24.05.2016, godzina 11.02, Korea Południowa, Daegu.
Yoongi tego dnia przyrządził sobie skromne śniadanie złożone z dwóch chlebków żytnich z serem i szynką w opiekaczu. Właściwie to on uwielbiał wszystko, co chrupiące, ale nie dość często zdarzało mu się przygotowywać taki posiłek, ponieważ wiedział, iż to nie było zbytnio zdrowe. On natomiast musiał dbać o siebie, aby być w dobrej formie już zza w czasu. Przecież nie może zemdleć na polu walki, no nie? Jeszcze nawet nie wiedział, jak to wszystko będzie wyglądać. Jak będzie gorzej, niż mu się wyobraża to co wtedy? Nie może stchórzyć.
Zjadł szybko posiłek i popił ciepłą herbatą, którą z trudem przełknął. Przypomniał sobie coś. Mianowicie coś czego nigdy by nie chciał sobie przypominać. Szkoła. Jutro musiał wrócić już do szkoły. Momentalnie stracił swój dobry humor i zaczął wpatrywać się tępo w ścianę, myśląc o tym wszystkim. Szkoła i walka. Jak miał to wszystko ze sobą pogodzić? Przecież powinien szukać Wybrańców, a nie szlajać się po tym więzieniu dla młodzieży. Westchnął głośno, kładąc głowę na stole i zamknął oczy. To było dla niego niemożliwe, aby dać radę dwoma rzeczami na raz.
— Jestem beznadziejny — mruknął do siebie, zaciskając ręce w pięści i walczył z tym, żeby znowu nie zacząć płakać, ponieważ wiedział, że Jimin miał dość jego mazania się. On sam z resztą też miał tego dość.
— Miałeś przestać tak o sobie mówić — usłyszał w głowie głos Jimina — I też przestać wątpić w swoje umiejętności, Yoongi. Jest w tobie więcej niż sobie wyobrażasz. Twoja kreatywność i inteligencja ci pomogą znaleźć jakieś rozwiązanie, zobaczysz.
Chłopak jęknął głośno i podniósł głowę ze stołu — Jak ja ledwo co daje rade w szkole. Idę tam, znoszę to, że koledzy mnie wyzywają, dostaje złe oceny, wracam, uczę się do późna i tak w kółko przez pięć dni w każdym tygodniu — zaczął mówić, a jego głos z każdym słowem coraz bardziej się załamywał.
Poczuł chłód na ramieniu oraz mógł wyczuć smutne spojrzenie Jimina na sobie, mimo że go nie widział. Zawodził go. Znowu to robił. Duch był smutny przez niego. Przygryzł mocno wargi, czując w ustach posmak krwi i przełknął z trudem ślinę, czekając aż towarzysz go skarci za jego głupotę, jednak to się nie stało. Było zupełnie cicho, lecz Jimin wciąż był obok. Czuł to. Nie widział, ale czuł i to mu starczyło.
Jimin pokładał w nim ogromne nadzieje. Większe niż Taehyung i wszyscy razem wzięci. Był mu za to bardzo wdzięczny, bo to często dodawało mu siły i energii do działań, których bał się najbardziej. Jednakże były takie, na które nic nigdy nie pomagało. Szkoła. Właściwie nie samo miejsce w sobie było źle, lecz tylko ludzie z niego. Koledzy z klasy od zawsze się z niego znęcali przez to, że nie był zbytnio rozmowny i cały czas się wstydził. To najbardziej z niego każdy kpił. Nienawidził tego i chciał już się uwolnić z tamtego miejsca. Wiedział, że przed nim jeszcze dwa długie lata udręki i to właściwie pogarszało jego stan psychiczny.
— Yoongi, — zaczął Jimin, lecz nie dokończył, ponieważ zaraz potem usłyszeli pukanie do drzwi. Park zniknął i jedynie co po nim zostało to delikatne mrowienie w okolicy ramienia, gdzie trzymał przed chwilą swoją dłoń.
Czarnowłosy natomiast wstał z krzesła i poszedł otworzyć drzwi. Przed sobą zobaczył Hoseoka, który uśmiechał się szeroko i pokazywał przy tym swoje idealnie proste zęby oraz wyostrzone rysy twarzy. Nie wiedział czego jego sąsiad teraz chciał od niego, ale niezbyt spodobała mu się jego wizyta. Mimo wszystko nie chciał być chamski i wpuścił go do środka. Okazało się, że Jung chciał tylko pożyczyć mąkę, gdyż zapomniał kupić w sklepie, a chciał zrobić tort dla kogoś z rodziny.

CZYTASZ
The Mysteries of Ghosts | Yoonmin |
Hayran Kurgu"Postać powoli zbliżyła się do łóżka i usiadła na nim, przyglądając się uważnie Yoongiemu - Też tu mieszkam... Od wielu wielu lat - wyjaśnił mu w końcu, lecz tym razem jego usta się poruszyły i rzeczywiście mówił - Dawniej nazywano mnie Park Jimin...