Rozdział 27.

632 24 1
                                    

Elizabeth - obecnie

- Nie możesz odpuścić. - powiedział do mnie na odchodne Tom i zniknął za drzwiami, zostawiając mnie z moim rozwścieczonym eks.

Patrzyłam na Nasha z konsternacją. Po uśmiechu na jego ponętnie wykrojonych ustach nie został ani ślad. Oczy przybrały barwę stali i zajaśniały chęcią mordu. Słowo "wściekły" nie oddawało nawet w połowie stanu, w jakim się teraz znajdował.

Oprócz złości w jego spojrzeniu dostrzegłam także urazę. Faktycznie, mógł poczuć się zdradzony czy oszukany.

W pierwszym odruchu chciałam uciec przed groźnym wzrokiem mojego męża, tak jak bym to zrobiła kiedyś. Ale zmieniłam się, już taka nie byłam. Teraz stać mnie było na więcej i nie zamierzam się uginać.

Ledwo drzwi się zamknęły za przyjacielem, Nash odwrócił się na pięcie i skierować swe kroki w stronę tylnego wyjścia. O nie, nie.

- Nash! - krzyknęłam do jego pleców. Nie zareagował.

- Do cholery, porozmawiaj ze mną! - zażądałam ostrym tonem. Przystanął, lecz wciąż stał tyłem.

Podeszłam do niego przodem, na tyle blisko, by wyczuć na skórze jego ciężki oddech. W huraganowych oczach zabłysła nuta zaskoczenia, może nawet lekkiego podziwu.

Ja Cię jeszcze zaskoczę!

- Nie wyrażaj się, Lizzy. - głos miał drżący, ale największe wrażenie zrobiło na mnie to, w jaki sposób wymówił moje imię. Zabrzmiało to jakby wypluł to słowo z ust, lecz i tak pozostawiło na jego języku gorzki posmak.

Odebrałam to niczym policzek. Oddech uwiązł mi w gardle i przez kilka uderzeń serca chciałam, jak kiedyś, wziąć nogi za pas.
Otrząsnełam się jednak i zaatakowałam równie dotkliwie.

- Gdybyś sam opowiedział mi o Kelsy to nie musiałby tego robić Tommy. - Imię dziewczyny wypowiedziane na głos ponownie wywołało burze w oczach Nasha.

- Nie mieszaj się do tego. To nie Twój problem, więc trzymaj się z daleka, tak jak przez ostatnich siedem lat.  - powiedział przez zaciśnięte zęby i próbował mnie ominąć bokiem, by dotrzeć do wyjścia, ale chwyciłam go za przedramię i z uporem przytrzymalam w miejscu.

- Nie! Kim jest Kelsy? - drążyłam nieustępliwie. Za każdym razem ból i pustka w spojrzeniu mojego męża odbijała się echem w moim żołądku. On jednak milczał równie uparcie.

- Elizabeth, to Ciebie nie dotyczy. Odsuń się. - nieco zniżył ton.

- Powiedziałam, nie.

Zsunęłam rękę niżej aż palcami dotarłam do długich, pokrytych odciskami, palców i splotłam nasze dłonie. Mój wzrok powędrował tą samą ścieżką, a widok ten zaparł mi dech. Wspomnienia zalały moje myśli.
Staliśmy tak przez moment pełen ciszy i napięcia, aż wreszcie poczułam, że Nash ściska moją rękę i tym samym ustępuje.

Odetchnęłam z ulgą. Poprowadziłam go do kanapy i usiedliśmy na miękkich poduszkach, nie zrywając tego niewielkiego połączenia.

- To nie jest ładna historia, Lizzy. - uprzedził mnie głosem cichym niczym szept. Nawet to podkreślało wagę sytuacji, pokazywało jak ważne jest dla Nasha. A co za tym idzie dla mnie również.

Nash

Nie mogę uwierzyć jak to się stało, że nagle siedzimy z Lizzy na kanapie trzymając się za ręce i skąd w mojej głowie pomysł, by opowiedzieć jej o Kelsy. Jeszcze przed paroma minutami chciałem rzucać czym popadnie i wymazać imię dziewczyny z pamięci. Od lat spychalem w najdalsze zakamarki mózgu myśli o niej. Próbowałem odciąć się od przeszłości grubą kreską. Jak widać, z marnym skutkiem.

Elizabeth patrzyła na mnie tym swoim prześwietlającym duszę błękitem pięknych oczu, uważnie śledząc każdy mój ruch. Czekała.

- Kelsy była...

Nagle rozdzwonił się telefon. Głośny dzwonek wypełnił pełne napięcia pomieszczenie, przerywając tym samym moją głupotę. Jak mogłem chcieć jej wyznać historię Kelsy? Tylko mały włos dzielił mnie od popełnienia nieodwracalnego błędu.

Elizabeth patrzyła wyczekująco bym kontynuował, ale nie było na to szans.

- No odbierz. - ponagliłem.

Blondynka z ociąganiem sięgnęła po komórkę i skrzywiła się.

- Halo? - cisza. - Halo? Kto mówi? - dopytywała kilkakrotnie, lecz nie uzyskała odpowiedzi.

Zdezorientowana odsunęła aparat od ucha i odłożyła urządzenie na stolik kawowy.

- Co się stało? - zmartwiłem się widząc jej nieodgadnioną minę.

- Nic. To pewnie pomyłka. - zamyśliła się na chwilę, po czym dodała. - Kelsy?

Zerwałem się na równe nogi, by umknąć przed niebieskooką.

- To bez znaczenia teraz. Zapomnij, że kiedykolwiek słyszałaś to imię. - wstałem by jak najszybciej móc zostać sam.

- Nash, zaczekaj! - krzyknęła za mną.

Co za uparta kobieta...

- Nie będę z Tobą o niej rozmawiał, rozumiesz? Nie wtrącaj się! - wybuchnąłem.

Mina Elizabeth wyrażała niezadowolenie, ale i bezradność. Moje głupie serce zatłukło mocniej w piersi na ten widok, ale zacisnąłem zęby i wyrwałem się z uścisku delikatnej ręki.

- Nie odtrącaj mnie. - poprosiła błagalnie, a mnie zmroziło. Stanąłem jak wryty i odwróciłem się przodem do Lizzy.

- Masz pojęcie, o co prosisz? To Ty mnie pierwsza odtrąciłaś! Gdybyś mnie wtedy nie odtrąciła nadal bylibyśmy małżeństwem. - wykrzyczałem jej prosto w twarz.

Błękit zasnuł się mgłą, a mój widok przesłoniła czerwień. Krew wrzała w moich żyłach od nadmiaru gromadzonych latami emocji.

- Nash, nie bądź niesprawiedliwy. Te dwie sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego. - próbowała ratować sytuację, ale tu już nie było czego ratować. Było za późno. Mury już runęły.

- Jak w ogóle śmiesz tu przyjeżdżać i wypytywać o przeszłość? Jak możesz wymagać, że zapomnę o tych siedmiu najgorszych latach mojego życia i nagle, ni stąd ni zowąd, wrócimy do przyjacielskich pogawędek? Coś Ci powiem i lepiej to sobie zapamiętaj raz na zawsze - to już nie wróci. A nas nic więcej nie łączy i nie muszę Ci niczego tłumaczyć.

Smutek. Załamanie. Ból. Strata. To wszystko było wypisane na ślicznej twarzy mojej żony.

Mojej żony, do cholery. Co za bzdura...

- I jeszcze jedno. - sięgnąłem do komody, gdzie na dnie szuflady leżały skryte od lat dokumenty rozwodowe. - Tylko na tym Ci zależało, tak? To dostaniesz to na co liczyłaś przyjeżdżając tutaj. - ściskając w palcach długopis otworzyłem teczkę i podpisałem w wyznaczonych miejscach. Mój zamaszysty podpis wyglądał obco i nieodpowiednio tuż przy eleganckim znaku złożonym przed wieloma laty przez Elizabeth. Ona nie wahała się ani chwili, mi natomiast zajęło to siedem pieprzonych lat.

Rzuciłem papiery na stół i nie oglądając się na moją BYŁĄ już żonę, wyszedłem trzaskając drzwiami.




Promise Me No Promises (cz.3.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz