Czuł przeraźliwe zimno, co jakiś czas kojone gorącem pewnego dotyku. Nie chciał, jednak zarazem chciał otworzyć oczy.
Miotał się w przekonaniach, krzywdach, bólu, uldze. Miotał się między własnymi racjami, a słowami Chanyeola.
Ten miał rację. Miał pieprzoną rację, cholera. Baekhyun od początku go wykorzystywał. Najpierw uprawiając z nim pierwszy w życiu seks, aby potem powtarzać to tyle razy.
Wykorzystał Parka, nie zdając sobie z tego nawet sprawy. Wykorzystał, kusząc go własnym ciałem i obietnicą spełnienia.
Kusił pocałunkami, czułym dotykiem. Kusił niewinnymi spojrzeniami, seksem.
Kusił obietnicą miłości.
***
Siedział w korytarzu szpitala, wypatrując własnej rodzicielki. Miał ogromne poczucie winy i modlił się, aby ich dziecko przeżyło.
Błagał Opatrzność o łaskę i litość nad bogu ducha winnym dzieckiem. Jego dzieckiem, nienarodzonym, a już ukochanym.
- Ono nie może odejść. - Mamrotał do siebie. - Nie może, cholera.
Ucichł. Ale jego myśli nie ucichły.
Buzowały w jego głowie, rozbijając się na coraz to gorsze scenariusze. Chanyeol nie bał się tylko utraty dziecka.
Bał się również utraty ukochanego, utraty miłości, utraty Baekhyuna. Bał się utraty teraz już jedynego sensu życia. Bał się. Po prostu, kurwa, się bał.
Wstał. Niespecjalnie szybkim krokiem podszedł do pokoju lekarzy, pukając w drzwi.
- Mamo? - Otworzył je, wypatrując rodzicielki. - Mamo?
A kiedy ją tylko zauważył, popędził w jej kierunku, przeraźliwie zmartwiony.
- Mamo. - Szepnął, podczas, gdy z jego oczu płynęły strumienie łez. - Mamo, co z nim? - Pytał.
Jednak nie dostał żadnej uspokajającej jego serce odpowiedzi.
***
Minseok wcale nie chciał w tym uczestniczyć. Ale nie miał wyboru, słuchając tych wszystkich krzyków.
Ale jego cierpliwość wisiała na włosku.
- Zamknąć mordy, kurwa. - Powiedział nagle, uciszając wszystkich. - Ogarnijcie się i przestańcie siebie wzajemnie obwiniać. - Mówił. - Wszyscy jesteśmy winni, w końcu to nasz przyjaciel.
Jongin spojrzał na niego ze złością, mrużąc oczy.
- Jak możesz tak w ogóle mówić? - Zapytał, żywo gestykulując. - Przecież to tylko i wyłącznie wina tego kutasa! To przez niego Baekhyun chciał uśmiercić własne dziecko! - Krzyczał, dając upust uczuciom.
- To wcale nie jego wina. To wina nas wszystkich, bo nie było nas, kiedy Baekhyun przestał akceptować siebie i ciąże! Nie było nas, kiedy przytłoczony wszystkim płakał po nocach! Nie obwiniaj tylko Parka, bo ciąża jest konsekwencją zachowania ich obu!
- Ale to Park zachowuje się jak dupek! Zdradził go, przez co mój Baekkie...
- Ludzie wybaczają gorsze rzeczy niż zdradę. - Powiedział Kim spokojnie. - Nie wiem, dlaczego Baekhyun podjął tak radykalne kroki, ale...
- Hyung, on nie może umrzeć.
- Nie umrze, Nini. - Obiecał, sam nie będąc tego pewny. - Baekkie nie umrze.
***
Postanowił.
Wiedział, że albo otworzy oczy i zmierzy się z rzeczywistością, albo zamknie je i nie otworzy po wieki.
Nie myślał nad tym długo. Uczucia kompletnie przejęły nad nim władzę.
Wybrał.
CZYTASZ
Sportowiec | ChanBaek; mpreg
FanficBędąc odważnym splotł ich dłonie ze sobą. Ucieszył się, kiedy starszy ani nie wyrwał ręki, ani jakkolwiek nie zaprotestował. Ba! Baekhyun był wręcz zachwycony. W obecności Chanyeola czuł się naprawdę dobrze. Nie dlatego, że ten nie przyklejał się do...