Cześć kochani czytelnicy!
Cieszę się, że czytacie moje opowiadanie, ale po raz kolejny proszę o jakiś odzew, bym wiedziała co myślicie i czy jest sens bym w ogóle publikowała kolejne części. Nie dopraszam się o więcej gwiazdek (choć wcale się nie obrażę za jakieś głosy ;P) jednak proszę o jakiś sygnał, że jednak ktoś to czyta ;)
Pozdrawiam w ten piękny "wiosenny" dzień przed świętami i życzę miłego czytania ;)ATTENZIONE! SCENY + 17.5 ;D
*****************
Elizabeth
Roztrzęsiona wracam do domu i pierwsze co robię, to idę pod prysznic. Gorąca woda rozgrzewa powoli moje wyziębione ciało, gdy na zewnątrz szaleje burza. Jedno wiem na pewno, lekcje jazdy konnej to był zdecydowanie zły pomysł. Dopiero po wyjściu z łazienki nieco się uspokajam i odprężam, choć w głowie nadal mi szumi, a adrenalina krąży w krwiobiegu. To było głupie, wiem. Nie powinnam się tak upierać, mogłam posłuchać Ricka. Przeze mnie będzie miał teraz problemy. Gdy wracałam do domu, słyszałam wściekły krzyk Nasha. Zawsze był nerwowy, to fakt, ale po tej akcji jego oczy ciskały gromy, był jak tykającą bomba. Na mnie nawet nie chciał patrzeć, kazał mi tylko spieprzać do domu. Ale Rickowi nie odpuści tak łatwo...
Owinięta w cieplutki szlafrok stałam przy oknie i podziwiałam targającą niebem burze. Pioruny co rusz rozjaśniały świat jak lampa błyskowa. Przerażające i piękne zarazem. Najpierw poczułam, a dopiero później ujrzałam ciemną postać w oknie sąsiedniego budynku. Stał tam i patrzył na mnie, odczuwałam jego wzrok każdą najmniejszą komórką mojego ciała. Nie lubiłam go, nie znosiłam jego opryskliwego zachowania i wrednych docinków. Dlaczego więc czułam się tak, jakby prąd przebiegał po mojej skórze ilekroć tylko na mnie spojrzał? Dlaczego on? Jakim prawem?
Chociaż dzisiaj po raz pierwszy patrzył na mnie inaczej niż zwykle. Wtedy na łące, gdy uwolnił mnie od pędzącego konia, jego oczy wcale nie ciskały gromów, a emanowały jakimś zupełnie obcym blaskiem, trochę smutku, ciekawości i jakby zmartwienia. Czy to możliwe, że martwił się o mnie? Chyba nie bardzo. Pewnie sobie coś ubzdurałam, przecież on mnie nienawidzi i za każdym razem, gdy tylko ma taką okazję, chętnie mi o tym przypomina.
Nash
Nosi mnie. Jestem tak podminowany, że szalejącą burza na zewnątrz, w porównaniu ze mną, wydaje tylko ciche pomruki.
Rick pewnie nie odezwie się do mnie przez następny miesiąc jak nie lepiej. Zjebałem go na czym świat stoi, kompletnie nie ważąc na słowa.
Przesadziłem, wiem. Ale cholera jasna, czy ten chłopak nie ma za grosz zdrowego rozsądku? Koń to nie motor, którym może wybrać się na romantyczną wycieczkę z ukochaną!
Pfff, ukochaną... Wolne żarty, przecież mogła jej się stać krzywda... A potem co?Przemoczony od stóp do głów wracam do siebie, omijając wszystko i wszystkich. Mama próbowała wybadać, co się stało, ale nie chciałem o tym gadać. Tata wycofał się bez słowa na sam mój widok. Super... A zapowiadał się taki fajny wieczór...
Nie lubię burzy. Najchętniej odciął bym się od świata zewnętrznego, ale przecież mam już plany. W samym ręczniku podchodzę do okna by opuścić rolety, a wtedy widzę Ją. Ta Mała działa mi na nerwy jak mało kto, w sumie jak nikt inny. Ale dzisiaj pokazała mi się z zupełnie innej strony. Wydawała się taka zagubiona i krucha. Przez moment miałem głupi pomysł, że potrzebuje mnie, mojego wsparcia. Że tego właśnie chce. Ale to była tak krótka myśl, że na szczęście równie szybko jak się pojawiła, tak i ulotniła się.
Niech to szlag!
Mam już dość tego wszystkiego. Pospiesznie ubieram, co tylko pod ręką i pięć minut później już jadę swoim, "odziedziczonym" po starszym bracie, Chevroletem na domówkę do jakiejś mało znanej mi laski. To bez znaczenia, liczy się okazja do balangi. Muszę odciąć się od tego gówna. Potrzebuje zapomnienia. I mam nadzieję, że Ashley mi w tym pomoże.- Cześć Przystojniaku! Fajnie, że jesteś. - wita mnie od progu Ruda. Ma na sobie cholernie obcisłe lateksowe spodnie i jakiś błyszczący top, pozostawiający bardzo niewiele dla wyobraźni. Ja i tak znam już to ciało. Ashley nie ma przede mną tajemnic. Wolę nie myśleć przed kim również jest taka otwarta. Ale póki co, mam to gdzieś.
Od razu wbijam się w jej krwistoczerwone usteczka i pcham ją na tyły domu, w poszukiwaniu jakiegokolwiek w miarę pustego pomieszczenia. Nie jestem wybredny, nie przeszkadza mi hałas i obecność tłumu za ścianą. Ruda najwyraźniej też nie ma żadnych oporów, bo chwilę później klęczy przede mną i robi najlepszego loda jakiego w tej chwili mógłbym sobie wymarzyć. Zaciskam pięść na jej czerwonych lokach i przymykam powieki. Dobra jest, ooo tak. Zaciska palce u podstawy mojego kutasa, czym zyskuje dodatkowe dwa punkty, jest coraz lepsza w te klocki. Wbijam się w nią coraz szybciej, nie dbam o jej uczucia czy komfort. Mam to w dupie. Muszę się spuścić i tylko to się dla mnie liczy. Jestem już na granicy, światło u bram mojego orgazmowego raju rozbłyskuje pod moją czaszką, aż nagle doznaję zwarcia. Brązowe oczy dziewczyny stają się błękitne, rude fale lśnią rozjaśnione letnim słońcem, a mały nosek krzywi się z odrazą. Odskakuje jak poparzony, lecz jest już na tyle późno, że gęsta biała ciecz rozpryskuje po nagim brzuchu nastolatki klęczącej przede mną.
Oburzony krzyk jest wystarczającym sygnałem dla mnie, że to już koniec tej zabawy. Zjebałem na całej linii. Ashley próbuje się jakoś powycierać, ale w konsekwencji tylko wsmarowuje spermę w skórę. Jest wkurwiona, chyba nie mogę mieć do niej o to pretensji. Ściągam podkoszulek i podaje jej, ale tylko obrzuca mnie pełnym wzgardy wzrokiem i wychodzi obrażona, trzaskając drzwiami.Jestem chujem.
To wszystko przez tę Małą, niech Ją szlag!
CZYTASZ
Promise Me No Promises (cz.3.)
RomansaElizabeth Laprasse to kobieta silna, seksowna i pewna siebie. Kusi facetów długimi nogami, blond włosami, zmysłowymi kształtami, a do tego mocnym akcentem. Z pozoru prze do przodu, nie oglądając się za siebie. Ale nie zawsze tak było, kiedyś była zu...