23

407 17 0
                                    

28 kwietnia 2017r.
Piątek 18:15

Czułam ból. Całe ciało bolało mnie jakbym wpadła pod pociąg jadący z pełną prędkością, a później jeszcze została potrącona przez ciężarówkę oraz auto. Kiedy udało mi się z trudem otworzyć oczy, dostrzegłam, że znajduje się w swoim pokoju w Akademii londyńskiej. Zauważyłam, że oprócz mnie i Matt'a wpatrującego się w krajobraz za oknem, nikogo nie ma w pomieszczeniu. Nadal doskwierał mi ten sam ogromny ból, więc skuliłam się w kłębek, co mężczyzna zauważył i natychmiast znalazł się przy mnie.

- Boli. - wydusiłam z siebie.

Mężczyzna podszedł do biurka z którego wziął szklankę wody i coś czego nie zdążyłam rozpoznać.

- Weź to, złagodzi ból. - podał mi szklankę oraz jak się okazało dwie małe niebieskie tabletki.

Bardzo powoli usiadłam na łóżku, wzięłam od bruneta szklankę z wodą oraz tabletki i szybko je połknęłam. Miałam nadzieję, że uśmierzą ból chociaż w minimalnym stopniu. Cierpiałam niemiłosiernie, miałam ochotę krzyczeć i płakać. Starałam się przypomnieć wydarzenia sprzed znalezienia się w pokoju, jednak w głowie miałam kompletną pustkę. Postanowiłam zapytać o to Matt'a.

- Czy coś się stało? Nie pamiętam praktycznie nic z... Nawet nie wiem z kiedy. - przymknęłam oczy, gdyż nawet utrzymanie ich otwartych sprawiało mi trudność.

Brunet spojrzał na mnie smutno. Nie odpowiedział, po prostu siedział cicho i wpatrywał się we mnie. Starałam sobie przypomnieć to co zapomniałam, ale ból mi w tym przeszkadzał. Spojrzałam prosto w oczy swojego strażnika i nagle zaczęłam sobie wszystko przypominać. Spacer, rozmowa z Macy, wracałyśmy do budynku kiedy przypomniałam sobie, że miałam ją wypytać o jej znajomość z Sam'em, a później ta dziwna wizja. Może to był sen? Zebrałam w sobie wszystkie siły jakie miałam i starałam sobie przypomnieć co było w wizji. Chwilę mi to zajęło, ale kiedy ponownie spojrzałam mężczyźnie w oczy, przypomniałam sobie. Pokój Sofii, jej mama wracająca z zakupami i znajdująca swoją córkę na kanapie. Martwą. Martwą!

- Nie, nie, nie. To się nie dzieje naprawdę. To tylko sen. - zaczęłam kręcić głową - Powiedz, że to tylko był sen. Że ona żyje, jest cała i zdrowa. - błagałam, ledwie powstrzymując łzy.

Złapałam się za głowę, która zaczęła mi pulsować powodując jeszcze większy ból niż wcześniej. Ziemia się zatrzęsła, w tym samym momencie zaczęłam krzyczeć. Mężczyzna od razu znalazł się obok mnie i przyciągnął mnie do siebie. Wstrząsy ustały, jednak ja nadal krzyczałam z rozpaczy. To nie mogło być prawdziwe, nie mogło! Płakałam, krzyczałam i nie miałam zamiaru przestać. Przed oczami zaczęły pojawiać się wspomnienia ze zmarłą przyjaciółką. To jak się poznałyśmy, jak chodziłyśmy na zakupy, jak udawało nam się uciekać z lekcji bądź robić żarty nauczycielom przez co później dzwonili do naszych rodziców, momenty załamań kiedy mnie wspierała albo kiedy to ja ją wspierałam, nasze spotkania... Miałam ochotę zrobić wszystko byleby tylko to wszystko zniknęło, żebym tak nie cierpiała. W pewnym momencie przestałam już krzyczeć, nie miałam na to siły, siedziałam jedynie pozwalając łzom płynąć, objęta przez Matt'a oraz z bólem w sercu. Chciałam zasnąć... Zasnąć i się nie obudzić...

...

Nie wiem jak dużo czasu minęło, po prostu siedziałam przytulona do swojego strażnika. Przestałam już płakać, krzyczeć, cały ból zniknął jakimś cudem, jednak nie ten w sercu.
Długo zbierałam się na odwagę, żeby się odezwać, jednak bałam się, że mój głos znowu się załamie, a ja sama znów zacznę krzyczeć i płakać pomimo, że nie miałam już na to siły.

- Jak... Czemu... - kiedy wreszcie udało mi się odezwać, nie umiałam kompletnie skleić zdania.

- Ona... Przedawkowała leki nasenne. Zostawiła list pożegnalny. Wspomniała w nim o tobie. Powiedziała, że nie możesz się poddać tak jak ona. Chcę żebyś żyła dalej i żebyś pamiętała co jej obiecałaś. Przytłoczył ją ten świat, dlatego się poddała. - odparł.

Słysząc to wszystko, serce pękało mi jeszcze bardziej. To było w jej stylu, mogła być w najgorszej depresji, lecz zawsze wspierała innych i kazała im iść dalej. Pamiętałam dokładnie to co jej obiecałam, a w zasadzie to to co obie sobie obiecałyśmy. Kiedyś rozmawiałyśmy o naszej śmierci. Ustaliłyśmy, że jeśli ja umrę pierwsza ona będzie przychodziła do mnie za każdym razem kiedy będzie jej ciężko, będzie mi się zwierzała tak jakbym nadal żyła. Kazałam jej to obiecać i zapamiętać, że nawet jeśli bym umarła, zawsze będę przy niej jako jej anioł stróż. Ona za to kazała mi przysiądz, że jeśli umrze pierwsza, pojawię się na jej pogrzebie, nie będę się poddawać, pójdę dalej w świat i zawsze w święto zmarłych będę przychodziła do niej i wieczorami czytała Harry'ego Potter'a, którego tak bardzo uwielbiała. Zawsze to wydawało mi się kompletnie nierzeczywiste, dalekie, aczkolwiek kiedy naprawdę nie było jej ze mną na tym świecie, czułam się jakbym miała za chwilę do niej dołączyć.

- K... Kiedy będzie... Jej... Pogrzeb? - ledwie zdołałam wypowiedzieć to zdanie, które sprawiało jeszcze większy ból.

- Za pięć dni, trzeciego czerwca. - odpowiedział.

Oderwałam się od niego i spojrzałam ze zdziewieniem. Trzeciego czerwca... Za pięć dni? Jak to?

- Chwila... Ile ja spałam? Jaki mamy dzień, która godzina? - od razu zapytałam.

- Dwa dni. Sam dopilnował tego, żebyś się wykurowała. Kiedy miałaś wizję, wpadłaś w taką rozpacz, że straciłaś nad sobą kontrolę, moc żywiołów się uaktywniła i prawie zniszczyła doszczętnie ogród Akademii. Nie chcieliśmy ryzykować. - wyjaśnił patrząc na mnie współczującym wzrokiem.

- To kompletnie nie ma sensu, przecież i tak zareagowałabym tak samo. - zauważyłam ocierając łzy.

- Racja. Też trochę źle to ująłem. Chodziło nie tylko o to, co masz rację, w pewnym sensie było bez sensu, przyznaje, jednak chodziło także o uchronienie ciebie. Nie wiedzieliśmy co by się stało, gdybyś znowu straciła kontrolę i użyła kolejny raz takiej siły. Baliśmy się, że twój organizm tego nie wytrzyma i się wykończysz. - odparł, a następnie wstał, podszedł do biurka z którego wziął paczkę chusteczek i mi ją podał.

- Dobra, w porządku, rozumiem. Musieliście dopilnować, żebym odzyskała siły. Nie jestem zła. Byłabym gdybyście trzymali mnie w tym stanie aż do... Pogrzebu Sofii. Obiecałam jej kiedyś, że się na nim pojawię. - niemalże czułam jak odetchnął z ulgą kiedy usłyszał, że się nie gniewam, jednak znów się spiął słysząc dwa ostatnie zdania.

Ponownie usiadł na łóżku i chwycił moją rękę. Ten gest sprawił, że poczułam się nieco lepiej, lecz czułam, że to co zaraz powie mi Matt, nie spodoba mi się ani trochę.

- Nie możesz iść tam Lara. To jest zbyt duże ryzyko. Deville na to nie zezwoli. Zresztą... Ja też nie. Nie możesz się narażać. - powiedział, a ja wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami.

- Słucham?! Chyba oszalałeś! - wyrwałam swoją rękę z jego, pomimo, że mnie to uspokajało i wstałam z łóżka - Nie możesz mi tego zabronić! Obiecałam jej to, rozumiesz? Mam zamiar dotrzymać słowa! Możesz mnie zamknąć na cztery spusty, ja i tak znajdę sposób na ucieczkę. - byłam wzburzona.

Nie mógł mi zabronić pożegnania z przyjaciółką. Nie żądałam wiele, chciałam tylko iść na pogrzeb przyjaciółki, a w zasadzie to siostry, która dla mnie była. Przecież byłabym otoczona ludźmi, żaden demon by wtedy nie zaatakował, a nawet jeśli to przecież potrafię sobie poradzić.

- Będę wśród ludzi, nikt nie zaatakuje mnie kiedy będę z nimi, a jeśli zdarzy się taka sytuacja, przecież potrafię walczyć. Poza tym, możesz przecież iść ze mną i mnie strzec. Jaki widzisz problem? - zapytałam, a wściekłość rosła we mnie i musiałam walczyć ze sobą, żeby nie rzucić czymś.

Brunet wstał i chciał do mnie podejść, jednak ruchem ręki przekazałam, że ma się do mnie nie zbliżać. Tak bardzo byłam wściekła. Nie zapanowałam nad sobą i w ręce pojawił się ogień. Na początku byłam zaskoczona, bo nie był to niebiański ogień, tylko ten zwyczajny, ale później wzięłam głęboki wdech i ogień zniknął.

- Wiesz co, mam dość. Ciągle tylko słucham czego to mi nie wolno. Chodzę cały czas na treningi, uczę się, świetnie sobie radzę, a nawet na pieprzone dwie godziny nie mogę wyjść, żeby ostatni raz zobaczyć przyjaciółkę?! Zostaw mnie w spokoju, nie potrzebuje twojej ochrony! - wykrzyczałam, a następnie chwyciłam pierwsze lepsze buty, wyszłam z pokoju szybkim krokiem i skierowałam się do dyrektorki. Miałam nadzieję, że uda mi się ją przekonać, żeby mnie puściła i nie będzie taka jak Matt.

Angels Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz