45

347 18 0
                                    

10 czerwca 2017r.
Sobota 18:56

Po tym jak lekarz mnie zbadał i stwierdził, że nic mi nie dolega i mogę wrócić do pokoju, opowiedziałam Matt'owi o ciemności, spotkaniu z ojcem i o tym co mi powiedział. Nie był zadowolony z tego, że miałam kolejny raz narażać własne życie i szczerze mówiąc, ja także nie byłam z tego zadowolona. Co prawda wyszłam z tego cała i zdrowa, jednak równie dobrze, mogło się to zakończyć zupełnie inaczej, gorzej. Gdyby Matt i strażnicy się wtedy nie pojawili, najprawdopodobniej byłabym już martwa.
Poprosiłam bruneta, żeby pozwolił mi porozmawiać z Deville, ponieważ to ona powinna wiedzieć o ataku na kolejną Akademie, który oczywiście jeszcze się nie wydarzył. Po około godzinie, zgodził się i tak oto, ponownie znalazłam się w gabinecie dyrektorki, która była wręcz przerażona moją wizytą, przeczuwała, że nic dobrego jej nie powiem. Opowiedziałam jej wszystko dokładnie tak jak Matt'owi.

- Czy to kiedykolwiek się skończy? Powiedział ci może o którą Akademię chodzi? - spytała, będąc już kłębkiem nerwów.

- Nie. Wiem tylko tyle ile pani powiedziałam. - zaprzeczyłam, ku niezadowoleniu kobiety.

- A ta wizja o której mówiłaś. Ta, którą miałaś przed porwaniem. O czym była? - próbowała znaleźć jakąś wskazówkę, która pomogłaby nam ustalić, która Akademia zostanie zaatakowana.

Miałam opory, żeby powiedzieć o tej wizji. Nie chciałam, żeby ktokolwiek się dowiedział o jej treści, gdyż zapewne Matt byłby kolejnym kłębkiem nerwów, nie pozwoliłby mi nigdzie wychodzić, zresztą tak samo jak Deville. Byłabym pilnie strzeżona dwadzieścia cztery godziny na dobę. To byłoby uciążliwe nie tylko dla mnie, ale i dla innych. Ostatecznie powiedziałam kobiecie tylko to, że wizja nie wiązała się z Akademią i to nie było nic takiego. Matt od razu zauważył, że kłamie i czułam, że będę miała przesłuchanie jak tylko uda nam się wrócić spowrotem do pokoju, ewentualnie jeśli będę się upierać, wejdzie mi do głowy i sam zobaczy co widziałam. Jednakże miałam nadzieję, że uszanuje moją prywatność i tego nie zrobi. Cóż, nadzieja matką głupich.

- W takim razie... Nie mam już żadnego pomysłu. Akademie są zabezpieczone, jednak to nic nie da. Nie mogę zadzwonić do wszystkich i poinformować ich, że g wszystkich uczniów zamknięto w schronie pod ścisłą ochroną. Królowa zaczyna się niepokoić, zaczynam się obawiać, że może zamknąć Akademię dopóki to wszystko się nie uspokoi. - usiadła wyczerpana na swoim fotelu.

- Może to zrobić? - zapytałam zaskoczona - Przecież to nic nie da. Caroline się nie podda. Chociaż... Może to byłby dobry pomysł gdybym to ja wyjechała. Ukryła się gdzieś. - ten pomysł wcale nie był taki dobry jak się wydawał, nawet w ogóle mi się nie podobał, ale to było pierwsze co przyszło mi do głowy.

- Może to zrobić Laro. Co do ciebie, nie ma możliwości byś wyjechała. Zostajesz w Akademii i na tym skończmy. A teraz proszę, wróćcie do pokojów, muszę podzwonić i...

W tym samym momencie do pokoju wbiegł Clayton. Wszyscy patrzyliśmy na niego z oczekiwaniem, jego przybycie nie wskazywało nic dobrego.

- Akademia w Berlinie została przejęta. Żądają żeby Lara się tam stawiła w ciągu trzydziestu minut, inaczej zabiją wszystkich. - wiedzieliśmy, że to nie są przelewki.

- Niech ktoś otworzy portal. Ja idę się przebrać, będę za pięć minut. - oznajmiłam i już miałam wybiegać, ale Matt złapał mnie i nie chciał puścić.

- Chyba żartujesz, to jest zasadzka. Nie możesz tam iść, nie puszczę cię. - odparł, kiedy wreszcie odpuściłam i przestałam się z nim szarpać.

- Matt, tutaj nie chodzi o mnie. Zagrożone jest życie wszystkich osób z Akademii i tylko ja mogę im pomóc. Proszę, puść mnie. - poprosiłam, jednak brunet nadal mnie trzymał.

- Matthew, ona ma rację, nie mamy wyjścia. Pójdziesz z nią i ze strażnikami. - wtrąciła się Deville, próbując przekonać Matt'a, by mnie puścił.

Kiedy wreszcie to zrobił, nie oglądając się za siebie, pobiegłam do pokoju by się przebrać. Ku mojemu zdziwieniu, na łóżku znajdował się komplet ubrań do walki, cały wykonany z białego, mocnego materiału. Obok znalazłam karteczkę z napisem "Dasz sobie radę" i podpisem ojca. Nie tracąc czasu, ubrałam na siebie komplet, dobrałam do tego jeszcze solidne i wygodne białe buty, wzięłam swoją broń, a następnie miałam zamiar wyjść z pokoju, jednak Matt zagrodził mi drogę.

- Proszę cię, zastanów się jeszcze. Możemy coś wymyślić. - usilnie próbował mnie przekonać.

Podeszłam do niego i mocno się w niego wtuliłam, jakby to miał być ten ostatni raz.

- Musimy iść. Nie ma już czasu. - odsunęłam się od niego, a następnie złapałam go za rękę i pociągnęłam do wyjścia.

Po krótkiej chwili znaleźliśmy się w sali przydziału, w której portal był już otwarty. Czy byłam przerażona tym co czekało na mnie po drugiej stronie? Przerażenie to chyba było zdecydowanie za lekkie określenie mojego strachu. Do portalu podeszłam jako pierwsza i przez dobrą chwilę stałam i wpatrywałam się przed siebie, jednak szybko się ogarnęłam, przypominając sobie, że nie ma czasu. Przeszłam.
Znajdowałam się w ogrodzie, bardzo przypominającym ten w nowojorskiej Akademii. Zauważyłam, że trzy posągi, które powinny stać po środku, zostały zniszczone, a później rozejrzałam się wokół. Akademia niewiele różniła się od tych, w których dane mi było przebywać, również wykonana była z marmuru, była mniejsza niż ta w NY, ale większa niż ta w Londynie. Nie było widać żywej duszy, była całkowita cisza, co mnie zaniepokoiło. Chwilę później dołączył do mnie Matt, a zaraz za nim strażnicy z Clayton'em na czele.
Byliśmy przygotowani na wszystko, lecz cisza i brak ciał, bardzo nas zaskoczył. Ruszyłam przed siebie w stronę budynku.

- Caroline! - krzyknęłam, by dziewczyna dowiedziała się o mojej obecności, chociaż mimo to, byłam niemalże pewna, że wiedziała to już dawno.

Chwilę zajęło zanim drzwi do budynku się otworzyły, a w nich stanęła szatynka razem z dwójką demonów trzymających czwórkę przerażonych dzieciaków. Stanęłam w miejscu i z podniesioną głową, wpatrywałam się prosto w oczy dziewczyny, która jeszcze niedawno była dla mnie rodziną.

- Przyszłam jak chciałaś! Uwolnij ich, to nie o nich ci chodzi, a o mnie! - krzyczałam, by dobrze mnie usłyszała.

Wpatrywała się we mnie z okrutnym uśmiechem i nienawiścią w oczach. Zeszła po schodkach i zaczęła się do mnie zbliżać. Matt chciał zareagować, jednak zakazałam mu ruchem ręki, więc niechętnie się zatrzymał.

- Jestem już zmęczona uganianiem cię za tobą, mogłam cię zabić jak tylko miałam ku temu okazję. - była coraz bliżej.

- Mogłaś, ale tego nie zrobiłaś. Popełniłaś wielki błąd. - oznajmiłam, a następnie sama ruszyłam przed siebie, ku zaskoczeniu Matt'a i strażników, którzy nie wiedzieli co mają robić.

- I zamierzam go naprawić. - odparła, po czym ruszyła w moją stronę, wyjmując po drodze swoją broń.

Krzyknęłam do reszty, by pomogli uwolnić uczniów i nauczycieli, co wykonali bezzwłocznie. W tym czasie ja walczyłam z szatynką, która odzyskała już swoją siłę. Żadna z nas nie zamierzała się poddać, to była walka na śmierć i życie. Po kilku minutach miałam kilka rozcięć na dłoni i ledwie uniknęłam ciosu prosto w brzuch.

- Widzę, że już się pozbierałaś. Nawet blizny nie zostały. - starała się mnie rozproszyć rozmową.

- Jak widać. Ty też nie próżnowałaś, masz się świetnie. - gdyby dziewczyna się nie pochyliła, najpewniej straciłaby głowę.

Kiedy się wyprostowała, znów starała się mnie zranić, jednak byłam szybsza i ponownie uniknęłam ciosu. To był dopiero początek.

Angels Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz