Nash - obecnie
Szedłem ciemną drogą o czwartej nad ranem w stronę domu. Czułem się jak gówno. Byłem zmęczony, wciąż pijany i jeszcze bardziej zły, lecz tym razem na samego siebie. I przede wszystkim czułem przemożny, dogłębny smutek.
Nie mogłem wsiąść za kierownicę, dlatego zostawiłem samochód pod barem Ashley. Ją też tam zostawiłem, bez słowa, śpiącą i otumanioną seksem.
Ja nie zmrużyłbym przy niej oka ani na chwilę. Co innego ostre rżnięcie a co innego spędzenie nocy razem.
Niedługo powinno zacząć świtać. Od dziecka uwielbiałem właśnie tę porę dnia. Patrzenie jak świat budzi się do życia to był mój codzienny rytuał. Ale nie dziś. Tym razem nie czuję wcale radości na myśl o brzasku. Pierwsze promienie słońca nie przyniosą mi światła. Stan w jakim się znajduje to jedynie ciemność i pustka. Zupełnie jak ta opustoszała ulica, którą teraz zmierzam. Półgodzinny spacer, ani rześkie nocne powietrze również nie przynoszą ukojenia. Nadal czuję się jak gówno.
Spodziewałem się zastać dom pogrążony w mroku, ale nie. W kuchni przy stole siedział mój tata, w dłoniach trzymając kubek, zimnej już pewnie, kawy. Wyglądał jakby spędził tu całą noc. Miał podkrążone oczy i zapadnięte policzki. Sprawiał wrażenie starszego niż w rzeczywistości był.
- Co się stało, tato? - przerwałem napiętą ciszę.
Jon posłał mi smutne spojrzenie i schrypnietym głosem kolejny raz wypowiedział słowa, które złamały mi serce.
- Ona wyjechała.
Elizabeth - obecnie
Prawie cała noc za kierownicą i pokonanie blisko czterystu mil spowodowało, że stałam teraz pod drzwiami żółto - niebieskiego bloku w New Buffalo. Wciągałam zapach Jeziora Michigan i drżącymi palcami wybierałam numer na domofonie.
Był dopiero wczesny poranek, ale nie miałam siły dłużej czekać aż pora na spotkanie będzie bardziej dogodna.
Nawet nie przyszło mi wcześniej do głowy, że mieszkanie będzie puste. Ale tak najwyraźniej musiało być, bo już trzykrotnie dzwoniłam dzwonkiem i nadal nic. A
Usiadłam na ławce przed budynkiem i czekałam. Poranne słońce rzucało ostre promienie na moją twarz, a ja zapatrzylam się na krążące nad wodą ptactwo. Dzień zapowiadał się pogodnie i spokojnie, przynajmniej jeśli chodzi o pogodę. Zupełnie inaczej rzecz się miała jeśli chodzi o moją niezapowiedzianą wizytę w tym małym miasteczku w stanie Michigan, w hrabstwie Berrien.Nawet nie wiem kiedy głowa opadła mi na ramię, a oczy zaszły mgłą. Z niespokojnego snu wyrwał mnie zaskoczony głos.
- Lizzy, to naprawdę Ty? - uniosłam zaspane oczy na kobietę w średnim wieku. Wciąż była elegancka i eteryczna, lecz pierwsze oznaki starości odbijały się na jej niegdyś jaśniejącej szczęściem twarzy. Nadal była piękna, ale smutek na trwałe zagościł w jej zielonych tęczówkach.
- Witaj Olivio. - przywitałam się z byłą teściową.
- Co tu robisz? Jak mnie znalazłaś? - dziwiła się.
Szczerze powiedziawszy swoim zachowaniem zaskoczyłam samą siebie. Po kłótni z Nashem miałam ochotę zniknąć bez słowa i już nigdy więcej nie oglądać jego przystojnej twarzy. Już raz odeszłam i kosztowało mnie to naprawdę wiele. Drugi raz nie chciałam popełniać tego błędu. Nie, jeśli istniał choć cień nadziei, że mogę uratować mojego smutnego chłopca, a wiem, że w głębi serca tym właśnie jest mój były mąż. Dlatego posłuchałam rady Toma i nie odpuściłam tak łatwo. Nie odejdę bez walki.
Wymusiłam na Jonie adres jego żony i wcale nie byłam aż tak zdziwiona, gdy okazało sie, że nadal utrzymują kontakt.
No i jestem.
- Musimy porozmawiać. Czas wracać do domu, mamo. - słowa "dom" i "mamo" ledwo przeszły przez moje ściśnięte gardło, ale tak musiało być. Pora zacząć nazywać rzeczy po imieniu. Koniec z tym udawaniem.
Olivia zbladła i zaczerpnęła gwałtownie haust powietrza. Od dawna chyba nikt się tak do niej nie zwracał. A ja mam zamiar dowiedzieć się dlaczego.
- Wejdźmy do środka.
Mieszkanie było usytuowane na piątym piętrze, lecz nie stanowiło to problemu, gdyż budynek był bardzo nowoczesny i posiadał wysokiej jakości windę.
Widok rozciągający się z okien zapierał dech w piersi. Krajobraz Michigan tak bardzo różnił się do tego znajomego z Kentucky. Wszystko tu było inne. Czy to właśnie dlatego Olivia zdecydowała się osiąść w New Buffalo?
- Masz piękne mieszkanie. - zachwyciłam się.
- Dziękuję. Uwielbiam ten widok. Każdego ranka wybieram się na spacer po nadbrzeżu. - to tłumaczy jej nieobecność w domu, gdy za pierwszym razem jej nie zastałam.
- Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego odeszłaś? - przeszłam do sedna sprawy, nie tracąc więcej czasu na owijanie w bawełnę.
Olivia opuściła głowę, a jej wąskie ramiona zwisły bezwiednie po bokach. Wydawała się taka stara, do cna wyczerpana.
- Obie wiemy czym jest strata dziecka. Gdy Rick... Gdy mój synek wpadł na pomysł, że chce poświęcić życie na ratowanie innych uznałam Go za bohatera. W naszej rodzinie od pokoleń wpajano nam, że w życiu liczą się trzy rzeczy: Bóg, honor i ojczyzna. Pomysł z West Point i wstąpienie do armii było zarazem powodem do wielkiej dumy, jak i największa zgrozs matczynej codzienności. Co wieczór modliłam się do Boga, by miał w Swojej opiece moje dziecko. Dzień, w którym mężczyźni w galowych garniturach zapukali do naszych drzwi był najgorszym w moim życiu. Żadna matka nie powinna nigdy musieć chować własnego dziecka, nie takie powinny być koleje losu. Ale okrutny los nie pyta nikogo o zdanie. Odebrał mi syna, zostawiając w sercu wielką zaognioną ranę. Ten ból był i nadal jest nie do opisania. Ale Ty to przecież znasz... Caroline... Tamtego dnia moje serce pękło po raz drugi. I choć to w żaden sposób nie może równać się temu, przez co Ty przechodziłaś, to wiedz, że nie popieram czynów Nasha. Jego zachowanie było niewybaczalne. Ja mogłam liczyć na wsparcie kochającego męża, a Ty? Zostawił Cię zaledwie kilka dni po tamtej tragedii. Poświęcił życie dla potrzebujących, zupełnie jak jego brat, ale kompletnie zapomniał przy tym o tych, którzy powinni być dla niego najważniejsi. O żonie i córce. Tak strasznie mi przykro, kochanie...
Łzy spływały potokami z okolonych zmarszczkami oczu w kolorze mętnej zieleni. Nawet nie wiem kiedy ja sama zaczęłam płakać. Były to rzewne krople wyrażające ból i cierpienie nie do opisania, smutek tłumiony latami, ale także, o ironio, łzy niosące oczyczenie, swoiste katharsis, powiew nowej nadziei, pierwsze oznaki nadchodzącej wiosny.
CZYTASZ
Promise Me No Promises (cz.3.)
RomansElizabeth Laprasse to kobieta silna, seksowna i pewna siebie. Kusi facetów długimi nogami, blond włosami, zmysłowymi kształtami, a do tego mocnym akcentem. Z pozoru prze do przodu, nie oglądając się za siebie. Ale nie zawsze tak było, kiedyś była zu...