Rozdział 5.

635 23 2
                                    

Obecnie

Nash

- Co tu robisz? - mój głos zabrzmiał ostrzej niż zamierzałem, jednak fala emocji buzowała w moich żyłach i hamowałem się ostatkiem sił.
Jej widok wciąż bolał. A jednocześnie ogarnęła mnie jakaś dojmująca tęsknota, że najchętniej bym ją zamknął w ramionach i nigdy już nie puścił. To wszystko jest takie pokręcone. Minęło tyle lat... Ani razu się nie odezwała, żadnego listu, telefonu, nawet pieprzonego gołębia pocztowego. Nienawidziłem jej za to, co zrobiła, za to, że uciekła, i mimo wszystko jej obecność tutaj była... czymś niedobrym. Nie chciałem jej tu. Już nie.

- Nash... - zaczeła drżącym głosem, na dźwięk którego coś we mnie drgnęło, ale nie mogłem dać się zwieść.
Stała zaledwie kilka kroków ode mnie, a czułem jakbyśmy nie mogli być już od siebie bardziej oddaleni. Dzieliła nas przepaść. Choć muszę przyznać, że wyglądała prześlicznie, tak dojrzale i kobieco, jej widok ruszyłby nawet świętego. Była cholernie seksowna i wyglądała jakby doskonale zdawała sobie z tego sprawę, a co wiecej umiała to wykorzystać. Ogarnął mnie wstręt. Znowu była księżniczką z wyższych sfer, tylko że tym razem po małej dziewczynce nie został nawet ślad, bo stała się istną femme fatale. To już nie była moja żona. A stojącej przede mną kobiety nie chciałem. Albo nie chciałem chcieć...

- Czego tu szukasz? Po co nagle, po tylu latach wróciłaś? Prędzej śmierci bym się spodziewał niż Ciebie. - gorycz przejęła kontrolę nad moją wypowiedzią. Elizabeth wyglądała jakby dostała policzek, zupełnie nie wiem czego oczekiwała.

- Chodzi o to, że... Poznałam kogoś. - podjęła najgorszy z możliwych tematów. Krew się we mnie zagotowała z wściekłości.

- Chyba oszalałaś! Nigdy nie dam ci rozwodu. - wykrzyczałem w nerwach. Nie wiem czy to bardziej żal czy zazdrość przeze mnie przemawiała, ale jedno jest pewne - nie powinienem tego mówić.

- Nie o to mi cho... - przerwała gwałtownie w pół słowa. - Jak to nie dasz mi rozwodu? Przecież podpisaliśmy papiery już dawno temu. - przyglądała mi się dziwnie, ale moje słowa zaskoczyły tak samo Ją jak i mnie. Nie miałem już drogi odwrotu, musiałem ciągnąć temat.

- Owszem. Ty podpisałaś dokumenty rozwodowe jeszcze szybciej niż akt małżeństwa, ale ja nie. I nie zamierzam tego robić. Uświadom sobie, że nie zwrócę ci wolności. Kimkolwiek jest twój nowy chłoptaś, pozostanie co najwyżej kochankiem, nic więcej. - mój głos grzmiał groźnie i zdecydowanie, tak jak zresztą powinien. W tej kwestii akurat decyzja zapadła w momencie, gdy opuściła Salem. Nie ma odwrotu. Przysięgała mi, lecz ja w przeciwieństwie do niej dotrzymuje słowa. "Aż do śmierci" to sporo czasu. Dokonała wyboru, ale ja także. Nie dam jej rozwodu. Nigdy.

- Zwariowałeś? Ja wcale nie...

- Nie obchodzi mnie to. Nie dostaniesz tego, po co przyjechałaś. Możesz już wracać tam skąd przyszłaś. - nie dałem jej nawet dokończyć i bez dwóch zdań było to wredne, ale czasy dobroci i delikatności dawno się skończyły. Po co się starać, kiedy druga strona woli odwrócić się plecami?
Elizabeth wyglądała na wstrząśniętą i jakby... przerażoną? Zachowywała się jakoś dziwnie, ale co ja tam mogę o niej wiedzieć. Kiedyś myślałem, że ją znam, kochałem ją. Ale teraz? To obca dla mnie osoba.

- Skoro nie podpisałeś dokumentów to w świetle prawa nadal jest mój dom. Nie możesz mnie wyrzucić. - zmieniła się na twarzy, a słowa, które opuszczały jej ładne usteczka kompletnie nie pasowały do mojej starej Lizzy. Jej oczy wyrażały błysk determinacji i pewności siebie. To na pewno nie była moja żona.

- Chyba sobie jaja robisz jeśli myślisz, że tu zostaniesz. Spójrz na siebie, stać Cię na wiele, nie potrzebujesz moich pieniędzy ani domu. Nic Ci się zresztą nie należy, sama zrezygnowałaś z tego wszystkiego. Ostrzegam Cię, nie igraj ze mną, bo możesz się sparzyć.

Elizabeth straciła nieco rezon, ale nie uciekła wcale z płaczem i podkulonym ogonem. Wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, ale milczała. Rozważała nad czymś usilnie i nadal, tak jak kiedyś, marszczyła przy tym śmiesznie nos. Chyba jedyna pozostałość po mojej dawnej Lizzy. Ogarnęły mnie wątpliwości i wyrzuty sumienia za ostre słowa, ale po chwili otrząsnąłem się i przekonałem sam siebie do racji. Nigdy jej nie odpuszczę...

Elizabeth

Serce waliło mi w piersi jakby miało zaraz wyskoczyć, a krew szumiała mi w uszach. Stałam przed Nim jak otępiała i próbowałam nie robić z siebie większej idiotki niż jestem. Z marnym skutkiem...
Nash nie był już tym samym chłopakiem, w którym się zakochałam. Fizycznie też się zmienił, choć zawsze był dobrze zbudowany, to teraz wyglądał jak skała. Mięśnie prężyły się pod zwykłym czarnym podkoszulkiem i świeciły w blasku słońca. Przystojna twarz też wyglądała jak wykłuta z kamienia, ostre rysy wzbudzały respekt. Ręce zaciskał na szyjce butelki po piwie, mimo że była praktycznie pusta. Kiedyś był wybuchowy i porywczy, teraz nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać. Największe wrażenie zrobiły na mnie jednak jego oczy - kiedyś lśniły niczym stal, teraz bardziej przypominały huraganowe niebo, a jego wzrok ciął mnie na pół niczym tępy nóż.
Mimo tego, że od lat unikałam nawet najmniejszej myśli zarówno o nim jak i o tym miasteczku i wszystkim, co tu zostawiłam, to w tym momencie wszystko to uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą.
Ostre słowa bolaly, choć w głębi serca na nic innego nie liczyłam. Wiem, że Nash czuje się zraniony, ale nawet nie ma pojecia, przez co ja musialam przejść.
Jeśli tylko się uda to spędzę tu tylko kilka dni i wyjadę zabierając swoje tajemnice ze sobą, zakopane głęboko w mojej duszy.
W tych okolicznościach mówienie Nashowi o Aidanie i prawdziwym powodzie mojej obecności tutaj jest bezcelowe. Niech sobie myśli co chce. Fakt, że nie podpisał dokumentów rozwodowych powinien coś dla mnie znaczyć, ale nie chcę tego analizować. Może za to okazać się przydatną wymówką i usprawiedliwieniem dla mojej obecności w Salem.

- Nigdzie się nie wybieram, zostanę tu dopóki nie podpiszesz tych papierów. - oznajmilam twardo, nie przyjmując odmowy. Gdyby tylko Jego wzrok mógł zabijać, już leżałabym trupem. Ale niestety, będzie musiał się ze mną pomęczyć. I nawzajem zresztą...

*********
Cześć ;)
Podoba się? Zachęcam do komentowania, śmiało piszcie co myślicie. Może macie jakieś sugestie dotyczące fabuły? Jeśli tak to podzielcie o się nimi ze mną, a może wtedy wyjdzie jeszcze coś ciekawszego :D
Pozdrawiam i do następnego ;)

Promise Me No Promises (cz.3.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz