Rozdział 22.

730 22 4
                                    

Nash - 18 lat

Wiosenny poranek niczym nie różnił się od każdego innego dnia tygodnia, dopóki mama nie odebrała tajemniczego telefonu.

Dzwoniła jej przyjaciółka Donna, która samozwańczo została również jej agentką. Do tej pory mama jej nie potrzebowała, ale podobno od teraz ma się to zmienić. Mianowicie jakaś agencja o krajowej sławie zainteresowała się nową książką mamy i postanowiła ją wydać. Mamuśka biega po domu cała w skowronkach i szykuje się na wieczorny bankiet organizowany właśnie przez tę redakcję na cześć jakiejś innej pisarki, która w zawrotnym tempie robi karierę i oczywiście liczy, że jej marzenia spełnią się równie szybko.
A
Życzę jej jak najlepiej, ale nie nakręcam się aż tak.

Bankiet ma się odbyć w renomowanej restauracji w oddalonym o ponad 70 mil Evanswille, a rodzice wybierają się na niego razem z wujostwem Elizabeth.

Mama pochłonięta przygotowaniami zapomniała o całym bożym świecie, ale za to nasza kochana sąsiadka jest bardzo przewidywalna i zaprosiła nas na szybki obiad.

- Gratulacje Olivio, tak bardzo się cieszymy Twoim szczęściem. - powiedziała Eveline zajmując miejsce przy boku Christophera. Naprzeciw nich siedzieli moi rodzice, a ja z braku wyboru znalazłem się po przeciwnej stronie blondyneczki.

Lizzy również przyłączyła się do gratulacji i posłała przyjazny uśmiech mojej mamie, ale szybko odpłynęła we własnych myślach.

Wyglądała na skonsternowaną i zapewne nieświadomie dłubała jedynie widelcem w swoim talerzu. Prawie nic nie zjadła. Była jakaś nieobecna.

Nagle jakby wyczuła mój wzrok i spojrzała na mnie, a błękit jej tęczówek jeszcze bardziej się wyostrzył. Mało się nie zachłysnąłem, ale w ostatniej chwili udało mi się przełknąć kęs jedzenia, choc i tak zwróciłem na siebie uwagę pozostałych.

- Wszystko w porządku? - zaniepokoił się tata.

- Pewnie.

Posiłek trwał dalej w najlepsze, a ja byłem już śmiertelnie znudzony. Ile można tak gadać w kółko o tym samym?

Gdy Elizabeth grzecznie podziękowała i oddaliła się od stołu wychodząc do ogrodu, wykorzystałem okazję i również się ulotnilem. Nie zamierzałem za nią wychodzic, ale samo jakoś tak wyszło.

- Co to miało znaczyć? - zaatakowała mnie, gdy tylko przekroczyłem próg. Najwidoczniej spodziewała się, że podążę jej śladem.

- Co masz na myśli?

Gdyby wzrok mógł zabijać...

- Dlaczego gapiłeś się na mnie jak kot polujący na kanarka? - zapytała wyraźnie rozeźlona. Była wytrącona z równowagi, oddychała szybko i równie szybko mówiła, jednak starała się nie podnosić głosu, aby nikt nie mógł usłyszeć naszej wymiany zdań. Zawsze dbała o pozory, ale przynajmniej przy mnie przestała udawać.

- Na kanarka? Skąd to porównanie? Lubisz ptaki, Księżniczko? Bo tak się składa, że ja również, ale dysponuję jedynie okazałym orłem, jeśli byłabyś zainteresowana. - rzuciłem zaczepnie i nie musiałem długo czekać na reakcje. Usłyszałem trzask i poczułem pieczenie skóry na policzku.
Nie spodziewałem się, że Mała tak wybuchnie. Jej oczy ciskały gromy, cała drżała i chodziła w nerwach.

- Czyli jednak wolisz mniejsze okazy. Może to i dobrze, że wybrałaś mojego brata. Jakbyś zmieniła zdanie to wiesz, gdzie mnie szukać. - posłałem jej wymowny i bardzo sugestywny uśmiech, za co o mały włos bym oberwał kolejny policzek, ale szybko się uchyliłem, a jej szczupła dłoń przecięła ze świstem jedynie powietrze.

Promise Me No Promises (cz.3.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz