...
Prychnął jak rozjuszony kot.
W ciągu dziesięciu minut był gotowy. Musiał szybko dostać się do kwatery, spalić to przesycone zapachem omegi, alfy i seksu ubranie, a potem umyć się pożądanie i ubrać w coś świeżego.
Już prawie wyszedł gdy coś go tchnęło. Odwrócił się na krótką chwilę, patrząc na powoli zakładającego swoje tradycyjne wdzianko Fukuzawę.
- Ja... - ugryzł się w język zdając sobie sprawę jak żałosne było to, co chciał powiedzieć. - Być może przyjdę za trzy miesiące - dokończył kulawo, a potem zamknął za sobą drzwi i zbiegł pospiesznie po schodach. Wypadł ze zrujnowanego, pustego bloku i ruszył szybkim krokiem w stronę portu.
Im więcej mijało lat tym trudniej było zostawiać Fukuzawę tak po prostu, jak gdyby nigdy nic, za sobą.

Mydło & PowidłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz