27 marzec 2017r.
Poniedziałek 12:00Ledwie panowałam nad swoimi emocjami. Byłam wściekła z powodu napaści Madison, zszokowana pojawieniem się mocy i zdenerwowana, że jestem spóźniona na trening z Matt'em, jednak byłam również przerażona, że brunet może być na mnie zły, za to co się stało na stołówce. Nie byłam niczemu winna, ale nie zmienia to faktu, że nie zapanowałam nad mocą i prawie podpaliłam stołówkę. Dosłownie biegłam wybiegłam z budynku jakby się paliło. Wcześniej dowiedziałam się od swojego opiekuna, że będziemy mieli trening na świeżym powietrzu. Nie przemyślałam tego zbytnio i ubrałam się w czarną podkoszulkę oraz legginsy i sportowe czarne buty. Byłam prawie pewna, że zamarznę albo się rozchoruje, jednak fakt, że będziemy biegać sprawił, że się ucieszyłam, bo przynajmniej w ten sposób się rozgrzeje. Kiedy dotarłam na miejsce Matt już tam czekał. Był ubrany tak jak ja, cały na czarno. Miał koszulkę z krótkim rękawkiem, dresowe spodnie i sportowe buty. Odetchnęłam z ulgą, że przynajmniej nie tylko ja będę marznąć.
- Wybacz za spóźnienie. - przeprosiłam już od razu, żeby nie było.
Mężczyzna kiwnął głową co chyba miało znaczyć, że mi się upiekło i powiedział, że robimy dziesięć kółek wokół Akademii. Coś czułam, że jak skończymy to nie będę czuła nóg. Jak rano wyszłam pobiegać, przebiegłam tylko trzy kółka. Westchnęłam i postanowiłam nie narzekać. Zaczęliśmy biec. Na początku w ciszy, którą brunet przerwał dopiero w połowie jednego kółka.
- Słyszałem o tym co się stało na stołówce.
- Caroline ci powiedziała? - spytałam, jednak znałam już odpowiedź.
Bałam się, że mi się za tą sytuację oberwie. Tak naprawdę miałam już tylko ochotę na to, żeby dzień się zakończył i żebym mogła schować się pod kołdrą w łóżku. Nie sądziłam, że ten dzień się tak potoczy. Po demonologii miałam nadzieję, że humor mi się poprawi podczas treningu z opiekunem, jednak myliłam się.
- To nie jest istotne od kogo się dowiedziałem. Nie sądzisz, że powinienem dowiadywać się o takich rzeczach od ciebie od razu po zdarzeniu? Jestem jedyną osobą do której powinnaś się po takiej sytuacji zgłosić w pierwszej kolejności. - odparł.
Przyspieszyłam, a zaraz po mnie Matt także. Czerpałam siłę z gniewu jaki mnie ogarnął oraz z bezsilności jaką czułam. Rzeczywiście miał rację, jednak co miałam mu powiedzieć? Jakaś laska mnie zaatakowała, bo jest o ciebie zazdrosna?
- Przecież nic się nie stało. - stwierdziłam kompletnie nie wiedząc, co innego mogę mu powiedzieć.
- Nic się nie stało?! Do cholery Lara, uaktywniła się jedna z twoich mocy i powinnaś od razu do mnie z tym przyjść. Poza tym zostałaś napadnięta zupełnie bez powodu. Możesz mi uwierzyć, że porozmawiam sobie o tym z Madison. Nie może cię tak po prostu atakować. - czułam, że jest tak samo wściekły jak ja.
Właśnie kończyliśmy czwarte kółko. Modliłam się w duchu, żeby mężczyzna nie drążył tematu i najwyraźniej moje modły zostały wysłuchane, bo przez kolejne okrążenia oboje byliśmy cicho. Kiedy się zatrzymaliśmy, brunet wyjął ze swojej torby dwa przedmioty, które były mi już znajome.
- Teraz zobaczymy na co cię stać. - odparł i rzucił mi przedmiot.
Gdy rękojeść trafiła w moje ręce od razu z blasku utworzył się miecz. Byłam zaskoczona tym faktem, gdyż myślałam, że to są sztylety, dokładnie takie same jak ten jeden który podarował mi przed moimi urodzinami. Aczkolwiek zanim zdążyłam zapytać, mężczyzna zaczął kierować się w moją stronę i kazał mi walczyć. Szok musiałam zachować na później. Brunet napierał na mnie, ale jakimś cudem nawet udawało mi się odpierać jego ataki. W pewnym momencie jednak mi się nie udało i skończyłam z przecięciem na ramieniu. Bolało jak diabli, ale wiedziałam, że muszę dalej walczyć. Z każdą sekundą zaczynałam słabnąć i chciałam to wszystko skończyć dlatego wykonałam ruch o którym nawet nie miałam pojęcia, że potrafię i skończyło się tak, że mężczyzna przyłożyć mi miecz do gardła, a ja jemu do brzucha. Wtedy walka się skończyła.
- Poszło ci nawet nieźle, poćwiczymy jeszcze na tym. - nie wiedziałam czy mam to brać bardziej za pochwałę czy uwagę - Jeśli chcesz odzyskać sztylet musisz o niego zawalczyć. A teraz... - zaczął pokazywać mi różne ćwiczenia które musiałam po nim powtarzać.
Ledwie oddychałam i miałam wrażenie, że za chwilę serce mi wybuchnie, jednak okazało się, że na ćwiczeniach nie skończymy i pod koniec treningu byłam zmuszona przebiec kolejne dziesięć okrążeń wokół budynku. Kiedy wreszcie trening dobiegł do końca, od razu ruszyłam w stronę pokoju, a gdy się w nim znalazłam napełniłam wannę wodą i do niej weszłam chcąc w jakikolwiek sposób pomóc moim wykończonym mięśniom się rozluźnić i zmyć z siebie wszystkie problemy dzisiejszego dnia. Musiałam przyznać, że lekcje w porównaniu z treningiem były zdecydowanie lepszą opcją. Była dopiero czternasta, a ja już padałam z nóg. Być może to było też spowodowane brakiem jedzenia. Przypominając sobie sytuację ze stołówki postanowiłam spróbować swoich sił i wywołać ogień niebieski, ale tym razem w pewni go kontrolując. Uniosłam swoją prawą dłoń na wysokość swojej twarzy, ale zdecydowanie trzymając ją od niej z daleka, zamknęłam oczy i starałam się skupić. Po trzech nieudanych próbach chciałam się poddać, jednak coś mi mówiło, żeby spróbować znowu i tym razem się udało. Przyglądałam się ogniu z fascynacją. Nie robił mi krzywdy po prostu sobie był, aczkolwiek zdawałam sobie sprawę, że gdyby ktoś włożył w niego książkę, spaliłaby się na popiół w ciągu kilku sekund. Skąd to wiedziałam? Po prostu wiedziałam. Ugasiłam ogień i wyszłam z wanny. Jeszcze nie czułam tak ogromnego bólu jaki z pewnością czeka mnie jutro, gdyż zawsze zakwasy odczuwałam następnego dnia po zwykłych, lekkich treningach w domu. Wytarłam się ręcznikiem, a kiedy już osuszyłam ciało, nałożyłam na nie balsam o zapachu czekolady i ubrałam na siebie białe obcisłe jeansy z dziurami na kolanach, szarą koszulkę z długim rękawem by zakryć gojącą się już ranę na ramieniu i białe buty sportowe z Nike. Do tylnej kieszeni spodni schowałam telefon, na rękę założyłam bransoletkę - klucz i wyszłam z pokoju kierując się w stronę stołówki, gdyż dopiero w wannie zaczęłam odczuwać głód. Chciałam zjeść szybko i od razu po tym udać się do biblioteki by dowiedzieć się trochę więcej o różnych sprawach związanych z magią, demonami i tym podobnymi. Zaczęłam również żałować, że nie ma przy mnie Sofii. Napewno poradziłaby mi, że mam nie zwracać uwagi na tą całą Madison i iść wyprostowana z uniesioną głową, pokazując tym samym wszystkim, że mnie nie można złamać. Cóż, to by były tylko pozory gdyż nikt na tym świecie nie jest niezniszczalny. Kiedy weszłam na stołówkę starałam się nie zwracać uwagi na spojrzenia wszystkich obecnych, jednak zrobiłam jeden wyjątek. Spojrzałam w stronę Madison, która patrzyła się na mnie z triumfem w oczach. Żeby pokazać gdzie jej miejsce, wykonałam pewną sztuczkę, której nauczyłam się przyglądając się w lustrze zanim wyszłam z łazienki. Zamiast tworzyć płomień w dłoniach, sprawiłam, że pojawił się w moich oczach. Absolutnie nie mam tu na myśli, że oczy stanęły mi w płomieniach, raczej po prostu ogień był w nich widoczny, a potęgował go jeszcze kolor moich błękitnych oczu. Zauważyłam, że dziewczyna drgnęła zaskoczona, a osoby widzące to samo co ona, zaczęły między sobą szeptać. Po raz pierwszy nie czułam się bezsilna. Uśmiechnęłam się i ruszyłam po porcje swojego jedzenia, po czym zajęłam miejsce przy stoliku przy którym siedzimy razem z Caro i Sam'em oraz jak do nas dołączy to również z Matt'em. Zjadłam zadziwiająco szybko, odłożyłam pustą tackę na miejsce i wyszłam kierując się do biblioteki.
CZYTASZ
Angels
FantasyHistoria o pozornie zwykłej dziewczynie, która okazuje się być kimś zdecydowanie ważniejszym dla świata. Kimś o wiele potężniejszym niż ktokolwiek mógłby sobie nawet wyobrazić. Czy szesnastolatka z problemami pogodzi się ze swoim przeznaczeniem i u...