Rozdział 17.

827 26 4
                                    

Nash - obecnie

Hamuję gwałtownie przed domem i czym prędzej biegnę do środka. Kamienie chrzęszczą mi pod butami, a dźwięk ten wywołuje na mojej skórze dreszcze niepokoju. Nachodzą mnie czarne myśli.

Gdzie jest Elizabeth?

Czy nic jej się nie stało?

Czy znowu wracam do pustego domu, bo ona uciekła?

Ciemność panuje w całym budynku, z wyjątkiem salonu, gdzie nikłe światło daje mała lampka.

Mój wzrok ląduje na postaci zwiniętej w kłębek na kanapie. Ulga na widok Elizabeth jest nie do opisania. Śpi. Klękam na podłodze tuż przy jej boku i uważnie obserwuję każdy najmniejszy ruch. Nie chcę jej budzić, potrzebuje teraz odpoczynku. Nasza ostatnia kłótnia najwyraźniej odbiła się na jej twarzy, bo nawet przez sen jej oblicze wykrzywia niespokojny grymas.
Źle mi z myślą, że to ja przyczyniłem się do jej cierpienia. Zareagowałem zbyt impulsywne. Mogłem to inaczej załatwić.

Nagle dostrzegam wciśniętą między jej skurczone ciało a oparcie kanapy książkę. Moja Elizabeth od zawsze uwielbiała czytać, zwykle jakieś romanse historyczne czy coś w ten deseń. Czy przez te lata jej gust literacki ulegl zmianie?
Powoli i delikatnie, by nie obudzić kobiety, sięgam po książkę. Wtem moje palce trafiają na błyszczącą i miękką w dotyku okładkę, lecz bynajmniej nie jest to jakaś powieść, a album ze zdjęciami. Naszymi zdjęciami. Tracę oddech, a dłonie zaczynają drżeć niekontrolowanie.
Od wielu lat nie miałem go w rękach. Unikałem rozpamiętywania przeszłości. Przez jakiś czas po rozstaniu faktycznie miałem kilka chwil słabości, gdy sięgałem po te fotografie, niewielką namiastkę wspólnej przeszłości. Ale potem skończyłem z tym. Ukryłem każdą rzecz, która choćby w małym stopniu kojarzyła mi się z żoną lub z tym co się wydarzyło.
A teraz Elizabeth wróciła i rzuciła mi tym w twarz. Wprawdzie nie dosłownie, a jednak czuję się jakbym oberwał porządny cios w policzek.

Niepewnie otwieram album i od razu zasysam gwałtownie powietrze. Pierwsza strona zawiera stare zdjęcia, jeszcze z czasów, gdy nie byliśmy razem. Na jednym z nich Elizabeth ma jakies naście lat i siedzi na werandzie w towarzystwie Ricka. Pewnie mama zrobiła to zdjęcie z ukrycia. Kolejne przedstawia naszą trójkę podczas przejażdżki konnej. Dopiero teraz dostrzegam tęskny wzrok Elizabeth, gdy spogląda w moją stronę. Naprawdę tego wtedy nie zauważałem? Byłem aż takim ignorantem?
Przewracam kilka kartek i znajduje zdjęcia Ricka z czasów studiów, gdy jeszcze grał w dzikich kotach. Na następnym stoi już w mundurze z szelmowskim uśmiechem na ustach. Moje serce na moment gubi rytm, więc szybko przeskakuję o kilka stron do przodu.
Ja z Elizabeth na uroczystości zakończenia szkoły. Była taka podekscytowana i szczęśliwa. W dłoni trzyma dyplom. Przy jej boku dumnie trwam ja, w czarnych spodniach i koszuli w kratkę, co w moim wypadku było odpowiednikiem najbardziej eleganckiego garnituru czy nawet smokingu. Byliśmy wtedy tacy młodzi i myśleliśmy, że skoro udało nam się połączyć to już nic nam nie stanie na przeszkodzie. Jakże się mylilismy...

Spoglądam na śpiącą żonę i oddycham z ulgą widząc, że jeszcze się nie obudziła. Wygląda tak niewinnie, tak słodko i młodo. Prawie jak ta dziewczyna ze zdjęć. Tylko czy cokolwiek z tamtej nastolatki jeszcze w niej się uchowało?

Nie mogąc się powstrzymać zgarniam delikatnie zabłąkany kosmyk włosów, który podczas snu zsunął jej się na policzek. Jej skóra jest taka miękka i pachnąca. Tak bardzo chciałbym ją objąć całą, ale nie zrobię tego. Zduszam w zarodku niebezpieczne pragnienia i wracam do albumu.

Cholera! Nasze zdjęcia ślubne. Elizabeth w białej sukience z koronką i ślicznym bukietem kremowych róż. Za nią stoję ja w cholernym czarno - białym garniturze, pierwszy raz w życiu taki ubrałem, ale dla niej byłem gotów na każde poświęcenie. Pamiętam jak krótki welon wsunięty w jej blond włosy łaskotał mnie w nos. Moja Lizzy zawsze była wysoka, nie potrzebowała nawet wysokich obcasów, które spod długiej sukni i tak były niewidoczne. Obejmowalem Ją ciasno w pasie, splatając dłonie na jej brzuchu. Wyglądaliśmy razem naprawdę dobrze. Ale wcale nie dzięki eleganckim strojom, bynajmniej. Nasze piękno wypływalo z miłości, która wręcz biła z naszych twarzy. Uśmiechaliśmy się jak wariaci i chyba rzeczywiście był to najpiękniejszy dzień w moim życiu. Oboje byliśmy tacy młodzi i szczęśliwi. I co z tym zrobiliśmy? 

- Pamiętasz, że Rick zapomniał o obrączkach? Musiałam Cię trzymać, żebyś mu nic nie zrobił. A on się tylko wygłupiał. - ciszę przerwał dźwięczny śmiech Elizabeth. Nawet nie wiem, kiedy się obudziła i nie zorientowałem się, że zagląda mi przez ramię.
Wzrok miała rozmarzony, pewnie myślami była daleko w zamierzchłych czasach. Chociaż nasze małżeństwo trwało krótko i skończyło się katastrofą, to jednak nigdy nie będę żałował wspólnie spędzonych chwil. Nawet teraz oddałbym wszystko, żeby wrócić do tamtych dni i przeżyć to jeszcze raz. Pomimo wiedzy o czekającej nas przyszłości, zrobiłbym to.

- Chciał mnie wkurzyć, zrobił to specjalnie. - kwituję słowa żony. - Rick był na mnie wściekły.

- Nieprawda. Kochał Cię i cieszył się naszym szczęściem. Po prostu potrzebował więcej czasu, a i tak tylko się wtedy naigrywał. Rick był porządnym facetem, nigdy by nam tego nie zrobił. - przekonywała mnie Elizabeth, a ja ani przez moment nie zamierzałem zaprzeczać. Faktycznie, mój brat to super gość. Tym bardziej bolesne są wspomnienia.
Oboje z Elizabeth zamilkliśmy. Każde we własnej głowie rozpamiętywalo wydarzenia z przeszłości.

- Tęsknię za Nim. - wyznała szeptem Elizabeth po chwili namysłu.

- Mi też Go brakuje. - potwierdziłem bez wstydu. Brat był dla mnie kimś więcej niż członkiem rodziny. Był moim dopełnieniem, tam gdzie ja byłem twardy, on był miękki. Gdy ja byłem gniewny, on był sympatyczny. Ja rzucałem się z pięściami, on nadrabiał śmiechem. Taki właśnie był. Wszyscy go kochali.

- Za Tobą też tęskniłam, Nash. - wyszeptała tonem przyznającego się do winy, a dodatkowo opuściła wzrok na swoje dłonie.
Wyznanie Lizzy odebrało mi na chwilę dech. Przymknąłem oczy, by zebrać myśli. To wcale nie było takie łatwe jakby się mogło zdawać. W naszym wypadku nigdy nic takie nie było. Kochaliśmy się, obiecaliśmy sobie wiele rzeczy. Okazało się jednak, że nie jesteśmy w stanie dotrzymać obietnic.
Pomimo wielkiego pragnienia, by wyznać kobiecie to samo, by ją zapewnić jak cholerną pustkę w moim sercu zostawila, nie byłem gotów na taki czyn. Jestem słaby, jestem słabeuszem.


Promise Me No Promises (cz.3.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz