41

343 20 1
                                    

2 czerwca 2017r.
Piątek 6:10

Po pozbyciu się wrogów, wezwano osoby mające zająć się barierami, które zostały wzmocnione, rannych zaniesiono do sali treningowej, która w tamtym momencie służyła za lecznice. Leżeli tam ci najciężej ranni, a w kolejce do opatrzenia ran stali ci, którzy ucierpieli nie wiele w porównaniu do tych pierwszych. Siedziałam na jednym z leżaków tam rozłożonych, z opatrzonymi ranami. Zjadłam swój posiłek, który dodał mi sił i uparłam się by pomóc w leczeniu tych najciężej chorych. Uzdrowiłam kilkanaście osób, ku niezadowoleniu Matt'a, uważającego, że powinnam odpocząć. Zabrało mi to kolejną porcje energii i skończyło się na tym, że brunet musiał mnie zanieść do pokoju, kiedy uznałam, że już na nic się wtedy nie przydam. Znów wylądowałam w pokoju, który mi przydzielono, kiedy to my mieliśmy ewakuację. Podejrzewałam, że uczniowie, którzy zdołali to przeżyć, również mieli trafić do nas na jakiś czas, aż wszystko nie zostanie wysprzątane.

- Wiedziałem, że to się tak skończy. Powinnaś była mnie posłuchać. - mruknął, jak tylko znaleźliśmy się w pokoju.

- Nie przesadzaj, przecież nie zemdlałam z wyczerpania. - zauważyłam, a następnie ziewnęłam - Ile czasu tutaj będziemy? - zapytałam, kiedy położył mnie na łóżku i poszedł do garderoby po jakieś ubrania dla mnie na przebranie.

- Nie wiem, chyba tylko chwilę, aż dojdziesz do siebie i otworzą nam portal. Podejrzewam, że to tylko kwestia kilku godzin. - stwierdził, po czym wrócił do mnie ze zwykłą białą koszulką i granatowymi dresami.

Podał mi je, a ja ostatkiem sił przebrałam się. Niekiedy niestety brunet musiał mi pomagać, gdyż nie potrafiłam nawet trafić ręką do odpowiedniego rękawka. Zapewne uznałabym to za dosyć zabawne, jednak nie w danej chwili. Przebrana i gotowa do snu, wreszcie położyłam się na łóżku i zasnęłam jak tylko moja głowa dotknęła miękkiej poduszki. To był zdecydowanie jeden z tych najcięższych poranków.

Obudziłam się kilka godzin później, około szesnastej i zapewne spałabym dalej, lecz musieliśmy się z Matt'em zbierać, gdyż portal został otworzony i trzeba było się przenieść wraz z uczniami londyńskiej Akademii.
Dzięki Bogu, mogliśmy wejść pierwsi dzięki czemu, mogłam szybciej trafić spowrotem do łóżka. A przynajmniej taki miałam zamiar. Jednak moje plany pokrzyżowano, musiałam zdać dyrektorce relacje z wydarzeń, które zapewne już od kogoś usłyszała, ale chciała znać moją perspektywę, po czym zostałam zaatakowana przez Macy, Sam'a i Nathan'a, którzy prawie mnie udusili.

- Jezu, nawet nie wiesz jak bardzo się martwiliśmy. Dowiedzieliśmy się o wszystkim dopiero po drugiej lekcji, kiedy Deville zwołała kolejny apel. Umierałam ze strachu. Cholera jasna! - Macy paplała jak najęta, jak tylko udało nam się dotrzeć do mojego pokoju, położyłam się na łóżku.

- Jak widać, już jest po wszystkim, a przynajmniej po części, i jestem cała i zdrowa. - powiedziałam, by trochę ją uspokoić i przy okazji by nie zasnąć.

- Co tam się w ogóle stało? - zapytał Sam, siedzący na moim fotelu.

- To wszystko wyglądało dokładnie jak atak na naszą Akademię, z tą różnicą, że tam nie byli odpowiednio przygotowani, zginęło kilkoro nauczycieli i uczniów plus strażnicy. Nie potrafiłam nikogo w tłumie znaleźć, bo ciągle się ktoś na mnie rzucał, straciłam Matt'a z oczu, a po jakimś czasie znalazłam Caroline. Przez chwilę z nią rozmawiałam, widziałam, że wcale nie żałuję tego wszystkiego, tych ludzi, którzy przez nią zginęli. Później walczyłyśmy, zraniła mnie kilka razy, zresztą tak samo jak ja, zaczęło brakować mi sił, dlatego użyłam w końcu niebiańskiego ognia i prawie udało mi się ją... Zabić, ale jakaś kobieta demon odrzuciła mnie na kilka metrów i pomogła jej uciec. Potem zaczęliśmy zbierać rannych, ja zaczęłam ich leczyć, kiedy tylko odzyskałam trochę siły, które szybko straciłam i musiałam położyć się spać. Kiedy się obudziłam, wstałam i przeszłam przez portal do was. Resztę znacie. - opowiedziałam, tak krótko jak się dało.

- Boże... Co się z nią stało... - Sam się załamał słysząc o poczynaniach siostry - Przecież nasza mama jak to usłyszy... - schował twarz w dłonie.

Podeszła do niego moja przyjaciółka, która wcześniej siedziała na łóżku zaraz obok mnie i starała się go jakoś pocieszyć, jednak w tej sytuacji były marne szanse na to. Chciałam jej jakoś pomóc, lecz byłam zbyt zmęczona, by zrobić cokolwiek.
Matt widząc jak ziewam, grzecznie wyprosił parę, a następnie poszedł się przebrać do swojego pokoju, po czym usiadł na łóżku.

- Prześpij się. Powinnaś teraz odpocząć, żeby się zregenerować, bo bez tego ani rusz. - uśmiechnął się do mnie, a następnie położył się obok mnie.

Zbliżyłam się do niego i położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Słuchałam uspokajającego bicia jego serca i nie liczyło się dla mnie nic więcej. Zapomniałam o problemach, o Caroline, o wszystkim. Mogłam tak spędzić wieczność, lecz wiedziałam, że to niemożliwe. Trzeba było zmierzyć się z rzeczywistością.

- Myślisz, że uda nam się ją znaleźć? Że jeszcze się pokaże i zaatakuje? - spytałam po dłuższej chwili.

- Teraz pewnie jeśli to przeżyła, próbuje się zregenerować i zapewne dopiero wtedy zaatakuje. Nie myśl już o tym, po prostu idź spać, należy ci się odpoczynek. - powiedział delikatnie gładząc mnie dłonią po policzku.

- Być może, jednak nie daje mi to wszystko spokoju. Ile jeszcze przez nią zginie? - wciąż zadawałam sobie to pytanie.

- Nic nie dzieje się bez przyczyny Lara, najwidoczniej tak już musi być. A teraz błagam cię, nie zadręczaj się tym i odpocznij. - poprosił.

Postanowiłam tym razem go posłuchać i starałam się wyciszyć, co było ciężkim zadaniem po tym wszystkim co zobaczyłam. Myślałam o dobrych rzeczach, które mi się przydarzyły, a nawet zaczęłam liczyć baranki skaczące przez płotek w mojej wyobraźni. Ostatecznie, zmęczona próbami, zasnęłam.
Na początku myślałam, że ojciec znowu mnie wezwał, gdyż wszystko było takie rzeczywiste, jednak zorientowałam się, że to nie jego sprawka, bo nie pojawił się. Krążyłam przez dobre kilka minut po okolicy, znajdowałam się na obrzeżach jakiegoś miasta, nagle jednak usłyszałam krzyki i pobiegłam w ich stronę. Wybiegłam na pustą ulicę, na której znajdowały się tylko cztery postacie, a jedną z nich byłam ja. Stałam i wpatrywałam się w siebie która natomiast wpatrywała się w Caroline, która wyglądała zupełnie inaczej, miała włosy do prawie końca pleców, czułam też, że coś się w niej zmieniło. Obok szatynki, która nie miała już brązowych włosów, a czarne, stała piękna czarnowłosa kobieta z długimi włosami, mająca około trzydzieści lat, ciemne, prawie czarne oczy, metr siedemdziesiąt wzrostu, szczupła o figurze modelki ubrana była w piękną czarną suknie.
Coś do mnie mówiła, do tej mnie ze snu, mnie nie widziała. Zobaczyłam, że za tą drugą mną leży Matt, jest ranny i potrzebuje pomocy. Chciałam mu pomóc, jednak nim to zrobiłam dostrzegłam, że druga ja zaczęła walczyć z Caroline, a brunetka która jej towarzyszyła, zniknęła. Walczyłam i czułam, że druga ja jest silna, bardzo silna. W pewnym momencie udało jej się przebić serce Caroline, dziewczyna upadła, zaczęła kaszleć krwią, a między przerwami coś mówiła. Dostrzegłam szok na twarzy drugiej mnie. Chwilę później moja siostra padła martwa na ziemię, więc druga ja wyciągnęła jej sztylet z piersi i podbiegła do strażnika, zaczęła go uzdrawiać, powoli jego rany zaczęły się goić, aż w końcu był w stanie usiąść. W tamtym momencie sen został przerwany, a gdy otworzyłam oczy widziałam tylko ciemność. Miałam jakiś czarny worek na głowie, czułam jak ktoś mnie niesie, więc zaczęłam się szarpać, jednak to nic nie dawało. Po czasie odpuściłam i czekałam na rozwój sytuacji.

Angels Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz