Rozdział 40. "Nie zasypiaj."

1K 113 20
                                    

Baekhyun do końca pozostał markotny. Odmówił zjedzenia kolacji z Minseokiem i Jonginem, tłumacząc się złym samopoczuciem. Dlatego Chanyeol, troskliwy i kochany, zarządził powrót.

Wracał do domu Parka, nie pozwalając im spleść dłoni. Nie pozwolił się przytulić, warcząc, gdy tylko ten się zbliżył. A Park nie rezygnował.

- Nie dotykaj mnie. - Byun syknął, kiedy jego ramie przeszedł ciepły prąd, spowodowany nagłym dotknięciem. - Czego ty nie rozumiesz?

- Nie rozumiem, dlaczego taki jesteś. - Yeol westchnął. - Okej, jesteś w ciąży, ale to nie upoważnia cię do wyżywania się na mnie.

- Daj mi spokój.

- Nie, Baek. - Chrząknął. - Nie obchodzi mnie, że tego nie chcesz. Po prostu jestem dla ciebie, więc powiedz, co się dzieje.

- Nie.

- Baekhyun...

- Nie, do cholery. Czego ty nie rozumiesz? - Sportowiec starał się nie rozpłakać, będąc prawie pod domem Chanyeola. - Proszę, daj mi spokój.

Yeol skinął głową, mając w niej dziwnie złe przeczucia. Coś mu się nie zgadzało, ale sam nie wiedział, jak o cokolwiek zapytać.

- Jestem dla ciebie, wiesz? - Chciał go upewnić. - Tylko dla ciebie.

Nic mu nie odpowiedziało. Nawet nie trzask drzwi, kiedy Baekhyun zamykał się w swoim tymczasowym pokoju.

***

Płakał. Sam nie wiedział, dlaczego podkulał kolana do klatki, omijając kolację. Udawał, że nie słyszy cichego pukania, twierdząc tak, że śpi.

Prowizorował sen, kiedy pani Park weszła do jego pokoju, zaniepokojona. Chanyeol z pewnością wyjaśnił jej powód jego nieobecności. Może powiedział prawdę, a może skłamał, że ten źle się czuje?

Nie, nie kłamał. Baekhyun naprawdę źle się czuł. Źle. Fatalnie. Koszmarnie.

Tak fatalnie, że chciał iść do ojca rosnącego w nim dziecka, mówiąc wszystko. O irracjonalnym strachu, o lęku. O zwykłej zazdrości, kiedy widział wzrok Luhana na Chanyeolu.

Bo przecież Park był jego. To on miał na wyłączność jego serce i ciało. To on był przez niego obcałowywany, zapewniany o miłości.

Nie Luhan, on.

Chanyeol był Baekhyuna. Był jego.

***

- Wszystko w porządku? - Yeol wszedł do zaparowanej łazienki, martwiąc się stanem swojej miłości. - Och, Baekkie...

- Nic mi nie jest. - Powiedział ten, szybko.

Jednak Park zignorował to, pomagając starszemu wstać. Nie pytał o nic, kiedy prowadził go do kuchni, sadzając na krześle. Nie pytał, szybko podając mu proszek na mdłości.

- Dziękuję. - Usłyszał tylko, kiedy zły stan Byuna przeszedł. - Ja...

- Nic nie mów. To nie twoja wina. - Przerwał sportowcowi. - Przychodź do mnie ze wszystkim, tak?

- Tak.

- Więc teraz też możesz się mi wygadać. - Dodał. - Widzę, że coś się dzieję.

- Tak, ale...

- Ale?

- Nie wiem, czy to jest aż tak poważne. - Powiedział Byun, wzdychając. - Nie myślę racjonalnie i nie wiem, czy...

- Cii. - Został uciszony. - Wszystko jest ważne. Nawet to, czy zjesz kanapkę z serem, czy z szynką.

- Ale...

- Nie, Baekkie. Jestem dla ciebie, więc mów.

Cudowny biegacz tylko skinął głową. Wstał, szybko całując wyższego w policzek.

- Nie zasypiaj beze mnie. - Szepnął. - Nie zasypiaj.

***

I Chanyeol nie zasnął. Siedział, przeglądając instagrama na smartfonie. Siedział, czekając.

Co chwilę zaglądał na drzwi, nadal zamknięte. Sam nie miał odwagi iść do Byuna, pytając o samopoczucie. Dlatego czekał.

Godzina, dwie, trzy.

Nie miał ochoty na nic, patrząc w okno kilka minut po pierwszej. Był wykończony, zawiedziony i rozczarowany.

Bo Baekhyun nie przyszedł.

Baekhyun nie przyszedł.

Nie przyszedł.

***

- Luhan? Dlaczego dzwonisz o tak późnej po...

Sportowiec | ChanBaek; mpregOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz