Rozdział 49.

613 22 11
                                    

Rozdział 49.

Nash - obecnie

Jestem spokojny. Jestem bardzo spokojny. O nie, nie jestem wcale spokojny.

- Że co Kelsy niby zrobiła? - pytam stojącą nieopodal mnie Lizzy, która ma minę jakby patrzyła na zbliżającą się nieubłaganie falę tsunami. Albo pędzący niebezpiecznie samochód, który zaraz uderzy wprost w nią. Dostrzegam w jej oczach lęk, może wstyd, niepewność. Ale przecież to nie ona zawiniła, a ta cholerna nieodpowiedzialna małolata.

- Kelsy po prostu trochę się pogubiła. Jest młoda, dużo przeszła. Nie możesz mieć do niej pretensji o to, że chciała zaznać trochę szczęścia. - tłumaczy jak na adwokata diabła przystało.

- Zajście w ciążę z pierwszym lepszym nazywasz chęcią zaznania szczęścia? Czy ona jest aż tak niedojrzała czy głupia? - nie mogę tego pojąć.

- Nie bądź niesprawiedliwy. My też wpadliśmy. Nie masz prawa jej oceniać. - rzuca hardo Lizzy w obronie dziewczyny. Nie sądziłem, że posunie się do takich argumentów.

- Jak możesz w ogóle porównywać te dwie sytuacje? Ja nigdy nie kazałbym Ci usunąć dziecka. I nigdy bym Ci na to nie pozwolił. Jej zresztą też nie pozwolę. Nie ma na to szans. Gdzie ona się ukrywa? Zaraz sobie z nią pogadam. - zrywam się z miejsca i chcę ruszyć na poszukiwania Kelsy, lecz Elizabeth mnie zatrzymuje.

- Nie możesz tego zrobić. Ona potrzebuje teraz odpoczynku i spokoju. Płakała pół nocy, daj jej pospać. Później, jak już się uspokoisz, będziesz mógł z nią porozmawiać. Porozmawiać, mówię, a nie krzyczeć. - poucza mnie moja blondyneczka.

Wiem, że jest sporo racji w tym, co mówi Lizzy, ale na niewiele się to zdaje, bo w dalszym ciągu aż mnie nosi.

Dostrzegam, że żona próbuje mi jeszcze coś wyznać i od razu wiem, że w jej pięknej główce już pojawił się jakiś chytry plan. Bacznie obserwuję jak zbiera się w sobie, by obwieścić mi swoje zamiary.

- Ona nie może przerwać ciąży, nie pozwolę jej zabić tego dziecka. - mówi cicho to co oboje wiemy. Ja również na to nie pozwolę. Dobrze, że się tu zgadzamy, ale nie mogłoby być inaczej. Nie bez powodu zostaliśmy małżeństwem. Choć normalnie jesteśmy totalnie różni, to w sprawach fundamentalnych mamy bardzo podobne poglądy. Sądzę jednak, że to jeszcze nie koniec. I mam rację.

- Pomożemy jej, prawda? - pyta z nadzieją w głosie, a ja przytulam ją do swego boku dając jej do zrozumienia, że nie ma co do tego wątpliwości.

- Jeśli tylko zechce przyjąć od nas pomoc. Zauważyłaś już pewnie, że ta dziewczyna potrafi być strasznie uparta. Prawie jak Ty. - śmieję się pod nosem, ale Elizabeth nie podziela mojej wesołości, tylko patrzy na mnie smętnie, ciągle się wahając. Mam złe przeczucia.

- Mam na myśli to, że serio musimy jej pomóc. Ona nie ma nikogo innego. - naciska Lizzy.

- Niestety wiem. Poszukam jej jakiegoś domu, ale i tak uważam, że sama sobie tego piwa nawarzyła. - złość cały czas krąży w mojej krwi.

- A co będzie z dzieckiem? - dopytuje moja troskliwa żona.

- Jemu też znajdziemy jakiś dobry dom. Jest dużo rodzin, które bardzo chciałyby mieć dzieci, ale z różnych powodów nie mogą. Adopcja to chyba najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji. - zastanawiam się na głos, ale widzę że mój pomysł nie jest tym, co chciałaby usłyszeć Elizabeth. A niech mnie!

- Nawet o tym nie myśl, Lizzy! - wyprzedzam jej pytanie, bo już wiem nad czym tak usilnie się zastanawiała.

- Dlaczego nie, Nash? Przecież możemy stworzyć temu dziecku kochający dom. Wiem, że to dość nagle wynikło i się tego nie spodziewaliśmy, ale na co czekać? Może to los postawił na naszej drodze Kelsy i tak ma właśnie być? Sam tylko pomyśl, wszyscy możemy wyjść cało z tej sytuacji. - papla bez zająknięcia, zupełnie jakby ćwiczyła wcześniej tę rozmowę. 

Promise Me No Promises (cz.3.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz