43

314 19 0
                                    

3 czerwca 2017r.
Sobota 18:10

Zanim udało im się odnaleźć chatki, w których może znajdować się nastolatka, trochę czasu minęło. Jeździli z chatki do chatki i odkrywali, że to ciągle nie jest to. Matt bez przerwy odczuwał ból cierpiącej Lary i nie mógł tego znieść. Zostały im trzy chatki do przeszukania, jednak coś mu mówiło by jechał do tej najdalszej, która pomimo, że była opuszczona, znajdowała się w okolicy domków jednorodzinnych, czyli była innymi słowy tą chatką, którą niemal od razu wykluczyli. Słuchając swojej intuicji, zażądał, by to tam się skierować, co zrobiono bez dyskusji, nikt tego dnia nie chciał z nim zadzierać. Z obecnego miejsca, w którym się znajdowali, mieli około dwudziestu minut trasy, które dłużyły się w nieskończoność.

Tymczasem, Caroline dała Larze chwilę wytchnienia i przyglądała się swojemu dziełu. Nastolatka przywiązana do krzesła, ciężko oddychała, z rąk ciekła jej krew, była cała poraniona, jednak wciąż miała nadzieję, że Matt się pojawi, czuła to i właśnie stąd czerpała siłę by spojrzeć prosto w oczy swojej siostrze, która chciała jej śmierci. Czuła, że słabnie, jednak z zaskoczeniem zauważyła, że powoli odczuwa obecność swojej magii, była to tylko niewielka jej część, ale zawsze coś. Pomyślała, że jest to zapewne spowodowane utratą krwi i pozbyciem się części substancji, którą jej podano.

- Psujesz mi zabawę Jefferson. Liczyłam na to, że zaczniesz już błagać o litość i śmierć, a ty nadal walczysz. - szatynka była wyraźnie zawiedziona, lecz uśmiech nadal nie schodził jej z twarzy - Cóż, twoja nieunikniona śmierć mi to wynagrodzi. - nastolatka na chwilę wyszła z pokoju, a następnie wróciła ze strzykawką całkowicie wypełnioną czymś czarnym, Lara wyczuła, że nie zwiastuje to niczego dobrego i powoli z minuty na minutę jej sytuacja się pogarsza - Wiesz co to jest? Oh, pewnie nie wiesz, więc już tłumaczę. W strzykawce znajduje się czysta krew jednego z potężniejszych demonów, nie takiego jak ten nieudacznik, którego udało Ci się zabić, lecz o wiele potężniejszego. Kiedy dostanie się do twojego krwiobiegu w takiej dawce, organizm zacznie cię powoli zabijać, czeka cię długa i z pewnością bolesna śmierć. Zanim ktokolwiek przybędzie Ci na ratunek, już będzie za późno na cokolwiek. Twój los jest już przesądzony siostrzyczko, możesz zacząć się żegnać ze światem. - zaczęła zbliżać się do białowłosej z zamiarem odebrania siostrze życia, lecz nie spodziewała się, że nastolatka odzyska część mocy.

Resztkami sił, Lara podpaliła rękę Caroline niebiańskim ogniem oraz swój sznur, by uwolnić ręce. Ogień nie parzył jej, ale spalił sznury i uwolnił ją, wstała więc i skierowała się do wyjścia ledwie stawiając kroki. W tym samym czasie, ogień palący dłoń Caroline zgasł. Białowłosa widząc to, zaczęła biec przed siebie, jakimś cudem udawało jej się to przez adrenaline, która zagłuszała jej ból oraz po części zmęczenie. Po krótkim czasie znalazła się przy schodach prowadzących w górę, zaczęła się po nich wspinać, czując za sobą zbliżającą się Caroline. U szczytu schodów udało odtworzyć się jej drzwi, jednak siostra zdążyła ją dogonić i złapać, czym spowodowała, że nastolatka straciła równowagę i runęła na ziemię, starając się doczołgać w jakiekolwiek miejsce, w którym mogłaby się schować, lecz nie miała szans, szatynka złapała ją i uniosła strzykawkę z zamiarem wstrzyknięcie jej substancji. Wtedy Lara się poddała. W myślach żegnała się ze wszystkimi, których kochała. Z mamą, przybranym oraz tym biologicznym tatą, Macy, Sam'em, Matt'em, przepraszając ich tym samym, że nie walczy dalej i zginie zanim ktokolwiek jej pomoże, zamknęła oczy i czekała na bok, który o dziwno nie nadszedł. Usłyszała przeraźliwy krzyk Caroline, dlatego otworzyła oczy i dostrzegła stojącego przy niej Matt'a, a zaraz za nim innych strażników. Nie odwracając się w stronę krzyczącej szatynki domyśliła się, że dziewczyna stała w płomieniach, która starała się ugasić ogień za wszelką cenę swoją mocą. Kiedy wreszcie się jej to udało, rzuciła się na strażników z wściekłością, jednak po czasie domyśliła się, że nie ma szans i spróbowała ucieczki. Część strażników pobiegła za nią, a druga została przy parze oraz Clipperton'ie, który został związany, na wypadek gdyby pojawiło się więcej sprzymierzeńców Caroline.

- Boże, co ona ci zrobiła. - szepnął brunet do nastolatki i delikatnie podniósł ją, by chwilę później wynieść ją z chatki i zanieść do samochodu, który od razu skierował się do Akademii - Nic ci nie będzie, już jesteś bezpieczna. - powtarzał, trzymając ją w ramionach i starając się zatamować krew wypływającą z jej ran.

- Już dobrze, nic mi nie jest. - nastolatka zdobyła się na uśmiech i podniosła rękę, by zetrzeć pojedynczą łzę spływającą po policzku bruneta.

Dopiero wtedy zorientował się, że płakał. Martwił się tak bardzo o dziewczynę, a kiedy miał już ją w ramionach, dał upust swoim emocjom.

- Nawet będąc w takim stanie, musisz to robić? Udawać, że nic się nie stało? Dlaczego to robisz? - zapytał wpatrując się w jej piękne niebieskie oczy z miłością.

- Bo potrzebujesz tych słów Ross, inaczej byś oszalał. - odparła pół przytomnym wzrokiem - Jeśli z tego wyjdę, obiecaj mi, że już zawsze będziesz ze mną szczery, ZAWSZE. Zawsze będziesz mi mówił co czujesz, nie będziesz ukrywał przede mną swoich uczuć. A jeśli nie uda mi się... Będziesz żyć dalej, proszę. - błagała.

Jeśli miała umrzeć, chciała usłyszeć jego zapewnienie, że się nie załamie i będzie żył dalej. Wtedy uświadomiła sobie dopiero jak silne są jej uczucia do niego, on także to sobie uświadomił.

- Nie obiecam Ci tego Lara. Nie mogę obiecać osobie, którą kocham, że nie załamie się po jej śmierci i będę udawać, że nic się nie stało. - pokręcił głową, nie zgadzając się.

Dziewczyna poczuła jak jej serce mocniej zabiło. Powiedział, że ją kocha. Powiedział to. Teraz to ona zaczęła płakać. Miała kolejny powód do życia. Zaczęła się zastanawiać czy po tym wszystkim będą mieli szansę na związek.
Czas płynął, dziewczyna robiła się coraz słabsza, jednak mężczyzna starał utrzymać się ją przytomną, rozmawiając z nią, aż do momentu wjazdu do Akademii. Od razu wyciągnął ją ostrożnie z samochodu i szybkim krokiem ruszył do budynku, a następnie do sali szpitalnej, w której już czekał na nich lekarz, mający zająć się nastolatką.

- Wyjdzie z tego? - zapytał lekarza, który oglądał rany białowłosej.

- Postaramy się zrobić wszystko, żeby tak było. Jej rany są głębokie, straciła dużo krwi, więc będzie potrzebna transfuzja, jej organizm jest bardzo osłabiony. Wiadomo coś o tym co się tam działo? Podali jej coś? - zapytał lekarz.

- Coś... Co uśpiło moje... Moce. - wydusiła z siebie dziewczyna, a później spojrzała na swojego strażnika, uśmiechnęła się i zamknęła oczy.

W sali rozniósł się pisk. Brunet był przerażony, domyślając się powodu tego dźwięku, zaczął szarpać się ze strażnikami, którzy na polecenie lekarza mieli go trzymać i pozwolić swobodnie pracować personelowi.
Mężczyzna mógł jedynie patrzeć, jak dziewczyna jest reanimowana i liczyć na to, że wszystko skończy się dobrze. Piętnaście minut później nadal nic się nie zmieniało, poza tym, że do strażnika dołączyli Sam i Macy, równie przerażeni co on. Brunetka zaczęła krzyczeć i zalała się łzami, Sam musiał przytrzymać ją by nie upadła, sam ledwie radząc sobie z emocjami. W pewnym momencie wyprosili ich i kazali czekać za drzwiami na cud.

Angels Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz