Elizabeth
Kolejnego dnia, zaraz po śniadaniu, ciocia wysłała mnie do sąsiadów bym zaniosła im jakiś kosz. Nie wnikałam, co jest w środku i bez słowa skargi wykonałam powierzone zadanie. Drzwi otworzyła mi ładna kobieta, na oko czterdziestoletnia. Miała długie, brązowe, lśniące włosy i nosiła lnianą tunikę i białe spodnie. Wyglądała młodo i świeżo. Promienny uśmiech zagościł na jej ustach, chyba spodziewała się mojej wizyty.
- Witaj Elizabeth. Jestem Olivia, mama Ricka i Nasha. Nie miałyśmy jeszcze okazji się poznać. Wejdź, proszę. - gestem zaprosiła mnie do środka.
Rozglądałam się oczarowana. Dom był wielki, ale nie sprawiał wcale wrażenia pustego, wszystko miało swoje miejsce i świetnie pasowało do pozostałych rzeczy. Największe wrażenie zrobiła na mnie kuchnia. Wielkie okna wychodziły na południe i ukazywały widok na ogród. Ściany w kolorze łososiowym ładnie się komponowały z białymi meblami. Zasiadłyśmy przy okrągłym stoliku i zostałam poczęstowana kompotem i kruchymi ciasteczkami. To wszystko było bardzo miłe, a w całym domu panowała rodzinna atmosfera - zupełnie obce dla mnie uczucie. W moim domu, w Paryżu, każdy żył swoim życiem, ewentualnie rodzice dbali o zachowanie pozorów przed znajomymi. To tyle w tej kwestii.
- Masz ochotę? - zapytała Olivia wyciągając w moją stronę pudełko wyjęte z koszyka. Zaciekawiona spojrzałam do środka i okazało się, że moja wizyta była spowodowana wielką górą oblanych czekoladą i otoczonych wiórkami kokosanek. Moje ulubione ciacha. Już wiem, co tak pachniało w całym domu. Szkoda, że wcześniej ich nie odkryłam, ale mam nadzieję, że dla mnie też ciocia kilka zostawiła.
- Dziękuję. - z przyjemnością skosztowałam jednej zgrabnej kostki, a smak czekolady uderzył w moje podniebienie. Były swieżutkie i ślinka mi pociekła na sam ich widok. Muszę pochwalić ciocię, bo smakowały wyśmienicie.
- Eveline jest mistrzynią w kuchni, nie to co ja. Dlatego moje chłopaki tak ją uwielbiają, zwłaszcza Nash. Za jej kokosanki jest w stanie, no może nie zabić, ale nawet posprzątać pokój bez słowa skargi. - zaśmiała się uroczo Olivia, a ja wiedziałam już po kim Rick odziedziczył ten charakterystyczny uśmiech.
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć, bo temat młodszego z braci był dla mnie dość krępujący. Jednakże niczego nie podejrzewająca kobieta ciągnęła w najlepsze:- Będzie zachwycony. Mogłabyś mu zanieść kilka? Na pewno się ucieszy. Znajdziesz go gdzieś z tyłu. Pewnie znowu walczy z Castielem. Och, co za uparty chłopak... - narzekała Olivia, a ja kompletnie nie miałam pojęcia, o co jej chodzi. I jak na ciekawską osobę przystało, ani się obejrzałam, a już szłam wyłożoną kamieniami dróżką na tył domu państwa Nolanów.
Wcześniej jakoś nie zwróciłam uwagi na zabudowania znajdujące się na ich farmie. Właściwie nazwa ranczo była bardziej adekwatna. Moim oczom ukazała się pokaźnych rozmiarów stajnia, obok stodoła z sianem, tak przynajmniej mi się wydawało. Nigdzie jednak nie widziałam chłopaka. Nagle usłyszałam rżenie konia i skierowałam się w tamtą stronę. Z lewej strony rozciągał się ogrodzony białym drewnianym płotkiem padok, gdzie szalały młode źrebaki. Z kolei na prawo znajdowala się ujeżdżalnia. To stamtąd dochodziły głosy.
- No dawaj Cass, poradzisz sobie. To wcale nie tak wysoko, dasz radę. - przemawiał do gniadego konia Nash. Był całkowicie skupiony na zwierzęciu i chyba nawet nie zauważył mojej obecności.- Nie chce współpracować? - powiedziałam zamiast przywitania.
Nagła reakcja konia i jego pana przyprawiła mnie o szybsze bicie serca. Koń zaczął kręcić się niespokojnie, rżąc nerwowo, a Nash rzucił mi mordercze spojrzenie i krzyknął:
- Zwariowałaś? Nie możesz tu tak wpadać, spłoszyłaś Cassa. Masz szczęście, że nic Ci nie zrobił. Nie lubi obcych. Lepiej wynoś się stąd zanim zdenerwujesz go bardziej.
Nie jestem głupia, nie spodziewałam się radosnego powitania, jednak nie byłam przygotowana na taki wybuch. Przez chwilę byłam skłonna uwierzyć, że chłopak miał rację i koń rzeczywiście mógł być niebezpieczny, jednak gdy spojrzałam w te duże oczy zwierzaka, wiedziałam, że nic mi nie zrobi. To nie on był tutaj problemem, a ja. Nash mnie nie lubił i już żałowałam, że zgodziłam się tu przyjść. Ah ta piekielna ciekawość.
- Twoja mama mnie przysłała. To miało być dla Ciebie, od mojej cioci. Podobno twoje ulubione, tak? Jaka szkoda, że właśnie się zmarnowały. - to mówiąc wrednie przechyliłam pudełko i wszystkie ciastka poleciały na piach, którym wyłożona była ujeżdżalnia. Wiem, że to dziecinne z mojej strony, ale nie ukrywam, że widok zawodu jaki malował się na twarzy chłopaka był wielce satysfakcjonujący. Nie mogłam pohamować uśmiechu jaki cisnął mi się na usta. Obróciłam się na pięcie i skierowałam do wyjścia. Z oddali usłyszałam tylko mrukniecie pod nosem:
- Cholerna gówniara! - ciskał się Nash, ale po chwili dobiegł mnie z oddali jego śmiech. Rozbawiłam go? Wolne żarty. On jest chyba niezrównoważony...
Nash
Ja oszaleję! Ta dziewucha doprowadza mnie do szału. Choć muszę niechętnie przyznać, że mogła mieć trochę racji i rzeczywiście niepotrzebnie tak na nią naskoczyłem. Mało kto, oprócz pracowników, wchodzi do stajni. To moje miejsce, moja pasja. Od dobrych kilku miesięcy szkolę Cassa, ale ogier nie zawsze chce współpracować, nie mówiąc o tym, że nie lubi obcych. Nawet Ricka nie raz i nie dwa potraktował zębami albo czasem jeszcze coś gorszego. Jest bystry i bardzo mądry, ale czasem lubi robić na przekór. Jest u nas od urodzenia i od samego początku stał się moim ulubieńcem, dlatego bez słowa skargi spędzam z nim możliwie jak najwięcej czasu. Mam nadzieję, że na wiosnę uda mi się wystartować w wyścigach, ale do tego jeszcze długa droga.
Ta Mała nie powinna tu wchodzić i tyle. Chociaż szczerze mówiąc pokazała jaja niszcząc moje ulubione kokosanki. Taka strata, ale sam jestem sobie winny. Blondi pokazała charakterek, nie spodziewałem się tego po niej. Królewna wyższych sfer by się tak nie zachowała, ale nie znaczy to wcale, że teraz zmienię zdanie co do niej. Niedoczekanie...
CZYTASZ
Promise Me No Promises (cz.3.)
RomansElizabeth Laprasse to kobieta silna, seksowna i pewna siebie. Kusi facetów długimi nogami, blond włosami, zmysłowymi kształtami, a do tego mocnym akcentem. Z pozoru prze do przodu, nie oglądając się za siebie. Ale nie zawsze tak było, kiedyś była zu...