44

327 19 0
                                    

10 czerwca 2017r.
Sobota 10:00

Przez bardzo długi czas znajdowałam się pośród ciemności, nie wiedziałam gdzie jestem ani co się dzieje. Pamiętałam, że znajdowałam się w sali szpitalnej wśród lekarzy, później chyba zasnęłam i od tamtej pory żyłam w tej pustce. Zastanawiałam się, czy może nie wylądowałam w piekle, bądź czyśćcu, lecz stwierdziłam, że to raczej nie jest możliwe. Napewno bym odczuła jeśli znalazłabym się w piekle.
Pewnego razu, rozglądając się wokół siebie po raz chyba setny odkąd się tam znalazłam, dostrzegłam światełko, małe, ledwie widoczne, ale je widziałam. Wstałam i ruszyłam ku niemu. Trochę mi to zajęło, lecz im bliżej niego byłam, tym większe się stawało, aż objęło wszystko wokół mnie. Znalazłam się w dużym białym pomieszczeniu, w którym stały dwa białe fotele, a obok nich stał biały stolik, na którym znajdowały się dwie filiżanki wypełnione kawą z mlekiem i pianką na górze. Odwróciłam się tylko na chwilę, by się rozejrzeć, a gdy wzrokiem powróciłam do foteli, na jednym z nich siedział mój ojciec, Archanioł Michał. Jak zwykle ubrany cały na biało, sięgał akurat po jedną z filiżanek.

- Usiądź proszę. - wskazał dłonią na fotel na przeciwko niego, posłuchałam go i usiadłam.

Dopiero wtedy zauważyłam, że mam na sobie śliczną białą, zwiewną sukienkę do kolan, a na nogach białe botki na wysokim obcasie.

- Czy ja umarłam? - zadałam pytanie, które jako pierwsze cisnęło mi się na język.

- Nie Laro. Śpisz. Twoje serce stanęło, ale lekarzom udało się sprawić, by ponownie biło. - wyjaśnił - Napij się, zimna kawa raczej nie będzie Ci smakować. - uśmiechnął się i wziął łyk napoju.

Postanowiłam go posłuchać i sięgnęłam po filiżankę. Przez tyle czasu znajdując się w ciemności nic nie jadłam i nie piłam, po prostu siedziałam. Co prawda nie czułam głodu, zapewne z powodu, że to wszystko nie działo się naprawdę, a tylko w mojej głowie.

- W takim razie, gdzie jesteśmy? - spytałam, zaraz po tym jak napiłam się kawy, która swoją drogą była jedną z najlepszych jakie piłam.

- W twoim śnie. Za chwilę się obudzisz, lecz zanim to nastąpi chce z tobą porozmawiać. - odparł - Minął tydzień od kiedy cię uratowano. Zapewne nie chciałaś tego usłyszeć, jednak muszę to powiedzieć. Caroline nadal jest na wolności, pozbierała się i planuje kolejny atak. To jeszcze nie koniec Laro. - oznajmił smutno się do mnie uśmiechając.

- Czy to kiedykolwiek się skończy? - westchnęłam, zmęczona już tym wszystkim.

- Skończy się, lecz nie tak szybko. Nie mogę Ci nic więcej powiedzieć, jednak musisz wiedzieć, że nawet kiedy wszystko wyda się już naprawione, tak naprawdę będzie to dopiero początek twojej drogi. Chciałbym, żebyś kierowała się swoją intuicją, słuchała swojego serca oraz wizji, które zostaną ci przesłane. Przyszłości nie da się zmienić, jest już przesadzona, jednak poznając ją możesz się odpowiednio przygotować. - powiedział wpatrując się we mnie poważnie.

Jego słowa dały mi do myślenia i mimowolnie przypomniałam sobie swój sen, który mi przerwano porwaniem mnie. Postanowiłam o to zapytać.

- Czy ten sen, który miałam tuż przed porwaniem... To była wizja przyszłości? - odłożył pustą filiżankę na stolik.

- Tak. To wszystko co mogę powiedzieć. Twój czas już nadszedł, musisz wrócić do przyjaciół, Matt'a, który odchodzi od zmysłów. Na pożegnanie chce tylko ci powiedzieć, byś bardziej wierzyła w swoje możliwości, w swoją siłę. Zaufaj sobie, a wszystko się ułoży. - wstał i podał mi swoją rękę - Ah, zapomniałbym. Spróbuj przebaczyć matce. Była zagubiona i nie ma co się dziwić, dlatego proszę, porozmawiajcie. - dodał, a następnie nachylił się nade mną i pocałował w czoło.

Zamknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam, przed oczami miałam biały sufit sali szpitalnej. Uświadomiłam sobie, że ostatnio bardzo często zdarzało mi się w niej budzić. Pomyślałam sobie, że łatwiej by było, gdybym już tam została, bo przecież i tak po czasie ląduje tam znowu.

- Lara. - jak tylko Matt siedzący obok mnie przy łóżku zorientował się, że się obudziłam, wstał i pochylił się nade mną - Jak się czujesz? Wszystko dobrze? Tak bardzo się o ciebie martwiłem, myślałem, że się nie obudzisz, a ja będę zmuszony każdego dnia umierać w środku, kawałek po kawałku. Oh, może lepiej zawołam lekarza. - miał niezły słowotok.

- Przestań i zostań ze mną. - złapałam go za rękę w ostatniej chwili i uśmiechnęłam się, sprawiając tym samym, że lekko się uspokoił. - Mam się dobrze. - zapewniłam.

W rzeczy samej, właśnie tak było. Czułam się dobrze. Spodziewałam się, że na rękach będę miała bandaże, a ból będzie nie do zniesienia, lecz nic takiego nie miało miejsca. Ręce były całe, nie było w ogóle śladu po ranach.
Brunet przez chwilę patrzył to na mnie, to na drzwi, zapewne kłócąc się z samym sobą, czy zostać czy iść i zawołać lekarza. Ostatecznie cofnął się, a następnie położył się obok mnie i delikatnie pocałował. Uśmiechnęłam się. Brakowało mi tego. Siedząc przez ten cały tydzień w ciemności, pustce, miałam mnóstwo czasu na zatęsknienie za nim, jego pocałunkami, no i oczywiście też moimi przyjaciółmi oraz lekcjami i szkołą.

- Jak to możliwe, że nie został żaden ślad? - spytałam, wtulając się w niego mocniej i zamykając oczy.

- Tak to już u nas działa, skarbie. Chociaż u ciebie, czas regeneracji jest odrobinę krótszy. - zauważył.

- Skarbie? - zaśmiałam się i spojrzałam na niego.

- A nie jesteś nim dla mnie? Chyba w samochodzie chciałaś, żebym nie ukrywał swoich uczuć, czyż nie? - spytał retorycznie.

- Owszem, chciałam. Czy to znaczy, że... No wiesz... - jakoś nie mogłam wydusić z siebie końcówki zdania, to było dla mnie dosyć dziwne.

- Że jesteśmy parą? Jeśli tego chcesz. - uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w czoło.

Kiwnęłam głową, potwierdzając, że jak najbardziej, chce tego. Chciałam tego jak chyba niczego innego na świecie. Leżeliśmy tak w ciszy, pogrążeni we własnych myślach, lecz w dalszym ciągu ciesząc się swoją obecnością. Zastanawiało mnie, co by się stało, gdyby tak nagle do sali wparowała Macy i doszłam do wniosku, że mogłaby zacząć krzyczeć z powodu mojej pobudki, a chwilę później z powodu mnie i Matt'a leżących na jednym łóżku, wtulonych w siebie. Ta wizja strasznie mnie rozbawiła. Po kilku kolejnych minutach, okazało się, że chyba wykrakałam, bo dziewczyna pojawiła się razem z Sam'em. Brunetka tylko krzyczała i skakała jak opętana, a jej chłopak przyglądał się temu z rozbawieniem. Chwilę później do sali wszedł także Nathan. Na początku bałam się jego reakcji, jednak kiedy nas zobaczył, nie był zły, uśmiechał się. Ucieszyłam się. Bałam się, że wyjdzie z sali i trzaśnie głośno drzwiami, a później nie będzie chciał się do mnie odezwać.

- No wreszcie, myślałem, że już nigdy do tego nie dojdzie. - mruknął pod nosem Sam.

Spojrzałam na niego, nie do końca rozumiejąc, co ma na myśli, dlatego wywrócił oczami, a następnie zaczął się śmiać.

- Zastanawiałem się, ile czasu minie, zanim się ogarniecie i zostaniecie parą. Chemią pomiędzy wami wiało na kilometr. - wytłumaczył, dalej się śmiejąc.

Teraz to ja wywróciłam oczami, ale również zaczęłam się śmiać. Cudownie było znowu znajdować się wśród osób, które kochałam. To był jeden z tych najpiękniejszych momentów w życiu, gdy doceniałam to co mam. Postanowiłam odłożyć naszą rozmowę na później, by nie psuć atmosfery. Przez pół dnia siedzieliśmy, rozmawialiśmy i się wygłupialiśmy. Przerwał nam dopiero lekarz, który wszedł i upomniał nas, że jesteśmy za głośno i nie powinno ich tam tylu być, musieli więc wrócić do swoich pokoi i poczekać aż wyjdę, co było tylko kwestią kilkunastu minut.

Angels Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz