Rozdział 41.

535 27 0
                                    

Abra kadabra, to czary i magia!
Haha, to nie czary, to nowy rozdział 😁 Długo czekaliście, ale właśnie nadszedł czas, o piątej - kurde- rano, kiedy odwiedziła mnie wena ;D Lepiej wcześniej niż później, czy jakoś tak ;D
Więc miłego czytania i miłego dnia 😘

**************

Rozdział 41.

Elizabeth - osiem lat temu

Szumiało mi w głowie od tych wszystkich pytań i emocji, a te święta obfitowały zarówno w jedne jak i drugie.

Spodziewałam się, że moja ciąża okaże się nie lada nowiną, ale nie wierzyłam, że wywoła to burze o zasięgu ataku bombowego. Z podobnymi skutkami.

Po moim wyznaniu i spontanicznym "Kurwa!" Ricka najpierw nastała cisza, by następnie zapanował chaos. Wszystko zaczęło dziać się na raz.

Olivia krzyknęła zlękniona i zbladła jakby ducha zobaczyła. Po chwili jednak podbiegła do syna. Eveline uradowana uścisnęła mnie czule, ale wujek już spoglądał to na mnie to na Nasha z wyraźną dezaprobatą. Jon z kolei pozostał w tej samej pozycji i nie odezwał się ani jednym słowem. Rick rzucał mi burzliwe spojrzenie znad ramion swej matki, która porwała go w objęcia i nie chciała puścić. A Nash?

Opadł na krzesło i ukrył twarz w dłoniach. Oddychał ciężko i drżał na całym ciele. Mogłam to dostrzec nawet z miejsca, w którym stałam. Serce ścisnęło mi się boleśnie. I pierwszy raz pomyślałam, że to jednak nie może skończyć się tak dobrze, jak się wcześniej łudziłam.

Nash

Obraz przed mymi oczami był zamazany jak po przebudzeniu na kacu. Dźwięki rozmów dochodziły jakby zza ściany. Słowa zlewały się ze sobą, a ja nie mogłem się skupić na ich znaczeniu.

Jedyne co chodziło mi po głowie to głos Lizzy mówiący: "zostaniesz ojcem, Nash".

Słowa powtarzane jak mantra, choć wciąż nie mogłem pojąć ich znaczenia. Nie rozumiałem, że to się dzieje naprawdę.

- Nash, słyszysz mnie? - rozbrzmiał głos Elizabeth i sprowadził mnie na ziemię. Odrobinę, tylko po części.

W ramach odpowiedzi zdołałem jedynie pokiwać głową. Żadne dźwięki nie chciały opuścić mojego suchego niczym pustynia gardła.

- Chodź ze mną. - to nie była prośba. Blondyneczka chwyciła mnie za rękę i szarpnęła w stronę drzwi wyjściowych. Wszyscy byli tak zaaferowani, że nawet nie zwrócili uwagi na nasze zniknięcie.

Wyszliśmy na łąkę za domem. Jeszcze nie tak dawno temu z tego samego miejsca podziwialiśmy gwiazdy na niebie, a ja myślałem, że jest ona dla mnie równie daleka i nieosiągalna niczym kosmos. A teraz?

Teraz wszystko się zmieniło. A zmieni się jeszcze bardziej. Nasz świat stanie na głowie.

- Przepraszam. - przerwała ciszę drżącym z emocji głosem.
Znów pokręciłem głową, tym razem jednak zaprzeczając słowom dziewczyny.

- Proszę, daj mi się wytłumaczyć. Ja nie chciałam żeby tak wyszło. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale nie zrobiłam tego specjalnie, wierz mi. Nie miałam zamiaru Cię do niczego zmuszać. Wiem, że nie pisałeś się od razu na zakładanie rodziny i te wszystkie pieluszki, kupki, zarwane noce i w ogóle. Więc jeśli nie chcesz to ja Cię do niczego nie zmuszam. Jeśli czujesz, że Cię to przerasta to ja nie wymagam, żebyś...

- Co Ty kurwa pleciesz? - wszedłem Jej w słowo, bo to już poszło za daleko. - Jak możesz gadać takie bzdury? Wiesz, że Cię teraz nie zostawię. - zapewniłem z mocą, a w jej niebieskich oczach zalśniły łzy.

W moich pewnie zresztą też.
Byłem rozchwiany emocjonalnie, ale na własne życzenie. Elizabeth także nie panowała nad sobą, była wyraźnie przerażona, a mimo to próbowała zdjąć ze mnie ciężar odpowiedzialności, na co nigdy jej nie pozwolę.

- Teraz może nie, ale kiedyś przyjdzie taka chwila, kiedy zrozumiesz, że popełniłeś błąd i pożałujesz podjętych decyzji. Jesteś młody, masz przed sobą całe życie. Nie musisz się ze mną wiązać tylko ze względu na dziecko. To nie fair ani w stosunku do nas jak i do tego nienarodzonego dziecka. Proszę, nie rób tego. - jej głos brzmiał tak płaczliwie, że serce ściskało mi się boleśnie przy każdym słowie. Ona cierpiała, a to wszystko moja wina.

- Elizabeth, nie! - zaprotestowałem z mocą. Choć byłem przerażony wcale nie mniej niż ona, nie mogłem pozwolić, by przechodziła przez to sama. - Nigdy więcej nie wygaduj takich głupot. Żadne z nas tego nie planowało, ale stało się. Zostaniemy rodzicami. Może to trochę wcześniej niż zamierzaliśmy, ale widocznie taki los mamy zapisany w gwiazdach. Musimy wziąć się w garść. Musimy zapewnić temu dziecku jak najlepsze warunki do życia. Nie pozwolę, by coś mu się stało, rozumiesz? - pytam unosząc palcem jej zapłakaną twarz, tak by dostrzec cień nadziei w błyszczących oczach. Od razu lekki uśmiech przemyka po moich ustach.

- Mu? Myślisz, że to chłopiec? - nieśmiałe pytanie budzi we mnie nieznane dotąd uczucia. Mam ochotę się śmiać.

- Chłopiec czy dziewczyna, czy to ważne? Dla mnie liczy się fakt, że to cząstka Ciebie i będę je kochał tak samo bez względu na płeć. - zapewniam bez wątpliwości.

- I twoja. To nasze wspólne dzieło, Nash. - podkreśla czule moja blondyneczka.

I nagle wiem, co muszę zrobić.

Jedną dłonią gładzę policzek Elizabeth, a drugą dotykam jej płaskiego wciąż brzucha i gdy dociera do mnie, że w jego wnętrzu rozwija się owoc naszej miłości o mało nie tracę tchu. Moje serce galopuje jak u zlęknionego kolibra.

- Elizabeth Laprasse, zostaniesz moją żoną? Czy pozwolisz, abyśmy razem wychowali nasze dziecko? Jako normalna rodzina? Jako mąż i żona? - pytam przez ściśnięte gardło.

Czuję jak jej szczupłe ciało zaczyna drżeć, a po policzkach skapują nowe łzy. Ocieram je bez słowa i czekam.

- Nie chcę nic robić tylko ze względu na dziecko, Nash. Przykro mi. - mówi po kilku, długich jak miesiąc, minutach milczenia. Serce łomocze w mojej piersi i nie chce przyjąć odmowy.

- To nie ze względu na dziecko tylko na Ciebie. Kocham Cię, Lizzy. Pozwól mi na to. - opadam na kolana, a gdy moja twarz znajduje się na wysokości jej brzucha układam dłonie na jej bokach, uprzednio odsłaniając nagą skórę aż do pępka. Jest taka ciepła i miękka. Pachnie tak pięknie. Jak Ona. Moja Elizabeth. Ustami przywieram do jej cudownego brzucha i składam pocałunek, w którym chcę zawrzeć wszystkie swoje myśli i obietnice. Gdy ponownie spoglądam w błękitne oczy, widzę w nich te same emocje, które sam odczuwam. I czystą miłość.

Zrozumiała.


Promise Me No Promises (cz.3.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz