Telefon zaczął dzwonić. Nie sprawdzając nawet kto to, przesunęłam palcem po ekranie komórki, odbierając.
- Halo?
- Potrzebuję twojej pomocy.
Rozpoznałam w tym głosie mojego tatę. Byłam pewna, że znowu chciał wyręczyć się mną w niewygodnej dla siebie części pracy. Robił tak odkąd został organizatorem imprez w Nowym Jorku oraz reżyserem teledysków. Od dwóch lat biegałam za gwiazdami, z którymi pracował, wykonując różne dziwactwa, jakich tylko sobie zażyczyli. Przez to poznałam wiele znanych osób, ale one i tak zdawały się zapominać o moim istnieniu zaraz po wyświadczeniu im przysługi. Świat jest okrutny, powtarzał mój tata za każdym razem, co zaczęło mnie już trochę irytować. Miałam dość tego "świata" celebrytów i ważnych osobistości, gdzie na każdym kroku musiałam się pilnować. Jednak ojciec to ostatni członek rodziny jaki mi pozostał, nie licząc mojej najlepszej przyjaciółki Cass, która w tamtej chwili siedziała obok mnie na ławce w parku. Aczkolwiek ona nie zawracała sobie mną głowy, pogrążona w oglądaniu czegoś w swoim telefonie.
- Co tym razem? - zapytałam. - Kot Madonny potrzebuje spodni z dziurą na ogon? - zadrwiłam.
Dopiero potem zaczęłam się modlić, aby to nie była prawda. W tym samym czasie blondynka zdała się mnie zauważyć. Zapewne domyśliła się, kto dzwoni i dlaczego. Zawsze chodziła razem ze mną więc dodatkowo musiałam pilnować także jej. Zachowywała się jak nieodpowiedzialna nastolatka, którą w sumie była. To chyba ja za szybko wydoroślałam, bo zawsze musiałam być tą rozsądną i ogarniętą.
- Nie. - Usłyszałam melodyjny śmiech ojca. - Myślę, że to bardziej ci się spodoba.
Kiedy tak mówił nigdy mi się to nie podobało.
- Co mówi? - Cass odkleiła się od telefonu i zaczęła przesuwać w moją stronę, przykładając ucho z drugiej strony słuchawki.
- Nie klej się tak do mnie. Przecież i tak się dowiesz - powiedziałam w jej stronę, jednocześnie próbując zdobyć trochę przestrzeni osobistej tylko dla siebie.
- Słyszę, że Cass nie może się już doczekać. Czemu ty tak nie reagujesz kiedy do ciebie dzwonię?
Wiedziałam, że było to pytanie retoryczne, więc je zignorowałam. Tak samo jak fakt, że ludzie przechodzący obok nas, rzucali nam spojrzenia skonsternowanych naszym zachowaniem, jakby nigdy wcześniej nie widzieli dwóch dziewczyn, siedzących na ławce.
- Bo nie jestem naiwna. - Za ten komentarz oberwałam w ramię, ale obyło się bez szpitala. - Jeśli chcesz mi powiedzieć, że mam przed kimś zatańczyć albo cokolwiek, co naruszyłoby moje poczucie godności, to odpowiedź brzmi Cass z chęcią to zrobi.
Dziewczyna odsunęła się i rozłożyła ręce na oparciu ławki, jednocześnie kładąc kostkę jednej nogi na kolanie drugiej. Musiałam przyznać, że wyglądała komicznie.
- To zależy dla kogo. - Zabawnie poruszyła brwiami, na co przewróciłam oczami.
- Oczywiście, że nie! - wykrzyknął przerażony. - Prędzej zadzwoniłbym do twojej ciotki. Ona też chętnie przystałaby na taką propozycję. - Na chwilę się zamyślił, ale zaczął mówić ponownie nim zdążyłam otworzyć usta. - Dobrze, nie mam za wiele czasu, więc przejdę do rzeczy.
||<=>||
Piętnaście minut później byłyśmy w drodze. Sama nie wierzyłam, że kiedyś będę musiała iść do takiego miejsca. Na samą myśl robiło mi się nie dobrze. Oczywiście blondynce się to nawet podobało. Ekscytowała się jakby pierwszy raz miała do czynienia z czymś takim. W sumie to mogła być prawda i modliłam się o to w duchu.
- Więc co się stało z poprzednimi? - zapytała mnie przyjaciółka, kiedy przebiegałyśmy na drugą stronę ulicy. Wieczorem ruch nie był tak wielki, jak w godzinach szczytu.
- Zadzwonili w ostatniej chwili i odwołali swój przyjazd. Nie wiem dlaczego - tłumaczyłam, rozglądając się w poszukiwaniu lokalu, od którego zależała praca mojego taty. W dużym uproszczeniu.
- A czemu twój ojciec nie zadzwonił do innych tylko wysyła ciebie? Nie to, że mi się to nie podoba. Po prostu przez telefon byłoby dużo szybciej.
W oddali ujrzałam szyld wypatrywanego przeze mnie miejsca. Świecił neonowymi barwami, które bardzo trudno było przegapić.
- Widzisz ten budynek? - Wskazałam palcem na obiekt. Dziewczyna kiwnęła głową, więc ciągnęłam dalej. - Jego właścicielem jest stary przyjaciel ojca. Ma tam mnóstwo takich ludzi, ale w tej chwili nie ma go w mieście. Powiedział, że jeśli ktoś przyjdzie i poręczy w jego imieniu, dwaj najlepsi pracownicy zostaną natychmiast oddelegowani.
Przystanęłyśmy chwilę przed wejściem.
- Takie tajne hasło? - Zdziwiona mina Cass mnie rozbawiła. - Bosko - skomentowała zadowolona, kiedy potwierdziłam jej słowa. - A co jest tym hasłem?
- Chyba nie chcesz wiedzieć.
Upewniając się, że nikt z moich znajomych nas nie zauważył, wślizgnęłyśmy się do środka. Wewnątrz panował przyjemny chłód, jednak mnie i tak zrobiło się gorąco ze wstydu. Przed schodami prowadzącymi w głąb klubu stało dwóch... "dryblasów"? Nie wiedziałam jak ich nazwać, ale wyglądali strasznie i przerażająco. Z góry dało się dojrzeć mnóstwo mężczyzn na dole, śliniących się na widok kobiet, które przed nimi tańczyły w skąpych strojach. Ciarki przeszły po moich plecach, ponieważ wyobraziłam sobie coś, czego nie powinnam. Dziewczyna obok mnie przyglądała się wszystkiemu z taką samą odrazą jaką odczuwałam ja. W tym jednym się zgadzałyśmy.
- Czego tu szukacie? - zagaił jeden z ochroniarzy.
Momentalnie spięłam się na ton jego głosu. Był przesiąknięty takim jakby... podnieceniem? Obleśne. Chciałam jak najszybciej opuścić tamto miejsce. Cass stanęła za mną i siedziała cichutko jak mysz pod miotłą ale nie potrwało to długo.
- A co masz do zaproponowania? - zapytała uwodzicielsko, wyłaniając się przede mnie.
Chciałam umrzeć w tamtej chwili. Pociągnęłam ją za ramię do tyłu. Niestety już po wypowiedzeniu tego zdania. Gdzie się podział mój refleks kiedy mógł być przydatny?
- Do zaproponowania mam dla was opuszczenie lokalu. Zapraszam do wyjścia. - Drugi z nich zaczął nas przesuwać w stronę wyjścia.
- Nie! - zaprotestowałam. - Przyszłam w imieniu Chase'a Lee.
Odsunęli się od nas jak na komendę. Żałowałam, że w innych sytuacjach nie mam takiej władzy, jaką czułam w tamtej chwili. Jednak wstyd i dziwne zażenowanie wzięły nade mną górę kiedy spoglądali na nas wyczekująco. Wiedziałam co chcieli usłyszeć. Że też Lee musiał bawić się w poetę. Co prawda nie był do końca normalny, a nuta szaleństwa jaką posiadał razem stanowiły mieszankę wybuchową. Dla mnie nie było to ani wygodne, ani przyjemne.
Zebrałam się w sobie i powiedziałam na jednym tchu, nie chcąc więcej słyszeć tych słów:
- Otwieram dom dla wiernego przyjaciela twego, zadowoli mnie każda długość jego.
_
Wpadłam tylko się przywitać 💩
CZYTASZ
Best of me ✔ |Taehyung
FanfictionDlaczego byłam taka ślepa? Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam? Dlaczego mu na to pozwoliłam? Może byłam głupia, a może po prostu miałam nadzieję? Nadzieję, że wszystko ułoży się tak jak tego chciałam? Oszukiwałam sama siebie. Ale nie żałuję, bo...