29

333 18 0
                                    

3 maj 2017r.
Środa 10:20

Ten czas po tym jak uciekłam przed strażnikami strasznie szybko leciał. Nim się zorientowałam, nastał dzień pogrzebu. Uświadomiłam wtedy sobie, że nie jestem w żadnym procencie gotowa na pożegnanie, chyba utworzyłam sobie jakąś bańkę wokół siebie, która nie pozwalała prawdzie się wedrzeć do środka i pokazać mi rzeczywistość. Żyłam w pieprzonej iluzji, która zniknęła od razu jak tylko wymeldowałam się z hotelu. Przez całą drogę do NY starałam się nie myśleć o tym i nie rozpłakać na siedzeniu w taksówce, bo robiąc to kierowca napewno uznałby mnie za wariatkę czy coś. Chociaż może niekoniecznie, bo miał mnie zawieść na cmentarz, więc pewnie by bardziej mi współczuł. Trasa trwała zdecydowanie dłużej niż ostatnio przez korki, jednak dzięki Bogu udało mi się na czas zjawić na miejscu. Weszłam do kaplicy. Pierwsze co zauważyłam to otwartą trumnę przy ołtarzu i około pięćdziesięciu ludzi. Dostrzegła mnie mama Sofii i od razu do mnie podeszła.

- Dzień dobry. - przywitałam się z kobietą tak bardzo podobną do mojej przyjaciółki.

- Cześć Laro. Cieszę się, że przyszłaś. Sofia... Napewno też by się ucieszyła. - uśmiechnęła się do mnie smutno.

Oczy zaszły mi łzami, ledwie co widziałam, jednak nie chciałam w takim stanie pokazywać się kobiecie, dlatego tylko siłą woli nakazałam sobie brak łez. Szatynka poprosiła mnie bym stanęła z nią z przodu i oczywiście nie odmówiłam, jednak dziwnie się poczułam, bo stali tam tylko najbliżsi, czyli brat, tata i mama Sofii, a później jeszcze ja. Ksiądz po chwili wszedł, zaczął coś mówić, jednak nie słuchałam go, byłam wpatrzona w trumnę. Widziałam Sofii. Wyglądała jakby spała i miała za chwilę się obudzić. Marzyłam, żeby to wszystko było tylko jakimś wielkim koszmarem, z którego lada moment się obudzę i opowiem o nim przyjaciółce, a później wyściskam ją tak mocno jak jeszcze nigdy. Nie interesowało mnie to, że gdyby rzeczywiście tak się stało, prawdopodobnie znów wróciłyby do mnie wszystkie problemy, walka z samą sobą i tym podobne, ważne by dla mnie było to, że odzyskałabym Sofii.
Byłam zagubiona w swoich myślach przez dobre kilkanaście minut, bo kiedy już udało mi się opanować i skupić na otoczeniu i tym wszystkim, okazało się, że ksiądz skończył swoje przemówienie, a do trumny podchodzili już powoli inni, a na samym końcu miała iść jej najbliższa rodzina i ja. Byłam przerażona tym i wiedziałam, że w tamtym momencie nie utrzymam już łez. Czas płynął zdecydowanie za szybko, bo po niecałych pięciu minutach nadeszła moja kolej. Podeszłam powoli do przyjaciółki. Przypomniałam sobie natychmiast wszystkie dziwne, fajne, głupie i zwyczajne rzeczy jakie razem zdążyłyśmy zrobić. Nie raz zdarzało nam się żałować pewnych rzeczy, jednak byłyśmy pewne, że w przyszłości będziemy miały co wspominać i jeszcze doprowadzi nas to do śmiechu. Planowałyśmy zamieszkać nawet razem po tym jak dziewczyna skończyłaby osiemnaście lat, a przynajmniej takie były wstępne plany. Miałyśmy zaadoptować sobie dwa koty, jednego białego i drugiego czarnego, mieszkać w przytulnym mieszkanku z mnóstwem książek, wygodnymi dwoma fotelami oraz dużym balkonem, na którym miałyśmy przesiadywać wtedy kiedy chciałybyśmy odetchnąć na zewnątrz, a jednak z dala od ludzi. Nadal miałyśmy się uczyć, ona chciała iść na studia i zostać architektem, a ja miałam zostać lekarzem. Żadna z nas nie podejrzewała, że to tak się skończy. A może tak było? Może tak było tylko nie zdawałyśmy sobie z tego sprawy?
Wzięłam głęboki wdech by się uspokoić, jednak nie pomógł on ani trochę.

- Dlaczego mi to zrobiłaś, co? Miałyśmy tyle planów. Miałyśmy razem zamieszkać, mieć koty, iść na studia... Tak bardzo mi cię brakuje. Kocham cię Sofii. - to było jedyne co powiedziałam.

Nie powstrzymywałam już łez, nie miałam siły. Spojrzałam ostatni raz na przyjaciółkę, pocałowałam ją w czoło i odeszłam. Podniosłam tylko na chwilę wzrok, wiedziałam, że Matt jest gdzieś tam i mnie obserwuję. Stanęłam na swoim poprzednim miejscu, mama Sofii mnie do siebie przytuliła i razem płakałyśmy, a kiedy już zdołałyśmy dojść do siebie, przyszedł czas na zamknięcie trumny i przeniesienie jej do miejsca, w którym miała spocząć. Wszystko działo się bardzo szybko. Przeszliśmy tylko kawałek, pomodliliśmy się, a później trumna zjechała na sam dół grobu i została przysypana. Kiedy tak się stało nie mogłam się powstrzymać i sprawiłam, że zaraz obok pojawiła się śliczna biała róża. Nikt nie zwrócił na to uwagi, poza mną i zapewne Matt'em. Ludzie zaczęli się rozchodzić, pożegnałam się z mamą przyjaciółki. Wiedziałam, że muszę uciekać jeśli nie chce dać się złapać, jednak kiedy przy wyjściu zobaczyłam swojego strażnika, nie chciałam uciekać. Skierowałam się dokładnie w jego stronę i dostrzegłam, że jeszcze w pobliżu kręci się kilku innych strażników, lecz nie zwracałam na nich zbytnio uwagi. Jak tylko znalazłam się przy mężczyźnie, nie potrafiłam się powstrzymać i po prostu do niego przylgnęłam ponownie zalewając się łzami. Od razu mnie objął, gładził uspokajająco moje plecy i szeptał, że wszystko będzie dobrze.
Nie taki był mój plan, miałam uciekać, a sama wepchałam się w ręce Matt'a. Pogrzeb za bardzo mną wstrząsnął i potrzebowałam go jak jeszcze nigdy. Przez dobre kilkanaście minut tylko staliśmy do siebie przytuleni, brunet odezwała się dopiero wtedy kiedy podszedł do nas jeden ze strażników pytając, co dalej. Powiedział mu, że wracamy do Akademii, więc odsunęłam się od niego jak tylko strażnik odszedł.

- Nigdzie nie wracam Matt. Nie mogę, nie chce. Czuję się jak w więzieniu, z którego już nigdy nie wyjdę. - zaczęłam się cofać, ale on podążył zaraz za mną.

- Lara, posłuchaj. Macy odchodzi od zmysłów, Sam się martwi i ledwie wytrzymuje to wszystko mimo, że udaje iż wszystko jest w porządku przed wszystkimi, dyrektorka łazi poddenerwowana bez przerwy zastanawiając się kiedy wreszcie cię znajdziemy i sprowadzimy spowrotem, a ja sam powoli nie daje rady. Nawet nie wiesz jak bardzo walczyłem ze sobą, żeby nie rozwalić wszystkiego wokół kiedy nie mogliśmy cię znaleźć. Myślałem, że zabije każdą osobę, którą spotkam na swojej drodze, a kiedy wreszcie udało nam się ciebie znaleźć i znowu się wymknęłaś... Bóg wie co się wtedy ze mną działo. Proszę cię, wróć. Nie chcę z tobą walczyć i siłą cię tam sprowadzać. Błagam cię Lara. - kiedy tak na mnie patrzył, nawet bez więzi mogłam poczuć wszystkie emocje jakie nim zawładnęły.

Był zdesperowany i chciał żebym wróciła. Tylko czy ja tego chciałam? Byłam gotowa wrócić do Akademii i zmierzyć się z konsekwencjami swojej ucieczki? Uświadomiłam sobie, że działałam pod wpływem chwili. Pomyślałam sobie o Macy, Sam'ie, Nathan'ie i Matt'ie. Sofia odeszła, ale wciąż miałam ich, nie mogłam ich zostawić. Musiałam wrócić. Choćby tylko dla nich.
Kiwnęłam głową zgadzając się na powrót. Matt złapał mnie za rękę i razem podeszliśmy do auta, które miało nas zawieść do szkoły.

Angels Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz