•24•

1.3K 79 3
                                    

Przez następne trzy dni, nie wydarzyło się nic wyjątkowego. Najwięcej czasu zajęła mi praca. Od ósmej do szesnastej podziwiałam mojego 'kolegę' na scenie. Grał z jakąś blondynką i szlag mnie trafiał kiedy Amanda akurat przechodziła obok z miną 'widzę-że-jesteś-zazdrosna'. Ja natomiast posyłałam jej spojrzenie w stylu 'zamknij-się-pusta-pało'. Niestety nie pomagało. Musiała widzieć nas, kiedy my podglądaliśmy ją i tego chłopaka o bordowych włosach. Nie miałam głowy do imion. Nie wspominając, że niektórych nie potrafiłam wypowiedzieć. Język mi się plątał jak po wypiciu całej butelki wina.

W wolnej chwili poznałam resztę członków zespołu, ponieważ Tae mnie im przedstawił. Twarze zapamiętałam bez problemu ale gorzej było z nazywaniem ich. Rozpoznawałam każdego dzięki kolorowi włosów. To jedyna metoda, która się sprawdzała. Jak dotąd. Bo przecież mogli zmienić ich barwę. Wtedy pogubiłabym się kompletnie.

Cassandra non stop nawijała mi o cudowności Jungkooka. Codziennie przez te trzy dni znikała na całe wieczory. Wracała przed północą i pakowała mi się do łóżka, żeby zdać relację ze wspólnych spotkań. To zrobił wspaniale ale tutaj zachował się jeszcze lepiej. Nie wątpiłam w to ale było to wkurzające. Trzeba było przyznać, że we wkurzaniu się byłam mistrzem. Powoli zaczynałam się bać czy to nie była jakaś choroba.

Aczkolwiek mój mózg przestawał myśleć o tym wszystkim podczas prób w studiu. Nie chciałam siedzieć sama w pustym domu, gdyż tata wracał bardzo późno a czasem wcale. Razem z instruktorem ćwiczyliśmy wcześniej przygotowany układ. Mężczyzna stwierdził, że szło mi tak dobrze, iż zastanawiał się czy mnie nie zgłosić do konkursu. Natychmiast się na to nie zgodziłam. Nie czułam się jeszcze na siłach aby rywalizować z kimkolwiek w pojedynku tanecznym. Może innym razem.

Bardziej przejmowałam się tym, że Kim nie miał dla mnie za wiele czasu. Sama czułam się z tym co najmniej dziwnie. Pracował do późna, a potem znikał. W zasadzie widywałam go tylko na planie, a rozmawiałam może kilka minut dziennie. Nadrabialiśmy to nocami kiedy pisaliśmy ze sobą, dopiero kiedy moja przyjaciółka zasypiała. Jednak to nie było dobre, chociażby ze względu na to, że kiedyś musieliśmy spać. Mimo zmęczenia, odpisywałam mu. Twierdził, że musi ćwiczyć bo idzie mu najgorzej z zespołu i twórcy mają do niego zastrzeżenia. Czułam się trochę winna, bo ostatnio cały swój czas poświęcał mnie. 

Lecz nie potrafiłam uwierzyć w jego wyjaśnienia. Nie byłam aż tak głupia. Wiedziałam, że był świetny, więc domyślałam się, że chodzi mu o coś innego. Na przykład, związanego z zakładem. Nie chciałam, żeby tak to wyszło. Teraz, kiedy nie widziałam się z nim często, brakowało mi jego wkurzającej osoby. Wprowadzał radość do mojego życia. 

Zdałam sobie sprawę, że tak właśnie będę się czuła gdy on wyjedzie. Na zawsze.

Czy to już depresja?

Powinnam przestać użalać się nad sobą. Ostatnio działy się ze mną dziwne rzeczy. Najpierw cieszyłam się jak idiotka z możliwości kontaktu z szatynem, a kiedy go straciłam popadałam w czarną rozpacz. Miałam na myśli kontakt, a nie chłopaka. Z resztą, nieważne. Było mi wszystko jedno.

Zrobiła się ze mnie taka stara, zrzędliwa czarownica. Przez chwilę poczułam się jak Loren. To było nieprzyjemne.

Nieprzyjemne było też to uczucie, które siedziało wewnątrz mnie. Towarzyszyło mi od dłuższego czasu ale niedawno przybrało na sile. Cholera wie co to mogło być. Miałam jednak teorię, że to przez Cass. Jej opowieści o cudownych spotkaniach z Kookiem, o tym co robili i całej reszcie. Sądziłam, że to mnie przygnębiło. 

Możliwe też, że byłam ociupinkę zazdrosna o ich relację, ponieważ sama nie mogłam takiej mieć. Nie nadążałam sama za sobą.

Tak oto, pogrzebana w rozmyślaniach i kołdrze, leżałam sobie ze słuchawkami w uszach, słuchając depresyjnej muzyki. Każdy tak czasem miał. Może nie nachodziła go na to ochota w środku nocy, ale jednak.

Czy ktokolwiek tam jest?
Czy ktokolwiek słucha?
Czy ktokolwiek naprawdę wie?
To jest koniec początku.
Nagły krzyk jednym tchem,
To wszystko na co czekamy.
Czasem chciałbym wykorzystywać
wszystkie szanse wcześniej.

To jest wszystko czego chciałeś i wszystko czego nie.
Jedne drzwi się otwierają i jedne drzwi się zamykają.
Niektóre modlitwy odnajdują odpowiedzi.
Niektóre modlitwy nigdy nie będą wysłuchane.
Trzymamy się i odpuszczamy.

Czasami trzymamy anioły
I nigdy nawet nie wiemy.
Nie wiadomo czy zrobimy to, czy wiemy.
Nie możemy pozwolić się temu pokazać.

To jest wszystko czego chciałeś i wszystko czego nie.
Jedne drzwi się otwierają i jedne drzwi się zamykają.
Niektóre modlitwy odnajdują odpowiedzi.
Niektóre modlitwy nigdy nie będą wysłuchane.
Trzymamy się i odpuszczamy.
Tak, odpuszczamy.* 

Zadziwiające było jak teksty niektórych piosenek odzwierciedlały sytuacje z rzeczywistości.

Jedyne o czym myślałam, to nie opuszczanie więcej własnego pokoju. Przejściowa depresja odebrała mi chęć do czegokolwiek. Poza tym, na treningach naciągnęłam sobie mięsień w lewej łydce. Musiałam ją obandażować, abym mogła chodzić w miarę normalnie. Czułam jak pulsowała z każdym krokiem. Dlatego miałam więcej powodów do pozostawania u siebie.

Chociaż tak naprawdę czekałam na wiadomość od Tae, ona nigdy nie nadeszła. Nie byłam zła ani zawiedziona, bo jako człowiek potrzebował odpoczynku. Sama też go potrzebowałam, więc rozumiałam to całkowicie. Mimo wszystko nadzieja nie umarła i prawie do trzeciej nad ranem nie spałam. Choć nie tylko to było tego przyczyną.

||<=>||

Następnego dnia odczułam skutki swoich wczorajszych wyborów. Nie były one rewelacyjne. Byłam śpiąca, wszystko mnie bolało i nie mogłam wyrzucić z głowy tych depresyjnych myśli.

Zrobiłam sobie kawę i ruszyłam do pracy jak zwykle.

Przez najbliższe dni sceny miały być nagrywane w wynajętej szkole. Dyrektor udostępnił cały obiekt i tak się złożyło, że była to placówka, do której ja uczęszczałam. Znałam zatem każdy kąt. Budynek otoczony był drzewami, co sprawiało wrażenie odseparowania od reszty dużego miasta. Poza tym wyciszały trochę warkot silników, więc dogodnie było tutaj nagrywać.

Przed wejściem znajdowała się ogromna brama, która prowadziła na duży plac przed liceum. Dotarłam na miejsce dziesięć minut przed ósmą i zobaczyłam tabun młodych dziewczyn, które okupowały przejście. No po prostu fantastycznie.

Musiałam się przeciskać przez nastolatki z banerami, na których głównie zauważyłam duże V. Kiedyś Jungkook mi powiedział, że to właśnie szatyn miał najwięcej fanek. Niektóre z nich nawet na twarzach miały powypisywane imiona chłopaków. W dodatku były nieprzyjazne, gdyż nie zdawały się zauważać bandażu na mojej nodze, mimo że założyłam spodenki. Wydawało mi się nawet, że kilka z nich miało ochotę okaleczyć mnie jeszcze bardziej, po tym gdy dostrzegły, że byłam uprawniona do wejścia na plan.

Wkurzyły mnie swoim zachowaniem. Rozumiałam, że to ich idole ale bez przesady. Jednak granicę przecięły kiedy spóźniony Kook próbował dostać się do pracy. Myślałam, że szlag mnie trafi na miejscu.

Brunet wraz z czterema ochroniarzami bronił się przed tymi dziewczynami, których nie obchodziło nic innego jak tylko chociażby dotknięcie go. Widziałam ciągnięcie za jego koszulkę i rzucanie się na mężczyzn, którzy pomagali mu przejść. Normalnie jak stado dzikich świń.

Gdybym była w pełni sprawna, źle by się to dla nich skończyło. Współczułam chłopakom. Wbrew pozorom mieli czasem ciężkie życie. Kiedy o tym myślałam, dopadało mnie przygnębienie i nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić.

||<=>||

Przepraszam za depresyjny rozdział. To przez video w mediach 💔
*Ross Copperman - Holding on & letting go

Best of me ✔ |TaehyungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz