Rozdział 20.

671 26 0
                                    

Cześć ;)

Nie będę tłumaczyć długiej nieobecności brakiem czasu, bo to się po prostu nazywa dorosłość i mam nadzieję, że to zrozumiecie. Niestety zapowiada się, że rozdziały będą pojawiać się znacznie rzadziej. Może raz w tygodniu uda mi się coś wrzucić, ale nie obiecuję. No Promises ;D
Rozdział może się wydawać jakby urwany w połowie, ale tylko dlatego, że w kolejnej części pojawi się więcej z życia Nasha. Ale dość gadania, a więcej czytania. Bawcie się dobrze. Zachęcam do komentowania.
Pozdrawiam ;)

**************

Rozdział 20.

Elizabeth - obecnie

- Możesz mi wyjaśnić, co to do cholery miało znaczyć? - przerwał krępującą ciszę Nash, dopiero, gdy wróciliśmy do domu.

Był wściekły, jego oczy błyszczały jak stal w słońcu, ale to wcale nie wróżyło niczego dobrego. Mogłam się spodziewać, że będzie niezadowolony. Nie lubi, albo raczej nie jest przyzwyczajony, że ktoś może mu się sprzeciwić, czy też mieć własne zdanie. Chyba zapomniał już jak to kiedyś było.

Jako małżeństwo nie mieliśmy długiego stażu, a nasz związek od samego początku był nieco niekonwencjonalny. Młody Nash był buntownikiem, ale ja, gdy już wreszcie poznałam sposób by do niego dotrzeć, mogłam zrobić wszystko. Nauczyłam sie, może nie wmawiać Nashowi swoje racje, ale przedstawić je tak, iż po jakimś czasie stwierdzał, że to był jego własny pomysł. Zawsze jednak był opiekuńczy i gotowy do poświęceń. Teraz jego instynkty chyba tylko się wyostrzyły.

- Walczę o swoje. - odpowiadam hardo.

Moja odpowiedź najwyraźniej nie zadowala Nasha, bo nadal ma nadąsaną minę.

- Powiesz mi w końcu, jak do tego doszło? - rzekł po chwili, lecz już nieco spokojniej, pewnie pojął, że krzykiem nic nie wskóra.

- Mówiłam tylko mnie nie słuchałeś. - obdarowałam swego byłego spojrzeniem pełnym wyrzutu, co nie na wiele się zdało. - Wyjeżdżałam spod sklepu, a ta wariatka ruszyła w tym samym momencie i uderzyła w moje auto. Zrobiła to specjalnie. Potem zorganizowała wielkie show, a na koniec chciała Cię przeciągnąć na swoją stronę. Udało jej się, jak widzę. - oskarżenie nie było wcale bezzasadne, choć czekałam aż zaprzeczy. Chciałam by to zrobił.

- Nie jestem po niczyjej stronie. Nie było mnie tam. - perorował.

- Od dawna z nią sypiasz? - nie mogłam się powstrzymać. Nash na te słowa jakby się wzdrygnął, ale nie unikał odpowiedzi. Brawo za odwagę.

- Od kilku lat, ale sporadycznie. Nic oprócz seksu mnie z nią nie łączy, uwierz mi. - posłał mi błagalne spojrzenie. Niby nie musiał mi się tłumaczyć, ale w głębi serca oboje byliśmy świadomi, że wyjaśnienie tej sytuacji jest konieczne.

Ponadto domyślałam się prawdy już wcześniej, a mimo to wieści o związku, czy cokolwiek to było, mojego męża z tą wywłoką zabolały. Przybrałam jednak maskę obojętności i nie chciałam więcej się zagłębiać w ten temat.

- Spoko. - odwróciłam się plecami do mężczyzny, bo nie mogłam spojrzeć mu w twarz. Co to to już za wiele.

- Spoko? Kto tak w ogóle mówi? Gdzie się podziały twoje dobre maniery i wykwintny język? - zadrwił z uśmiechem.

- Język nie może być wykwintny. Co najwyżej, dajmy na to, można używać starannie wysublimowanego słownictwa - zaśmiałam się.

- No i proszę, księżniczka z wyższych sfer wróciła. - zakpił, lecz nie przyjęłam tego jako oskarżenia czy obelgi. Wręcz przeciwnie, w jego ustach zabrzmiało to niczym komplement, mała namiastka przeszłości.

Promise Me No Promises (cz.3.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz