•34•

1.1K 78 0
                                    

Tata obudził mnie wcześnie rano. Nie wiedziałam, która godzina była dokładnie ale na pewno nie ta, o której mój organizm wykazywałby, iż jest wyspany.  Zdecydowanie za długo gadałam z Tae przez telefon. Nadal nie wytłumaczył mi tego powodu, przez który był przygnębiony ale i tak zamierzałam go z niego wyciągnąć, choćby siłą. Jakby tego było mało przez pół nocy moje serce zaczynało bić szybciej, gdy przypominałam sobie o charytatywności chłopaków. Miałam wrażenie, iż szatyn bardziej podobać mi się nie mógł, a tu taka niespodzianka. Moje uczucie do niego coraz bardziej zbliżało się do drzwi z napisem 'miłość', o ile już nie stało w progu. W efekcie czułam się jak na kacu. Jednak słowa ojca podziałały na mnie lepiej niż kilka kaw.

- Nie chcę, żebyś była zaskoczona. - Ale taka właśnie się teraz stałam, pomijając fakt, iż wyczerpanie również górowało. - Rozmawiałem ostatnio z Lee. Wiesz, że jego wszędzie pełno i w sumie to zaleta, bo ostatnio dowiedział się czegoś, co chciałem ci powiedzieć już wczoraj. 

Przyjaciel taty to naprawdę ruchliwy mężczyzna. I nie chodziło mi o ten jego klub. Na samo jego wspomnienie, przypomniał mi się ten żenujący moment, gdy musiałam iść tam z Cass po tych striptizerów. Nie wiedzieć czemu, mój mózg nie mógł wyrzucić tej chwili z pamięci.

- O Jezu, tato. - Przewróciłam oczami z irytacją. - Przestań wprowadzać taki dramatyczny nastrój i po prostu powiedz, bo chce wrócić spać jeśli można.

- No dobrze. - Nerwowo wykręcał palce. Zwlekał z przekazaniem mi tej informacji. Chyba nie mogła być taka zła? - Twoja matka wróciła do miasta i pragnie się z tobą spotkać - oznajmił, nie patrząc mi w oczy.

- Że co?! - wykrzyknęłam, nie będąc na to przygotowana.

No to spać raczej nie wrócę. I to było więcej niż zła wiadomość, która zepsuła mi dzień już na starcie. Poza tym, że w ogóle nierealna! Prędzej dopuściłabym się morderstwa niż poszła się z nią zobaczyć. Nie mówiłam tego na głos, bo jeszcze nie wiedziałam, co o tym wszystkim sądzi ojciec. Wolałam nie strzelać sobie w kolano.

- Niemożliwe - zaprzeczałam. Nie chciałam, żeby to była prawda. - Ta kobieta zostawiła mnie kiedy miałam sześć lat, bo postanowiła zacząć nowe życie w Korei razem ze swoją nową rodziną, a teraz co? Nagle wraca? - prychnęłam. - Na pewno czegoś potrzebuje. 

- To nadal twoja matka, więc nie mów o niej jak o obcej osobie. - Tata miał obojętną minę i tak samo spokojny głos. Nie mogłam pojąć jego opanowania w takiej sytuacji. Wybaczył jej odejście czy go po prostu nie obchodziła?

- A jak mam mówić, kiedy ledwo ją pamiętam? - zapytałam z wyrzutem. - Czy to ani trochę nie wydaje ci się podejrzane, że przypomniała sobie o moim istnieniu po jedenastu latach? Przepraszam, ale ja nie wierzę w jej dobre intencje - oznajmiłam.

- Wiem, że to dla ciebie trudne i nie będę naciskać. - Cieszyła mnie ta wyrozumiałość. - Dzisiaj wieczorem idę się spotkać z Lee, żeby sprawdzić czego się dowiedział. Wrócę późno. - Pocałował mnie w czoło. - Przemyśl to chociaż. Do zobaczenia. - Pożegnał się i wyszedł.

Akurat. Nawet nie było o czym myśleć. Chociaż mój mózg uparcie analizował powody, dla których mogła przybyć do Nowego Jorku. Skoro miała nową rodzinę, po co wracała do starej? Byłam przekonana na tysiąc jeden procent, że coś jej nie wyszło i ubzdurała sobie powrót, bo czegoś potrzebowała. Z chęcią bym jej unikała ale problem polegał na mojej niewiedzy o jej wyglądzie. Miałam sześć lat, a poza tym minęło dużo czasu i oczywistym było, że się zmieniła od tamtej pory. Jedyna pozytywna strona tej historii była taka, iż ona też nie miała zielonego pojęcia o prezentowaniu się mojej osoby. Szczerze powiedziawszy mogłam ją spotkać i nawet nie wiedzieć, że to ona.

Nie wiedziałam także ile siedziałam na łóżku, gapiąc się w przestrzeń. Dałam sobie spokój z rozważaniem zachowania matki, na które nie miałam wpływu. Wstałam i podeszłam do szafy, wyciągając z niej pierwsze lepsze boyfriendy i białą bokserkę. Włosy związałam w koka i zeszłam na dół, kręcąc głową na absurdalny pomysł tej kobiety. Nie przejmowałam się nawet butami, tylko pognałam na bosaka. W kuchni zastałam Cass, która rozkładała różne przybory kuchenne oraz składniki na wszystkich blatach. Jeden wielki bajzel.

Spojrzałam na zegarek. Ósma rano. Zdziwiłam się, bo blondynka nie była nigdy rannym ptaszkiem. I to w dodatku pracującym. Zastanawiało mnie czy ojciec ją wpuścił i od jak dawna myszkowała po wszystkich szafkach, szukając nie wiadomo czego. Następna podejrzana sprawa.

- Ubrana, wyczesana i umalowana robisz bałagan w kuchni z samego rana - skomentowałam widok, rozciągnięty przed sobą. - Chcę wiedzieć, po co?

- To nie jest bałagan, tylko artystyczne zagospodarowanie wolnej przestrzeni - odparła, odwracając się do mnie twarzą. - Jezus Maryja! A ciebie estetyka ubioru nie obejmuje? - Zszokowana zlustrowała mnie wzrokiem od stóp do głów, sprawiając, że zrobiłam to samo.

- Ale co? - zapytałam, nie rozumiejąc po oględzinach mojego stroju. 

- No jak to co! - Nadal rozkładała różne rzeczy, kierując słowa w moją stronę. - Chcesz się tak pokazać chłopakom? Wyglądasz jakby cię piorun trzasnął i to nie jeden raz.

Patrzyłam na nią, jakby właśnie wyjawiła moją najskrytszą tajemnicę światu.

- Skąd o tym wiesz? Założyłaś mi podsłuch w komórce? - Usiadłam na jednym z krzeseł, ulokowanych niedaleko wysepki, na środku pomieszczenia połączonego z salonem.

- Dobry pomysł. - Zaśmiała się. - Ale nie. Po ostatniej spinie z Jungkookiem, kiedy nie powiedział mi o tym jutrzejszym występie lecz musiałam się tego dowiedzieć z internetu, wysłał mi SMSa w środku nocy. Chyba zaczął się bać mojego wybuchu gniewu - oznajmiła uradowana, rzucając mi książkę tuż przed twarzą.

- Na jego miejscu, nie dawałabym tak sobą manipulować. - Przeniosłam wzrok na przedmiot, który mało co mnie nie uszkodził w locie. - I co to ma niby być? Księga czarów?

- Z przepisami. - Rzuciła mi karcące spojrzenie. - Chyba kiedyś już widziałaś takie coś, prawda? Kiedy już się przebierzesz, poszukasz przepisu na najlepsze ciasteczka, jakie smakują dzieciom.

- Nie będę się przebierać, bo oni nie przychodzą mnie oglądać lecz gotować - zaprotestowałam. - A poza tym, to ty masz małą siostrzyczkę i powinnaś wiedzieć, co dzieciom smakuje - zauważyłam.

- Ten mały krasnal ogrodowy zje wszystko, co ma w sobie cukier albo jest różowe. - Nalała soku do szklani i mi ją podała. - A, co do oglądania, to nie widziałaś filmów, gdzie chłopak i dziewczyna prowadzą wojnę, obrzucając się mąką, a potem niespodziewanie się do siebie zbliżają i...

- Wystarczy. - Podniosłam rękę na znak, że nie mam ochoty na więcej takich opowieści. - Nie będzie żadnej bitwy ani obrzucania się czymkolwiek. Wolałabym, aby moje mieszkanie przeżyło to spotkanie i wyglądem nie przypominało szpitala - powiedziałam, mając na myśli białe ściany.

- Jesteś sztywna jak nieboszczyk w trumnie. - Przewróciła oczami, energicznie mieszając coś w misce. - Przestań bawić się moją babcię i zacznij wreszcie robić coś spontanicznie. Sama mówiłaś, że chcesz żyć chwilą i w ogóle.

- Ogłupiło mnie spotkanie z tym głupkiem. - Próbowałam się wykręcić i znaleźć jakieś wytłumaczenie mojego idiotycznego zachowania. - Musiałam się czymś zatruć, bo nie mówiłam tego świadomie. Cofam wszystkie te pierdoły. - Napiłam się soku. - A ty tak nie machaj tą łyżką. Nie wiem, co tam masz, ale ja mam wrażenie, że to zaraz wybuchnie. - Wskazałam na miskę i jej chaotyczne czynności, uśmiechając się pod nosem. Na prawdę marna z niej kucharka. Prędzej zepsuje to jedzenie niż pomoże w jego przygotowywaniu.

Zdążyła jedynie popatrzeć na mnie mściwym wzrokiem, ponieważ naszą konwersację przerwał dzwonek do drzwi. Spięłam się na ten dźwięk, bo wiedziałam, co on oznaczał.

- Zobaczymy czy będziesz tak samo szczęśliwa, kiedy V przekroczy próg tego domu.

- Nie będę. - Skłamałam.

Będę bardziej, dodałam w myślach.

||<=>||

Teaniify ❤

Następny rozdział w środę ^^

Best of me ✔ |TaehyungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz