3 czerwca 2017r.
Sobota 10:10Nastolatka została wywieziona z Akademii przez jednego z uczniów czwartego roku. Ledwie go znała, kojarzyła tylko z widzenia i wiedziała, że jest synem Uriela. Chłopak posadził ją na tyłach samochodu, a następnie zdjął jej czarny worek z głowy i kazał siedzieć cicho. Nastolatka zastanawiała się, gdzie blondyn ma zamiar ją zawieść, lecz po kilku próbach wyduszenia tego z niego, odpuściła. Przez kolejną część drogi starała się uwolnić ręce ze sznurów, które raniły i uwierały ją w nadgarstki, więc w pewnym momencie zrezygnowała z tego. Po około dwóch godzinach jazdy dotarli do małej chatki na obrzeżach miasta, do której nikt nie zaglądał, uważano, że jest nawiedzona i tak stała pusta przez kilkanaście lat. Chłopak zaciągnął dziewczynę siłą do środka, po czym zeszli razem po skrzypiących schodach do piwnicy i tam przywiązał ją do krzesła, a następnie wyszedł zostawiając ją samą w ciemności. Lara starała się uwolnić, jednak wszystko skończyło się dokładnie tak samo jak jej poprzednie próby. Nie pozostało jej nic innego, jak tylko czekanie to co ma nadejść.
W tym samym czasie w Akademii ponownie wrzało. Matthew, który został ogłuszony, kiedy tylko się ocknął, zawiadomił dyrektorkę i strażników o całym zajściu. Zdążyli się już dowiedzieć kto porwał Larę i, że działał na zlecenie Caroline, która musiała go czymś przekupić. Był to niejaki Brandon Clipperton, dwudziestojednolatek władający ziemią, syn Uriela, blondyn z szarymi oczami, wysoki i wysportowany. Poprzez więź, Matt czuł, że Lara jest niespokojna, ale cała i na razie nic jej nie grozi. Miał nadzieję, że szybko ją odnajdą, lecz nie mieli żadnych tropów, czegokolwiek co mogłoby im pomóc w znalezieniu dziewczyny. Jak tylko Sam z Macy dowiedzieli się o wszystkim, dołączyli do strażnika.
- Musimy ją znaleźć. Caroline może ją zabić w każdej chwili, wszyscy wiemy, że jest do tego zdolna. - mówiła Deville, jak zwykle w takich sytuacjach, chodząc nerwowo po gabinecie.
- Nie sądzę by ją zabiła tak od razu. Jeśli jest taka jak myślę, może zacząć ją torturować, aż Lara nie zacznie błagać o śmierć. W każdym razie, nie mogli odjechać daleko. Czuję, że teraz są w jakimś miejscu, wydaje mi się, że nie wyjechali z miasta, mogą być gdzieś na obrzeżach. - powiedział Matt starając się zachować spokój.
- Nie, to się nie dzieje naprawdę. - brunetka złapała się za głowę, która zaczęła ją boleć.
Chciała żeby to wszystko wreszcie się skończyło, czuła, że dłużej nie wytrzyma tego. Zaczęło robić się jej słabo, gdy Sam to dostrzegł, pomógł jej usiąść na fotelu.
- Nie denerwuj się, znajdziemy ją. - zapewnił, jednak nie miał pewności, czy tak się rzeczywiście stanie, dziewczyna o tym doskonale wiedziała - Spróbuję skontaktować się z ojcem, może on nam pomoże. Nie wiem, no po prostu trzeba coś zrobić. - zwrócił się do reszty.
- Robiłeś to już kiedyś? - spytała kobieta, wpatrując się w niego z nadzieją.
- Nie, ale może mi się uda. Pójdę do pokoju i spróbuje, a jak coś będę miał to dam wam znać. - powiedział, a następnie zabrał ze sobą swoją dziewczynę i oboje ruszyli do jego pokoju.
Chłopak zrobił wszystkim ogromną nadzieję, na to, że być może Archanioł Michał im pomoże, jednak czy naprawdę pomógłby im? Nie było takiej pewności, gdyż Archanioły nawet znając przyszłość, starały się nie ingerować w życie ludzi, nawet swoich dzieci. Uważały, że jeśli taki był los, nie można było go zmieniać, bo Bóg tak chciał.
Tymczasem w piwnicy, w której przebywała Lara pojawiła się Caroline. Nastolatka od samego początku wiedziała, że to wszystko jest jej sprawka i wiedziała również, że jej pojawienie się jest tylko kwestią czasu.
- No proszę, widzę, że zbytnio nie ucierpiałaś po moim ataku. Zastanawiam się, kiedy wreszcie się pojawisz i mnie zabijesz. - pierwsza o dziwo odezwała się białowłosa, czym wywołała uśmiech na twarzy szatynki.
- Jak widać, mam świetną zdolność regeneracji i wspaniałych medyków działających cuda. Oh, Lara, Lara. To nie musiało się tak kończyć, mogłaś po prostu nie uciekać przed tym demonem z klubu i dać się zabić. Nie pojawiłabyś się w moim życiu i w życiu Matt'a, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Strażnicy nie musieliby ginąc, ty byłabyś prawdopodobnie w niebie razem z ojcem i tak byłoby dobrze, jednak musiałaś uciekać. I po co ci to było? Straciłaś tylko przez to przyjaciółkę, pokłóciłaś się z matką, dzieją się te wszystkie okropne rzeczy... Mogłaś się poddać, ale nie, uznałaś, że lepiej będzie kiedy powalczysz o swoje życie. Zadziwiające to jest biorąc pod uwagę, że jeszcze jakiś czas temu go nie chciałaś, chciałaś umrzeć. Nie wiem co się zmieniło w tym twoim móżdżku, jednak wywołało to właśnie tą katastrofę. - obwiniała siostrę o wydarzenia, które w ostatnim czasie miały miejsce.
Nie były spowodowane decyzjami czy zachowaniem Lary, a ukrytym złem w Caroline, które prędzej czy później wyszłoby na światło dzienne i wywołało większe spustoszenie. To była tylko kwestia czasu aż ta bomba zła w niej wybuchnie. Kiedyś może i się temu opierała, jednak będąc zazdrosna o Matt'a, dała się pochłonąć złu, które właśnie nią władało.
- To nie jest moja wina, sama podjęłaś takie a nie inne decyzję Caro. Tyle ludzi zginęło przez ciebie, nie przeze mnie. Nie zwinaj winy na mnie, bo obydwie wiemy, że ja zawiniłam w tym wszystkim najmniej. Nic nie usprawiedliwia twojego zachowania. Wiesz, jak się poznałyśmy, myślałam, że będziemy siostrami i przyjaciółkami, które nie opuszczają się na krok, jednak teraz widzę, że to nie miało racji bytu. Jesteś okrutna, nie zasługujesz na miłość Sam'a. On tak się o ciebie martwił, kochał cię, a ty... Ty to wszystko odrzuciłaś. Zraniłaś go. - białowłosa mówiła, starając się, by przemówić do tej dobrej części swojej siostry, jednak nic to nie dawało, jej już nie było.
- Oh, no tak, zapomniałabym o Sam'ie. Był moim ukochanym braciszkiem, byliśmy nierozłączni, pojawiłaś się ty i wszystko zepsułaś. Jak zwykle. Ale koniec już tego, teraz wreszcie jesteś zupełnie bezbronna, po dawce specyfiku hamującego twoją magię, która podał ci Clipperton, mogę się tobą zająć. - szatynka podeszła bliżej i nachyliła się nad nastolatką, a następnie użyła mocy ziemi - Zabicie cię od razu byłyby zbyt nudne, więc trochę się pobawimy. - przez zniszczoną drewnianą podłogę przebiła się łodyga jakiejś rośliny, której później wyrosły kolce, ale nie zwyczajne tylko duże i ostre - Tak bardzo lubiłaś się ciąć, co? - roślina zaczęła owijać się wokół rąk białowłosej, a kolce powoli i boleśnie wbijały się w skórę.
Nastolatka nie mogąc znieść bólu, zaczęła krzyczeć. Ból poczuł nawet Matt, który przerażony zaczął chodzić od jednego miejsca w drugie próbując znaleźć sposób na znalezienie Lary. W pewnym momencie do gabinetu wbiegł Sam, wziął kilka głębokich wdechów, a następnie powiedział:
- Udało mi się. Nie powiedział mi wiele, ale mówił coś o chatce na obrzeżach.

CZYTASZ
Angels
خيال (فانتازيا)Historia o pozornie zwykłej dziewczynie, która okazuje się być kimś zdecydowanie ważniejszym dla świata. Kimś o wiele potężniejszym niż ktokolwiek mógłby sobie nawet wyobrazić. Czy szesnastolatka z problemami pogodzi się ze swoim przeznaczeniem i u...