Rozdział 7. "Gdzie jest ten cholerny Kai?!"

1.5K 158 52
                                    

- Czego ty szukasz? - Park nie krył zaskoczenia, kiedy Baekhyun co chwila otwierał jakieś drzwi i przy akompaniamencie dzikich pisków je zamykał, cicho przepraszając. - Baek?

- Kai. Gdzie jest Kai? - Mamrotał tylko niższy. - Gdzie ten kretyn zniknął?

- Nie wiem, ale nie jest dobrym pomysłem szukanie go tutaj. - Powiedział poważnie Chan.

Doskonale wiedział, ze jego śliczny biegacz przeszkadza całkiem sporej ilości par w konsumpcji dzisiejszej nocy. Ale za cholerę nie wiedział jak go zatrzymać.

Baekhyun nie zdawał sobie z tego sprawy. Jego umysł krzyczał: "Kai! Gdzie jest ten cholerny Kai?!", a ciało poddało się myślom i szukało Koreańczyka. I kompletnie nie wiedział, dlaczego w tej chwili Park złapał go za nadgarstek i przyciągając mocno, po prostu pocałował.

Mimo wszystko, oddał pocałunek i pozwolił silnym ramionom Chanyeola przytrzymać swoje biodra. Sam wplątał palce w jego ciemne loki.

Wyższy sapnął z zachwytu. Spodziewał się raczej, że Byun go spoliczkuje i wróci do szukania przyjaciela. Nie sądził, że kolejny już raz posmakuje tych wspaniałych ust. Jego serce płakało, a on myślał tylko jak zatrzymać coraz szybciej uciekające sekundy.

- Chanyeol... - Baekhyun spojrzał w oczy wyższego. - Dlaczego mnie...

- Nic nie mów. - Przerwał mu szybko Yeol, wiedząc, że nie byłby w stanie odpowiedzieć na to pytanie. - Ciii...

- Mhm. - Mruknął tylko starszy i sam sięgnął swoimi wargami do tych drugich, cudownych.

Nie myślał już o niczym innym, niż o całowaniu wysokiego idioty. Kompletnie wyleciało mu z głowy, co miał zrobić i zapomniał o Kaiu.

Teraz liczył się tylko chłopak, który powodował, że jego serce biło trzy razy szybciej niż po najdłuższym maratonie.

- Chanyeol. - Sapnął. - Chanyeol. - Powtórzył, ale nie mógł skupić myśli.

Wyższy patrzył na niego z uwielbieniem. Dokładnie przyjrzał się rumieńcom na policzkach i zagryzionym wargom. Delikatnej skórze na skroniach i cieniom na powiekach. Pojedynczemu kosmykowi włosów na czole i uśmiechającym się do niego oczom.

Cudowny. Jego cudowny biegacz.

- Baekkie. - Zaczął. Chciał wyznać mu swoje uczucia. Oddać całe serce, ufając, że Baek zaopiekuje się nim. - Baekkie, ja...

Ale Baekhyun nie patrzył już w jego stronę. Bardziej zajęty był odpychaniem go w kąt schodów i patrzeniem na swojego chłopaka, Dongwoo.

- Baek, to nie tak. - Zaczął się tłumaczyć ten trzeci. - Ja tylko...

Park usunął się bardzie w cień, łapiąc, że Byun specjalnie odepchnął go w mało widoczne miejsce. Obserwował teraz rozwój wydarzeń.

- Skończ. - Baekhyun czuł jak jego godność roztrzaskuje się na schodach. - Skończ i zejdź mi z oczu.

- To nie tak jak myślisz. - Dongwoo próbował zbliżyć się do niego, ale Baek odsunął się wystarczająco szybko. - Ona...

- Wiem, co widziałem.

Biegacz zamknął oczy. Czuł się upokorzony, widząc jak jego chłopak wychodzi z jednej z sypialń z nieznaną mu dziewczyną u boku.

Po jego policzkach spływały pojedyncze łzy.

Chciał zapaść się pod ziemię. Albo przynajmnien zemdleć. A gdy miał zamiar to zrobić, poczuł silne ramiona wokół swojej talii.

Do jego nosa dobiegł zdecydowanie jego ulubiony zapach.

Sportowiec | ChanBaek; mpregOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz